4 tysiące euro na zakup samochodu elektrycznego lub 3 tysiące na zakup auta hybrydowego – na takie bonusy mogą liczyć nasi sąsiedzi zza Odry. Angela Merkel postanowiła przyspieszyć „zieloną rewolucję” i z federalnych funduszy wycisnąć w sumie około miliarda euro. Branża motoryzacyjna chce dorzucić do tego kolejne 600 mln euro.
Pomysł rządu w Berlinie to próba zainicjowania niemalże cywilizacyjnej zmiany na rynku motoryzacyjnym. Dopłaty zaczną się już w maju br. i potrwają do końca bieżącej dekady – lub do wyczerpania środków, Niemcy nie ukrywają bowiem, że w dostępie do dopłat będzie obowiązywać zasada „kto pierwszy, ten lepszy”.
Jest też inna reguła: dopłaty będą obowiązywać przy zakupach maszyn z niższej i średniej półki. Jeżeli cena podstawowego modelu danego wozu przekracza 60 tysięcy euro, kupujący nie ma co liczyć na dopłatę. - Jeżeli kogoś stać na Porsche Cayenne, nie potrzebuje pomocy z pieniędzy podatników – kwitował poseł SPD Sören Bartol.
Środki zostaną podzielone na dwie pule: 300 mln euro z funduszy rządowych zostanie wydanych na rozbudowę sieci stacji ładowania akumulatorów nowych samochodów. Na same dopłaty rząd przeznaczy około 600 mln euro – drugie tyle dorzucą koncerny motoryzacyjne: Volswagen, Daimler czy BMW. W ten sposób suma przeznaczonych na ten program środków sięgnie 1,6 mld euro. Nabywcy będą mogli połączyć dopłatę z obowiązującą już ulgą podatkową: Niemiec kupujący elektryczne auto jest na dziesięć lat zwolniony z podatku drogowego.
Dzięki tym zachętom – jak liczą władze Republiki – w ciągu trzech najbliższych lat liczba aut elektrycznych i hybrydowych na niemieckich drogach powinna wzrosnąć z obecnego poziomu 55 tysięcy aut do 400-500 tysięcy pod koniec dekady.
Dopłaty, czy też premie, jak wolą nazywać te dodatki Niemcy, to dłoń wyciągnięta do niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego – będą one przyznawane wyłącznie nabywcom aut wyprodukowanych przez koncerny, które podpisały stosowne porozumienie z rządem. A na razie są to wyłącznie wymienione wyżej, niemieckie firmy. Te akurat przeżywają trudne chwile: po głośnym skandalu z manipulowaniem wynikami emisji spalin w autach VW, teraz kłopoty ma Daimler. Tymczasem cała branża daje zatrudnienie około 800 tysiącom osób nad Renem.