Pijąc orzeźwiający napój w upalny dzień, nie zastanawiasz się pewnie, że wkrótce może zabraknąć nam wody. Wydaje ci się, że ten problem dotyczy mieszkańców dalekiej Afryki. Tymczasem prawda może szokować: przeciętny Kowalski ma tyle wody, co mieszkaniec pustynnego Egiptu. Co zrobić, by ograniczyć te straty?
Nie brakuje domowych sposobów oszczędzanie wody. Jest na to mnóstwo sposobów. Możemy montować spłuczki z dwutaktem, używać napowietrzaczy na końcówkach kranów, a nawet... sikać do prysznica, jak namawiają Brazylijczycy. Latynosi oszczędzają dzięki temu aż 12 litrów wody dziennie. To jednak kropla w morzu potrzeb.
Według danych Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, na jednego mieszkańca Polski przypada 1580 metrów sześciennych wody na rok, podczas gdy na jednego Europejczyka trzy razy więcej, bo średnio 4560 metrów. Z kolei według raportu ONZ, Polska ma porównywalne zasoby wody z pustynnym Egiptem.
Ograniczenie strat wody w miejskich wodociągach postawiła sobie za cel gliwicka firma Future Processing, tworząc Monitor Strat. Jej rozwiązanie wspiera i rekomenduje marka Microsoft, która lansuje ideę inteligentnego miasta CityNext. W programie inteligentnych miast uczestniczą m.in. Kraków, Warszawa i Poznań, a na świecie Auckland, Buenos Aires czy Manchester.
Dlaczego informatyczny gigant zdecydował się promować rozwiązanie gliwickiej firmy? Współpracuje z nią od dawna i ma do niej zaufanie, bo Future Processing korzysta od 12 lat z oprogramowania Microsoftu, tworząc rozwiązania dla zagranicznych firm w sektorze usług czy przemysłowym. Gliwicka firma od 2007 roku jest certyfikowanym partnerem Microsoftu.
Jak działa Monitor Strat? Na razie to prototyp, który wdrożono w miejskich wodociągach we Wrocławiu, które przynoszą nawet kilkunastoprocentowe straty wody. Miasto zostało podzielone na strefy. W każdej z tych stref jest kilka lub kilkanaście przepływomierzy. I to właśnie z nimi, poprzez inteligentne czujniki, komunikuje się Monitor Strat.
Stan przepływomierzy sprawdzany jest raz dziennie. Następnie dane są przesyłane do Excela, przetwarzane i analizowane. Monitor strat momentalnie przetwarza ogromną ilość danych i wizualizuje je na mapie, sygnalizując awarię.
Mapę ogląda diagnosta, który jest w stanie natychmiast sprawdzić miejsce, gdzie pojawia się awaria wody, czyli np. wyciek, gdzie setki hektolitrów wody uciekają do gruntu. System mówi mu: popatrz tutaj. Wszystko trwa dzień. Wcześniej znalezienie małego wycieku w wodociągach potrafiło trwać wiele tygodni. Ich lokalizacja będzie też dokładniejsza. Do tej pory diagnosta, by sprawdzić, czy jest awaria na sieci wodociągowej, musiał przeglądać excela z przysłowiowym milionem wierszy.
– Jeśli ręczne szukanie danych o wyciekach wody jest szukaniem igły w stogu siana, to rozwiązanie Monitor Strat jest magnesem, który pozwala tę igłę wyciągnąć – tłumaczy w rozmowie z INN:Poland Ewa Kieczka, brand manager w Future Processing.
I choć nie jesteśmy jeszcze w stanie oszacować, o ile spadną rachunki za wodę przeciętnego Kowalskiego, to można z całą pewnością powiedzieć, że miasta tracą ogromne ilości wody w czasie awarii wodociągów. A jeśli wody jest mniej, to kosztuje Kowalskiego więcej. Wszystkie straty są doliczane do naszych rachunków. To jasne – wyjaśnia Kieczka.
Monitor Strat ma być również wdrażany w innych branżach w polskich miastach. Chodzi tu o straty prądu, gazu czy ciepła. Na to liczy gliwicka firma. To nie jedyne rozwiązanie z zakresu inteligentnego miasta, które opracowała.
Innym jest system inteligentnej kamery w monitoringu miejskim, który od razu sygnalizuje strażnikowi podejrzaną sytuację: utratę przytomności przechodnia czy zagrożenie bójką. Został już wdrożony w Gliwicach. – Jeśli tradycyjny monitoring obejmuje 150 kamer, to obserwuje je, załóżmy, 10 strażników miejskich. A więc jedna osoba ma pod okiem 15 kamer. W ośmiogodzinnym dniu pracy strażnik nie jest w stanie wyłapać wszystkich sytuacji zagrożenia życia czy zdrowia, nieprawidłowego zachowania mieszkańców, akcji chuligańskich, bójek. Jak wynika z danych Najwyższej Izby Kontroli, przy obserwacji 16 monitorów przez jedną osobę, prawdopodobieństwo wykrycia zdarzenia spada do 64 procent – tłumaczy Kieczka.
– Jeśli ktoś zemdleje na ulicy, jest bardzo mała szansa, że system monitoringu pomoże takiej osobie. Takie rzeczy jak wykrycie nagłego przypadku czy bójki w praktyce, zdarzają się tak rzadko, że pojawiają się w prasie – dodaje Kieczka.
System wykrywa sześć różnych potencjalnych sytuacji zagrożeń: osoby leżące, grupy osób (jeśli grupa długo gdzieś stoi, prawdopodobieństwo bójki bardzo wzrasta, zwłaszcza w miejscach, gdzie wcześniej zdarzały się bójki), jazdę pod prąd, nieprawidłowe parkowanie czy wandalizm.
– Celem nie jest wyeliminowanie człowieka, który obsługuje monitoring, a ograniczenie prawdopodobieństwa jego błędu. W praktyce tradycyjny monitoring nie zwiększa bezpieczeństwa, to wydmuszka. Nasze rozwiązanie można porównać do autokorekty w Wordzie. Trudno przeoczyć alarm, który pojawia się na czerwono. To operator weryfikuje, czy taka informacja ma dla niego znaczenie – wyjaśnia Ewa Kieczka.