Porywanie się z motyką na słońce – pomyślałem, jak zobaczyłem, że dzisiaj ruszyła strona wypożyczalni samochodów elektrycznych. Jak w kraju o tak słabej infrastrukturze dla tego typu aut można wpaść na taki pomysł biznesowy? Jakub Tabędzki, który stoi za Sharcar, wyjaśnia, dlaczego wypożyczalnia aut elektrycznych to żadna fanaberia.
Czy to nie jest szaleństwo?
To samo mówili o Elonie Musku sześć lat temu – że jest wariatem, bo chce zbudować elektryczne auta. Proszę spojrzeć, gdzie jest teraz.
Dobrze, udało mu się, ale nie da się porównywać rynku amerykańskiego do polskiego. Tu nawet nie ma, gdzie tych aut ładować.
Myśli pan, że o tym nie wiem? Od kilku lat lobbuję, działam, staram się uświadamiać ludzi, że musimy zbudować te stacje dokujące.
Jakoś słabo to idzie.
To prawda.
A Pan chce mieć flotę na 900 aut.
Poprawka – ja już ją mam. Dostęp do niej uściślając.
I gdzie mają jeździć? I przede wszystkim jak, skoro nie da się ich załadować?
Czy Pan naprawdę myśli, że tego nie przemyślałem? Skoro samorządy i władze nie są zainteresowane, to sam postawię te infrastrukturę. Na początek w dużych miastach – celuję w Poznań i Warszawę. Dopiero wystartowaliśmy po roku szlifowania szczegółów i jesteśmy w fazie testów – proszę trochę poczekać.
Będę optymistą i założę, że stacje powstają i wypożyczalnia rusza. Kto ma z niej skorzystać?
Ludzie w Pana wieku , ok. 25-30 lat. Oni nie są skażeni to mentalnością, że musisz mieć auto, bo to jakiś tam wyznacznik luksusu. W Poznaniu, skąd pochodzę, często samochody stoją i zajmują miejsce, bo ich właściciele korzystają z nich raz w tygodniu, żeby pojechać na większe zakupy. A koszt eksploatacji takiego samochodu to nawet kilkaset złotych miesięcznie – benzyna, części, wymiana opon. To wszystko kosztuje.
W przypadku młodych jest inaczej?
Młodzi umieją myśleć i kalkulować. Po co im coś, co się kurzy pod blokiem i drenuje portfel?
A będzie się to Panu opłacać?
Jakby biznes się nie spinał, to bym w niego nie wchodził. Jestem przedsiębiorcą, założyłem kilka firm, do tego jeżdżę Teslą od roku – wyjeździłem prawie 30 tysięcy kilometrów. Znam się na tym, wiem jakie są koszty i z czym to się je. W przeciwieństwie do dealerów czy serwisów, które o elektrycznych autach nie mają pojęcia.
Hmmm...
Dobrze, inaczej. Wypożyczył Pan kiedyś rower?
Tak.
Zwrócił go Pan? Przypiął do stacji? W moim serwisie będzie tak samo.
Ale Pan wypożycza auta, a nie rowery – to zupełnie inny gabaryt.
Ale model biznesowy jest taki sam.
I na wypożyczaniu będzie Pan zarabiać?
Na tym albo na reklamach na aucie – w kwestii monetyzacji nie ma w tej branży jakiegoś wielkiego pola manewru.
Jak Pan utworzył tak wielką flotę? Samochody elektryczne sporo kosztują
Powiedzmy, że nie byłem w tym przedsięwzięciu sam. Mam swoich współudziałowców, speców w branży. Poza tym nie trzeba czegoś kupić, by tym zarządzać. Są takie opcje jak leasing czy wypożyczenia.
Powie Pan, ile to przedsięwzięcie kosztowało?
Nie. Dodam tylko, że to było to ponad milion złotych.
I za kilka lat w każdym większym mieście będzie można wypożyczyć samochody elektryczne na godziny?
Daję sobie czas do 4 czerwca 2019 roku. Symbolicznie, bo to 30-rocznica Okrągłego Stołu. Wtedy ocenię, czy było warto.