Stan konta to dość drażliwa sprawa, zwłaszcza w chwilach, gdy szykują się większe wydatki, jak wakacje, wysłanie dzieci do szkoły, czy spalona karta graficzna w komputerze. Dlatego redakcja Inn:Poland przepytała przedsiębiorców o to, jakie argumenty pracowników przekonają ich do podwyżki pensji.
W internecie poradników o tym, jak rozmawiać z szefem, jak prosić o podwyżkę, jest mnóstwo. Większość z nich ma jeden mankament, a mianowicie – piszą je kadrowi. Z perspektywy hr–owca ten najboleśniejszy punkt negocjacyjny wygląda inaczej, niż z perspektywy szefa całego biznesu. Przedsiębiorcy to specyficzny typ człowieka. Mogą być z różnych branży i o przeróżnym życiorysie zawodowym, ale łączy ich jedno. Chcą wiedzieć, za co płacą. I taki właśnie wniosek płynie z rozmów z przedsiębiorcami.
Pierwsze przykazanie – trzeba się wykazać
Po pierwsze, jeśli nie zmienił się poziom pracy, raczej nie zmieni się nasze wynagrodzenie. Chcesz dostać więcej, musisz dać więcej. – Jeśli umawiam się z pracownikiem na jakąś kwotę i on się na to godzi, to oczekuję, że za tę kwotę on będzie pracował na 100 procent – wyjaśnia Agnieszka Dybaś, właścicielka warszawskiego biura podróży Kiosk z Wakacjami. Jej zdaniem, żeby otrzymać podwyżkę, pracownik musi pokazać, że oferuje coś więcej, ponad dotychczasową umowę. – Jeśli pracownik chce przyjść i przekonać mnie do podwyższenia jego pensji, musi wykazać się argumentami. Na przykład uważasz, że lepiej pracujesz, że masz większą efektywność, że nauczyłeś się czegoś nowego, cennego dla firmy – wyjaśnia.
Z takim podejściem zgadza się Artur Wyrzykowski, szef firmy producenckiej Artcore, producent i reżyser. – Mam wrażenie, że mnie dość łatwo przekonać – śmieje się na początku rozmowy. – Ten pracownik musi pokazać, jak się zmieniły jego kompetencje czy odpowiedzialność. Że robi rzeczy, których nie robił wcześniej, albo że są dużo bardziej skomplikowane. Moja skłonność do udzielenia podwyżki będzie też zależała od aktualnego poziomu wynagrodzenia i tego, jaką drogę przeszła dana osoba w naszej firmie. Z jakim poziomem umiejętności i wynagrodzeniem zaczynała i gdzie jest teraz – przyznaje.
Od czego powinien zacząć rozmowę? – pyta Adam Czajkowski, prezes firmy Symu.co. – Powinien przyjść i wykazać jasno, że jego praca jest efektywniejsza, np. robi o 20 proc. więcej niż dwa miesiące temu, czy w godzinę robi tyle, co kiedyś w dwie – wyjaśnia. – Jeśli pracownik przyjdzie i to udowodni, to pracodawca nie może mu nie dać podwyżki – śmieje się Adam Czajkowski. Przyznaje, że argumentem jest też oferta z rynku. Do Artura Czajkowskiego przyszedł kiedyś pracownik i powiedział „Słuchaj, dostałem ofertę pracy od konkurencji na wyższą stawkę, do tego uważam, że zrobiłem postępy, więc chcę zarabiać tyle”. – Ja się zgodziłem, nie na tyle, ile oczekiwał pracownik, ale spotkaliśmy się gdzieś pomiędzy – przyznaje.
Mimo, że to zupełnie inna branża niż turystyka czy graficy, w innowacyjnych start-upach liczy się to samo. Wzrost kompetencji. – Moje doświadczenie jest bardzo specyficzne: negocjacje płacowe prowadzę niemal wyłącznie z tzw. pracownikami wiedzy, programistami, tłumaczami – wyjaśnia prof. dr hab. Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego, vice-prezes zarządu Insta.Ling, innowacyjnego start-upu do nauki słówek. – Ustalamy zakres prac i do niego dostosowujemy stawkę. Negocjacje podwyżek przeprowadzamy w kontekście wzrostu doświadczenia, wartości rynkowej pracownika, czy zakresu zadań.
Dużo zależy od stażu Przychodzicie do firmy i słyszycie, że po okresie próbnym dostaniecie wyższą pensję. Jakie są na to szanse? Zależy od waszego dotychczasowego doświadczenia.
– Jeśli mam pracownika na 3–miesięcznym okresie próbnym, to ewentualna podwyżka zależy od tego, ile ten człowiek umie – mówi Agnieszka Dybaś. – Jeśli to jest pracownik całkowicie ukształtowany, nie musi się uczyć, po tym okresie mogę mu dać podwyżkę, może będę skłonna nawet ją zaproponować – śmieje się. Ale jeśli pracownik musi się jeszcze uczyć? – Jeśli to ktoś, z kim już przepracowałam te trzy miesiące i widzę, że nauka potrwa jeszcze drugie tyle, to mówię mu uczciwie – nie zapłacę więcej, dopóki nie będziesz całkowicie samodzielny na tym stanowisku – przyznaje.
Dla Artura Wyrzykowskiego dobrym argumentem będzie czas, że od dawna nie rozmawiali od podwyżce. – Myślę, że rok to rozsądny czas, choć to jest złożone – przyznaje.
Deszcz pieniędzy i sukcesów? Atakuj!
Producent filmowy podrzuca dobry moment, kiedy warto się uśmiechać do szefa. To chwila, gdy na firmę spada legendarny deszcz pieniędzy. – Gdy firma bardzo rozwinęła, są nowe sprzęty, osoby, inwestycje, to zrozumiem argument, że ktoś chciałby być częścią tej inwestycji – wyjaśnia. Sukces firmy oznacza też korzyści finansowe dla biznesu i wtedy jest łatwiej rozmawiać. – To bym polecał. Gdy widzą, że firma zarabia pieniądze, dużo pieniędzy, wykorzystać ten moment. Oczywiście, pracownicy nie zawsze widzą pełen obraz. Ale gdy deszcz pieniędzy spada na firmę, to wszyscy to widzą, ciężko to ukryć.
Pracownicy mogą się wykazać czymś długofalowym albo sukcesem mniejszej rangi, ale też cennym dla firmy. Dlatego zachęty bywają różne, też jednorazowe, jak nagroda, dopłata do wakacji, bonus, premia. Tych słodkobrzmiących w uszach klasy pracującej słów jest wiele. – Gdy widzę, że ktoś coś fajnie zrobił, to sama daję premie – mówi Agnieszka.
Z czym nie przychodzić?
Na pewno nie z argumentami, że za większą pensję będziemy pracować lepiej. – Jeśli pracownik by mi powiedział, ty mi mało płacisz, więc ja tak sobie pracuję, to jest dla mnie człowiek natychmiast do zwolnienia – mówi szefowa Kiosku z Wakacjami. I dodaje z uśmiechem, że tak się składa, że jednak dawno nikogo nie zwolniła.
Adam Czajkowski zauważył dwa podejścia pracowników. Jedni przychodzą i wykazują się sukcesami, a drudzy… – Przychodzą i marudzą „panie ja mam piątkę dzieci”. I to zamyka całą rozmowę – mówi szef 11–osobowego zespołu. – Staram się być ludzkim pracodawcą, wychodzę naprzeciw interesom pracowników, ale muszę myśleć o interesie firmy, bo jak się nie uda, to wszyscy pójdą na bruk – zauważa. Kiedy odmawia podwyższenia pensji? – Odmawiam, gdy nie widzę wyraźnych postępów. Gdy dostaję argument, że ktoś pracuje solidnie. Przecież gdyby nie pracował solidnie, to byśmy go zwolnili. Gdy nie widzę wybiegania przed szereg. Gdy pracownik robi tylko tyle, ile powinien i idzie do domu.
Artur Wyrzykowski również nie lubi stawiania sprawy na ostrzu noża. – Nie ulegam szantażowi. Jeśli ktoś mówi, że albo coś uzyska, albo odejdzie, to czuję, że to i tak krótkoterminowa relacja. Jeśli nawet ustąpię, to zaraz będą nowe żądania. Szantaż jest złą drogą.
Do rozmowy z szefem lepiej się dobrze przygotować… – Mam takie poczucie, że łatwo stracić zaufanie do pracownika, że nie może polegać na pracowniku jak chciał, że ta osoba nie czuje się tu dobrze – mówi Artur Wyrzykowski. – Konflikt, który jest konstruktywny, jest zawsze dobry, ale jeśli za tym idzie groźba, szantaż, utrata zaufania? Gdy zaczynam myśleć, że to nie jest relacja długoterminowa, to nie warto w nią inwestować – dodaje.
Brak porozumienia działa też w drugą stronę. – Kiedy pracownik przychodzi po podwyżkę, trzeba liczyć się z tym, że jeżeli jej nie dostanie, będzie miał motywację, aby pójść gdzieś indziej - zauważa prof. Jemielniak. – Jednocześnie nie można wychodzić z założenia, że każdy, kto przychodzi po podwyżkę, powinien ją dostać. Dlatego złotym środkiem, z mojego doświadczenia, jest dążenie przynajmniej do sytuacji, że po takiej rozmowie o podwyżkę obie strony mają poczucie, że są traktowane fair – podsumowuje.