Były wielkie plany, globalna ekspansja i medialna kampania, a to wszystko może okazać się fikcją. O czym mowa? O Finspi – startupie, który rzekomo podbija rynek Indonezji. To portal społecznościowy, gdzie można umieszczać zdjęcia filmy i inne multimedia, a który miał być polską odpowiedzią na Facebooka.
Jego twórcy, Jack Mashtakov i Marcin Roszkowski chwalili się, że na Dalekim Wschodzie mają już ponad milion użytkowników, a inwestor kupił 5 proc. akcji z kwotę miliona złotych. Teraz jednak okazuje się, że cała akcja mogła być tylko sprawną akcją marketingową, kryjącą finansową wydmuszkę. I to na tyle dobrą, że daliśmy się na nią nabrać.
Od jakiegoś czasu dochodziły do nas sygnały, że portal społecznościowy Finspi opiera swoją popularność na wygenerowanym sztucznie ruchu i sprawnie przeprowadzanej kampanii w mediach.
Dmitrij Głuszczenko, twórca serwisu rozrywkowego Kwejk, opublikował na swoim profilu na Facebooku post, w którym nie pozostawił suchej nitki na Finspi. Skrytykował też artykuł, który ukazał się w „Polityce”, opisujący serwis w bardzo pozytywnym świetle.
Głuszczenko zarzucił dziennikarzom brak rzetelności. Stwierdził również, że cały start-up jest oszustwem. Na dowód zaprezentował dane z serwisu SimilarWeb, przeprowadzającego analizy wybranej przez siebie strony.
Z raportu wynikało, że większość ruchu generowanego na Finspi pochodzi z Facebooka, a dokładnie z farm fanów oraz botów (algorytmów), które sztucznie zawyżają statystyki odwiedzających. Wizyty miały być więc kupione przez twórców. Podobną opinię potwierdził w rozmowie z nami założyciel innego znanego w Polsce portalu, który zastrzegł anonimowość.
Nie na korzyść Finspi świadczy również średni czas przebywania w serwisie. Wynosi on tylko niewiele ponad minutę, a to bardzo mało jak na serwis społecznościowy. Dla porównania, według SimilarWeb, średni czas przebywania na Facebooku wynosi ponad 16 minut.
Tak krótki czas wiąże się również z bardzo słabą interakcją użytkowników. Pojawia się niewiele aktualizacji, a komentarzy jest mało – dla Głuszczenki jest to oznaka niemal zerowej aktywności.
Jednak aspektem, który daje najbardziej do myślenia, jest spojrzenie na to, skąd właściwie są użytkownicy Finspi. Analiza pokazuje, że ponad 48 proc. pochodzi z Polski a 28 – z Brazylii. Ilu jest z Indonezji, ktorą start-up rzekomo podbija? Niewiele ponad 12 proc. Twórca Kwejka w swoim wpisie podaje, że wcześniej 90 proc. ruchu na stronie generowano z naszego kraju, a z Dalekiego Wschodu było tylko… 2 proc.
Najlepszego zdania o Finspi nie jest również osoba, która wspołpracowała z Mashtakovem. W rozmowie z nami stwierdziła, że Finspi jest dokładną kopią innej strony, Zszywka.pl.
Zapytana, czy oskarżenia Głuszczenki mają pokrycie w rzeczywistości, potwierdza wszystko, co pojawiło się we wpisie. Przywołuje powiedzenie: „Fake it, ‘till you make it”. Oznacza to, że założyciel "polskiego Facebooka" udaje, że odniósł wielki sukces, bo chce przekonać inwestorów.
Tymczasem realnych sukcesów brak. – Jest tam tylko sztucznie wygenerowany ruch i chwalenie się sukcesami, których tak naprawdę nie ma – konkluduje.
Filip Miłoszewski z Listonic po raz pierwszy z Finspi miał kontakt na konferencji Mobile Trends Awards. Zasiadał wtedy w jury konkursu. Wspomina, że podobał mu się pomysł, chociaż twórcy mieli megalomańskie podejście.
Według niego, na niekorzyść Finspi przemawia właściwie zerowa ilość na pobrań ich aplikacji na smartfony. Na razie tylko tysiąc osób się na to zdecydowało.
Ale zwraca również uwagę, że działają oni na rynku azjatyckim, gdzie jest około 200 mobilnych sklepów. Android Market nie jest tam tak popularny jak w Polsce. Uważa, że sam pomysł na start-up jest ciekawy, tylko twórcy po prostu przeholowali z marketingiem.
Co na to sami zainteresowani? Marcin Roszkowski w rozmowie z nami mówi, że Finspi zostało pozytywnie zweryfikowane przez fundusze europejskie i z Doliny Krzemowej oraz inwestorzy z Azji.
Potwierdza również statystyki z SimilarWeb z zastrzeżeniem, że są to dane z zeszłego miesiąca, a niski ruch jest spowodowany tym, że w niektórych państwach ludzie średnio spędzają na Finspi 16 minut, a w innych, jak Arabia Saudyjska, tylko sekundę.
Co do oskarżeń o sztuczne generowanym ruchu, Roszkowski zastrzega, że nie mogliby sobie na to pozwolić z powodu specyfiki rynku. W Azji bardzo istotna jest szczerość w biznesie, podkreśla, więc nie mogą sobie pozwolić na takie praktyki. Całą sytuację podsumowuje jednym zdaniem: dopiero się rozwijają, budują swoją sieć społecznościową i na tym obecnie się skupiają. Przekonuje, że Finspi padł właśnie ofiarą ataku zawistników.