Poczta Polska rozdaje podwyżki. Od lipca ponad 70 tys. pracowników, zarabiających mniej niż 4 tysiące złotych brutto dostało podwyżkę 100 złotych. To efekt negocjacji ze związkiem zawodowym listonoszy oraz NSZZ “Solidarność” Pracowników Poczty Polskiej.
Przemysław Sypniewski, nowy prezes PP, bez ogródek przyznaje, że wzrost płac stawia przedsiębiorstwo w trudnej sytuacji.
To bardzo ryzykowna decyzja, skutkująca istotnym wzrostem kosztów. Jako zarząd musimy dbać o stabilność ekonomiczną firmy – tłumaczy w komunikacie prasowym.
– Nie możemy składać nieodpowiedzialnych obietnic, które w przyszłości okazałyby się katastrofalne w skutkach. Zrobimy wszystko, aby uniknąć tych najgorszych wariantów. W związku z tym, przede wszystkim, musimy skupić się na wzroście przychodów – podkreśla.
Z kolei Bogumił Nowicki, przewodniczący Organizacji Międzyzakładowej NSZZ "Solidarność" Pracowników Poczty Polskiej, stwierdził, że rozumie trudne położenie finansowe firmy, ale oczekuje, że to początek drogi do zwiększenia wzrostu wynagrodzeń pocztowców w dalszej przyszłości.
“Gazeta Wyborcza” nie zostawia na podwyżkach suchej nitki i jednoznacznie stwierdza, że Poczty Polskiej na nie po prostu nie stać. W zeszłym roku jej zysk wyniósł niecałe 13 milionów złotych, a najnowsza podwyżka to koszt prawie 100 milionów złotych.
Ta decyzja nie mogła nastąpić w gorszym momencie. Rynek kurczy się w tempie 10 proc. rocznie, a zyski PP to w ostatnich latach głównie oszczędności – zwłaszcza na załodze, której zarobki stały, głównie przez coraz trudniejsze uzyskanie premii. Teraz Poczta musi walczyć o pracowników, którzy wolą odejść do innych, lepiej płatnych, branż pokroju sklepów wielkopowierzchniowych.