W Polsce biznes nie jest miejscem dla samotnych wilków. Jeśli myślisz o rozwoju, musisz działać w zespole. Jedną z takich form współpracy, która pozwala zachować również tożsamość swojej działalności, jest grupa zakupowa. Popularna w latach 90. forma łączenia się sklepów znowu zyskuje rozgłos. Max Elektro z Łańcuta zamierza wykorzystać tę rosnącą koniunkturę.
Jak podaje raport PWC z zeszłego roku, w sektorze handlu detalicznego dominują małe i średnie przedsiębiorstwa. Sklepów do powierzchni 400 metrów kwadratowych jest w naszym kraju ponad 350 tysięcy – to aż 96,6 proc. rynku. Jednak problemem są ich obroty – tutaj lepiej wypadają sklepy wielkopowierzchniowe, przeganiając mniejsze placówki.
Dwie strony medalu
W walce o większą rentowność najpopularniejsze są dwa sposoby. Jednym z nich jest wejście do franczyzy. W Polsce funkcjonuje ponad 1000 takich systemów. Przejęły one schedę po boomie na grupy zakupowe, które zaczęły rozwijać się w latrach 90. Ich popularność wzięła się z tego, że przedsiębiorcy uznali wtedy wspólną strategię marketingową i działanie pod jedną nazwą za bardziej opłacalne.
I faktycznie, pomysł się sprawdził. Przykładowo, Grupa Eurocash, która posiada kilka marek, jak sklepy Groszek czy Lewiatan, ma już ponad 12 tysięcy punktów w kraju. Łącznie placówek franczyzowych jest prawie 70 tysięcy. Ale działanie we franczyzie ma również swoje minusy.
Żeby do niej przystąpić, trzeba wnieść odpowiednie opłaty. Do tego dochodzą kontrole, które mają sprawdzić, czy kupujemy asortyment od wybranych dostawców i czy wymagany w umowie towar znajduje się w naszym asortymencie. Podpinamy się więc pod znaną markę kosztem biznesowej swobody.
Ale historia zatoczyła koło i w tej dekadzie do łask wróciły grupy zakupowe. W przeciwieństwie do franczyzy, oferują więcej swobody w prowadzeniu biznesu. Nie wymagają stałych opłat za działanie pod danym szyldem, nie kontrolują, jaki asortyment dokładnie znajduje się w danej siedzibie, a działanie w nich pozwala obniżyć zakup towaru o kilkanaście procent dzięki kontaktom z sieciami dystrybucyjnymi.
Krajowy biznes po sąsiedzku
W tym samym czasie, co rozwój grup zakupowych, zmieniło się też myślenie – Polacy wolą kupować „swoje” od „swoich”. Tą drogą poszło łańcuckie przedsiębiorstwo Galicja Tomaszek. Działająca od ponad 20 lat firma specjalizuje się w sprzedaży oraz produkcji sprzętu AGD. Ale w zeszłym roku stworzyła własną grupę zakupową Max Elektro. Dlaczego? Bo, zdaniem właścicieli, nie trzeba przystępować do franczyzy, by rozwinąć swoją działalność na większą skalę.
Od 2015 roku Max Elektro działa jako spółka akcyjna. Każdy sprzedawca, który współpracuje z firmą z Podkarpacia może zostać jej udziałowcem i czerpać dodatkowe korzyści ze wzrostu wartości spółki. Ta konkretna grupa zakupowa przekonuje do siebie coraz więcej firm – obecnie jest w niej zrzeszonych ponad 340 sklepów, handlujących sprzętem AGD i RTV.
Czym jeszcze zachęca do siebie Max Elektro? Głównie skróceniem czasu szukania dostawców, bo ten obowiązek schodzi na organizatora, ale również pomocą z zakresu szkoleń dla personelu czy wsparcia przy akcjach i kampaniach marketingowych. Działania na pierwszy rzut oka podobne jak we franczyzie.
Ale łańcuckie przedsiębiorstwo bardzo mocno akcentuje również aspekt rodzinny – jest prowadzone od początku przez małżeństwo Ewy i Janusza Tomaszków, a wśród 220 zatrudnionych około 10 proc. to najbliższa rodzina.
No i najważniejsze – nie tworzy konkurencji swoim kontrahentom, bo Galicja Tomaszek produkuje sprzęt AGD, ale nie prowadzi sklepów ze sprzedażą detaliczną. Takie działanie ma odróżniać ich od franczyz, gdzie sklepy otwierali nie tylko franczyzobiorcy, ale również właściciele marek, co namnażało wewnętrzną konkurencję.
Taki system oczywiście nie jest pozbawiony wad. Grup zakupowych jest dalej znacznie mniej niż franczyzowych, do tego trzeba spełnić konkretne wymagania dotyczące powierzchni i lokalizacji sklepu. Trzeba też udowodnić, że biznes znajduje się w dobrej kondycji finansowej.
Przedstawiciele Max Elektro uważają, że takie rozwiązanie jest współcześnie korzystniejsze dla właścicieli sklepów. Zostawia im, to co odbiera franczyza – charakter. Czy to wystarczy by konkurować z tym systemem? Na pewno z tego starcia zwycięsko wyjdzie klient.
Firmy tworzące grupy zakupowe podpisywały umowy franczyzowe z niezależnymi sklepami. Kiedy te upadały, sklepy musiały ściągać ich logotypy, na które pracowały często przez kilkanaście lat. Dzisiaj czują się oszukane, bo nie pracowały na własny szyld, lecz na szyld kogoś, kto zbankrutował
Adam Fabian, Max Elektro
W grupie zakupowej znaczna część procesu zakupowego wykonywana jest przez jej organizatora, wyspecjalizowanego w prowadzeniu przetargów lub przez spółkę dominującą w grupie kapitałowej. Dzięki temu pojedynczy przedsiębiorcy mogą koncentrować się na rozwoju swojej działalności.