Pszczelarz Kamil Baj instaluje ule na dachu biurowca Eurocentrum
Pszczelarz Kamil Baj instaluje ule na dachu biurowca Eurocentrum Materiały prasowe
Reklama.
Pewnie myślisz, że miód miejski jest bardziej zanieczyszczony od wiejskiego. Nic bardziej mylnego. Nie ma w nim ryzyka chemii, czyli pestycydów, które są dziś plagą rolnictwa. Pszczoły filtrują go kilkanaście razy. – Miód miejski ma niezwykły smak. Zawiera domieszki z najróżniejszych drzew z miejskich parków, a także krzewów i np. koniczyny. Uwielbiam zwłaszcza kasztanowcowo-wierzbowy o niezwykłym aromacie czy lipowo-głogowy. Jest ciekawszy w smaku od wiejskiego, czyli lipowego i akacjowego – mówi w rozmowie z INN:Poland Kamil Baj, pszczelarz, który stawia w Warszawie ule m.in. na dachach wieżowców.
– W marcu rozstałem się z firmą Ernst & Young, w której pracowałem 10 lat. Byłem menadżerem w zespole doradztwa biznesowego. Wieżowiec, 18. piętro, garnitur, krawat, te sprawy. Lubiłem swoją pracę, chciałem jednak coś zmienić i spróbować być na własnym. Poza tym pszczoły już od dzieciństwa były moją pasją – opowiada o początkach swojej biznesowej pasji.
Od wiejskiej pasieki do dachów biurowców
Kamil od dziecka pomagał rodzicom w wiejskiej pasiece. Potem zajmował się pszczołami hobbystycznie przez prawie 20 lat. Dziś utrzymuje się z pszczół. Sprzedaje firmom usługę w postaci zainstalowanych uli. Koszt jego wytworzenia jest o wiele większy w Warszawie niż na wsi. Ze względu na koszty transportu – uli jest o wiele mniej niż na wsi – po kilka w jednym miejscu i są rozsiane po całej Warszawie. – Nie mam ich 30 w jednym miejscu, jak na wsi, a ich objazd zajmuje mi nawet dwa, trzy dni – mówi. Dla Kamila także dziś to nie tylko biznes. Chce pomagać pszczołom.
logo
Pszczoły są odpowiedzialne za jedną trzecią naszego pożywienia. Pixabay

Bez pszczół wyginiemy w 4 lata

Kamil Baj
pszczelarz, instaluje ule w Warszawie

Bez pszczół ludzkość nie byłaby w stanie się wyżywić. Około jednej trzeciej tego, co jemy jest zależne od pszczół. Bez nich jabłoń nie wydałaby owoców, a na naszych stołach nie byłoby ogórków. Oczywiście są inne zapylacze, ale tylko pszczoły są tak efektywne i działają na taką skalę.

Baj dostarcza ule i pszczoły do około dwudziestu miejsc w Warszawie. Są już w biurowcu Eurocentrum. To najwyżej zamontowane ule w Polsce, na 17. piętrze. A także na dachach Arkadii, Agory i Galerii Wileńskiej czy w Służewskim Domu Kultury. Do tego parę prywatnych ogrodów w warszawskich domach. Zwykle klienci płacą jednorazorwą opłatę za "adopcję" uli Kamila i cykliczne opłaty abonamentowe. Kamil stawia ule i się nimi opiekuje.
logo
Pasieka pszczelarza Kamila Baja Materiały prasowe
– Zaglądam do nich często, dbam o zdrowie pszczół, zapewniam bezpieczeństwo gościom hotelu i pracownikom biurowca. Dla hoteli czy biurowców ule to sprawa wizerunkowa. Nie ma lepszej pomocy dla pszczół niż zapewnienie im nowego miejsca, a korporacje chcą być eko. Z jednej rodziny pszczół, którą mam na wsi, rozmnażam drugą, którą przywożę do miasta. Zawsze przeciwdziała to wymieraniu pszczół, a to globalny problem. Poza tym organizuje warsztaty z wiedzy o pszczołach i miodzie dla wszystkich chętnych – opowiada.
Do tego sprzedaje miód, dwanaście różnych rodzajów z różnych dzielnic Warszawy. – Pierwszego miodu spodziewamy się za miesiąc, a w lipcu będzie dostępny do sprzedaży, m.in. na stronie Pszczelarium – deklaruje.
logo
Kamil Baj stawia ule na jednym z warszawskich bloków mieszkalnych Materiały prasowe
Szał na miejskie ule
Miejskie pszczelarstwo szturmem podbija Warszawę i inne miasta w Polsce. W stolicy jest już 400 miejskich uli. Oprócz Kamila pszczoły do Warszawy sprowadzał jeszcze m.in. Wiktor Jędrzejewski: jego miejskie ule pojawiły się na dachu hotelu Hyatt Regency w okolicach Łazienek, a także na osiedlu domków fińskich na Jazdowie. Ale to i tak pestka w porównaniu z Berlinem – 4 tysiące uli, czy Londynem – 5 tysięcy. Pszczoły mieszkają już m.in. na dachu Opery Paryskiej, zakrystii Notre Dame czy na dachach Manhattanu.
logo
Miód miejski jest znacznie smaczniejszy niż wiejski - mówi pszczelarz Kamil Baj, który rozmnaża pszczoły i znajduje dla nich mieszkania w miastach. Pixabay
Rolnicy miejscy wchodzą do polskich miast
Mało tego, poza pszczołami od kilku lat w Polsce coraz odważniej dochodzi do głosu moda na miejskich rolników. Odpadają koszty transportu, poza tym farmy miejskie są nawet 15 razy bardziej wydajne, nie ma naturalnych szkodników, można znacznie gęściej sadzić, bo wszystko jest sadzone ręcznie. Na razie ta moda raczkuje.
Motyka i Słońce postawiła na edukację – właśnie kończą się zapisy do szkoły ogrodników miejskich – zebrała na to pieniądze w zbiórce crowdfundingowej na PolakPotrafi. Na jednym z osiedli w Rudzie Śląskiej powstał ogród społeczny, w jego powstaniu wzięło udział kilkudziesięciu
mieszkańców, zasadzono kilkadziesiąt gatunków warzyw. Inicjatywa ekologiczna Kwiatuchi zbudowała szklarnie miejskie w Katowicach, a także przeprowadziła akcję Przekop Miasto na warszawskim Żoliborzu, gdzie powstały ogródki warzywne. Na warszawskiej Pradze powstał miejski warzywniak przy Pałacyku Konopackiego: dynie, buraki, fasola, pomidory. Wymieniać możnaby dalej.
– Jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej otwarci. Spodziewałem się skarg, a jest wręcz przeciwnie. Ludzie zagadują, a ja ich częstuję miodem. Ale dbamy też o ich bezpieczeństwo, ule są z dala od skupisk ludzkich – komentuje Kamil Baj.
logo
Pasieka Kamila Baja Materiały prasowe
Daleko nam jednak do Europy Zachodniej czy USA, gdzie rolnictwo miejskie jest znacznie bardziej rozpowszechnione. Ekologiczna żywność jest realną alternatywą dla przesiąkniętego chemią jedzenia z tradycyjnych upraw. Już 800 mln osób hoduje warzywa, owoce i zwierzęta w miastach – szacuje ONZ. Ekofarmy są szczególnie popularne w Kanadzie, Niemczech czy Holandii. W Nowym Jorku kurniki i warzywniaki panoszą się na dachach miejskich wieżowców. Do podlewania służy deszczówka, co odciąża kanalizację. Brytyjski artysta Nils Normann zaprojektował park w Hadze, będący połączeniem sztuki z realną korzyścią dla mieszkańców. Na 80 metrach kwadratowych posadzono mnóstwo warzyw i roślin. Oby tak dalej.

Napisz do autora: rafal.badowski@innpoland.pl