Polacy odwracają się od masowej produkcji i coraz chętniej sięgają po trunki z małych gorzelni. Zaczęło się od rynku piwa, gdzie królują obecnie lokalne browary. Ten trend przeniósł się na rynek wódki. Duże koncerny muszą więc udawać regionalne marki, by utrzymać pozycje na rynku.
O tym, że sytuacja na rynku mocnych alkoholi jest trudna, najlepiej świadczy bieżąca sytuacja łańcuckiego Polmosu. Firma z 250-letnią tradycją, aby przetrwać musi drastycznie ograniczyć zatrudnienie. Wedle oświadczenia właściciela marki, firmy Marie Brizard Wine & Spirit (MBWS), pracę straci 130... ze 159 zatrudnionych osób. Firma zainwestuje w budowę destylarni, którą ma zamiar otworzyć pod koniec 2017 roku. Jako powody decyzji MBWS wskazuje trudności rynkowe: wyższą akcyzę, presję cenową, ekspansję dyskontów i przede wszystkim słabnący popyt.
– Wedle naszych badań ogólnie konsumpcja alkoholu w Polsce spada – tłumaczy w rozmowie z INN:Poland Michał Gutt, twórca marki Gutt Vodka. Nie oznacza to, że na rynku nie pozostało luk, którą swoją produkcją mogą wypełnić obrotniejsi producenci. Przedsiębiorca wyjaśnia, że rośnie spożycie wódek w segmencie premium, wśród których niemało smakowych trunków. – Klienci coraz rzadziej chętniej wybierają alkohole smakowe. Kiedyś pieprzówki i ziołówki nie było w ogóle w sprzedaży – dodaje Michał Gutt.
Najlepszym dowodem na to, że mniejsze gorzelnie mają się coraz lepiej, jest historia samej Gutt Vodka. Trunki produkowane są w gorzelni Surwin na Podlasiu wedle własnej receptury. Marka zadebiutowała w 2015 roku i podbija kolejne skrawki rynku alkoholowego. Do tej pory sprzedano 26 tysięcy butelek, z czego 8 tysięcy, to seria kolekcjonerska i promocyjna o pojemności 50 mililitrów. Krótkie ekskluzywne serie oznaczają, że można maksymalizować marżę.
– Sugerujemy cenę detaliczną poniżej 100 złotych za półlitrową butelkę – mówi Michał Gutt. To trzy razy więcej niż np. cena butelki Absolut. Konsumenci szukają nowych smaków i są skłonni płacić za legendę, przyznaje Michał Gutt.
Dziś bowiem nie wystarczy produkować alkohol dobrej jakości. Trzeba wokół niego stworzyć historię, która pokaże wyjątkowość. O ziołowej wódce Gutta możemy przeczytać, że „ Smak to tradycja klasztornej wiedzy i strzeżona receptura.”. Kiermusianka chwali się, że: „Kiermusy „Dworek nad Łąkami” stworzył unikatową na skalę Polski okowitę. Wielorakość ziół zastosowanych przy jej produkcji ma korzystny wpływ na układ odpornościowy, a w szczególności dobre samopoczucie dnia następnego.”
Ostoya Vodka reklamuje się z kolei jako „połączenie najlepszej jakości pszenicy zasianej na pełnych słońca bieszczadzkich stokach oraz nieskazitelnej czystości wody”. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z małą bieszczadzką gorzelnią. Tymczasem jest to marka należąca do wielkiego koncernu Wyborowa Pernod Ricard. Mamy więc do czynienia z podobną sytuacją jak na rynku piwnym. Tam też duże browary, obok masowej produkcji, stworzyły marki, które mają udawać małe produkcje rzemieślnicze.
– W mojej ocenie rośnie popyt na tego typu wódki i rynek zmierza raczej w kierunku zapełnienia tego zapotrzebowania przez duże koncerny – potwierdza w rozmowie z INN:Poland Andrzej Okrasa, który prowadzi poświęcony mocnym alkoholom serwis szotyszociki.pl. – Wódki z mniejszych zakładów przeznaczone są raczej dla osób zakręconych w temacie, może nie znawców, ale tych, co lubią popróbować nowych smaków. Stąd odpowiedź dużych koncernów w postaci miliona różnych smaków – wyjaśnia.
Potwierdzają to również informacje dane z raportu KPMG. Wedle danych tej firmy doradczej, polscy konsumenci coraz chętniej sięgają po mocne alkohole z segmentu premium i doceniają regionalne pochodzenie, lokalność. To wszystko przy spadającej konsumpcji czystej wódki.
Średnie spożycie wysokoprocentowego alkoholu w przeliczeniu na jednego mieszkańca wyniosło w 2014 roku 2,8 litra. To najmniej od 12 lat, podaje DGP.