Związek Nauczycielstwa Polskiego alarmuje, że pracę w wyniku reformy edukacji zakładającej likwidację gimnazjów może stracić nawet 100 tys. nauczycieli. W niedawnym sondażu Związku Miast Polskich aż 74 proc. samorządowców było przeciwko likwidacji gimnazjów. Dlaczego? To proste, to na barki samorządów spadną bezrobotni nauczyciele, bo minister edukacji narodowej Anna Zalewska nie zamierza zapłacić im ani złotówki.
Szef Związku Nauczycielstwa Polskiego nie ma wątpliwości co do efektów likwidacji gimnazjów dla nauczycieli.
– Nie daję wiary zapewnieniom pani minister Zalewskiej, że nikt nie straci pracy. Nie ulega wątpliwości, że zagrożonych utratą pracy jest 100 tys. nauczycieli. Żaden z nauczycieli gimnazjów nie może być pewien, że 1 września 2017 roku znajdzie swoje miejsce w szkole. W wyniku tej zmiany, bo nie jest to żadna reforma, tylko zmiana, pracę stracą też woźne, kucharki, sprzątaczki, sekretarki – mówi w rozmowie z INN:Poland Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Minister edukacji narodowej Anna Zalewska mówiła, że zwalniani nauczyciele mogą znaleźć pracę w nowych zawodach, takich jak doradca zawodowy, metodyk czy asystent dziecka. Co na to szef ZNP? – Przeżyłem już paru ministrów edukacji. Takie deklaracje padają przy każdej zmianie. O tym, kto znajdzie pracę, nie może przesądzić minister edukacji narodowej, bo stanowiska o których mówi, zależą tylko i wyłącznie od organu prowadzącego, czyli w przypadku gimnazjum wójta, w przypadku liceum – starosty. By mógł on utworzyć jakiekolwiek stanowisko, musi mieć pieniądze. Jeśli wójt powie: nie mam pieniędzy na doradcę, pedagoga, logopedę czy psychologa, to żadnej pracy nie będzie – zauważa szef ZNP.
– Nawet, jeśli nauczyciel znajdzie pracę w liceum, organem decydującym o tym będzie inny niż ten, który likwiduje gimnazjum. Także takie wypowiedzi pani minister to efekt politycznej poprawności, której hołduje, mówiąc, że nie będzie żadnego zamętu, że nauczyciele nie stracą pracy. To słowa bez pokrycia. Pani minister nie jest w stanie nikogo zwolnić ani zatrudnić, bo odkąd władzę nad szkołami przejęły samorządy, to one o tym decydują. I by mieć jakikolwiek wpływ, minister powinna dać im pieniądze na nowe stanowiska pracy. A tymczasem ostatnio powiedziała prezydent Łodzi Hannie Zdanowskiej, że samorządy powinny sobie radzić same – mówi Broniarz.
Odkąd w Polsce przeprowadzane są reformy edukacji, każdy rząd miał swoich, lepszych lub gorszych, ekspertów. A jakich ma nowa władza? Niewiele o tym wiadomo. – Nie mogę ich oceniać, bo w ogóle ich nie znam. Kiedy pytałem panią minister o nazwiska ekspertów, odpowiedziała mi, że nie życzą sobie ich podawania. Wiemy, że wpływ na zmiany ma Wojciech Starzyński, który w latach 90. był twarzą, rękami, nogami, mózgiem wprowadzenia gimnazjów w Polsce, bronił ich każdą swoją wypowiedzią, gdy wprowadzał je minister Handke. Dziś Starzyński jest gorącym orędownikiem likwidacji gimnazjów. Wtedy był w radzie przy premierze Buzku, dziś jest w radzie przy prezydencie Dudzie. Czasy się zmieniają, a pan Starzyński zawsze siedzi w radach – kończy szef ZNP.
A jak zmiany oceniają sami nauczyciele? Zapytaliśmy o to Jarosława Hupałę, nauczyciela, doradcę metodycznego dla kadry kierowniczej oświaty we Włocławku i byłego dyrektora tamtejszej szkoły integracyjnej, w której uczyło się 600 dzieci, w tym 150 niepełnosprawnych. – Oceniam, że w wyniku likwidacji gimnazjów 30 procent nauczycieli pójdzie na bruk. Jest jedna wielka masakra, jeśli chodzi o konsultacje. Nigdy nie było żadnych konsultacji, a zapowiedzi były wielkie. Ta zmiana była z góry przesądzona decyzją partyjną. Nowe zawody dla nauczycieli? A kto będzie za to płacił? Samorząd! Czyli nowe zadanie bez pokrycia w środkach finansowych. W moim stutysięcznym mieście co najmniej trzy budynki szkolne zostaną wykluczone z sieci szkół – opowiada INN:Poland Hupało.
– Zostaniemy jednym z nielicznych archaicznych systemów edukacyjnych w Europie, bo prawie wszędzie obowiązuje system, jak ten aktualny w Polsce. Dlaczego to robią? Może resentymenty za dawnymi czasami, bo ludzie, którzy teraz rządzą, najczęściej mają po 60 lat. Dostajemy całkowicie rozwalony system związany z podręcznikami, z podstawami programowymi. Powstaną bliżej nieokreślone twory pomiędzy technikum a szkołami zawodowymi. Kto tą reformę będzie realizował? Jacy eksperci? Nic o tym nie wiadomo. Każda ekipa rządząca miała do tej pory zespół naukowców, który firmował te zmiany. Profesor Nalaskowski, Orłowski, Wlazło, Pery, to tylko niektóre z nazwisk, do których można było mieć zaufanie. Teraz nic nie wiemy o ludziach, którzy będą to przeprowadzać – dodaje Hupało.
– Chaos, który trwa w polskiej edukacji od lat, zostanie jeszcze trzykrotnie wzmocniony, bo obejmuje system edukacyjny na wszystkich poziomach. Los nauczycieli w Polsce od 1999 roku jest permanentną zmianą. Nie wpływa ona korzystnie na poziom kształcenia, znajomość prawa oświatowego, podstaw programowych, podręczników – zauważa nauczyciel z Włocławka.
Jego słowa potwierdza Elżbieta Korczewska ze Związku Miast Polskich.– Nie rozumiemy w czym jest problem, by dokonać tak istotnej zmiany. Badania pokazują, że nie takiego problemu z przemocą, jak próbuje się nam to wmawiać. Przemoc przeniosła się do szkół podstawowych. Część nauczycieli nie będzie miała pracy, część przejdzie do szkół ponadgimnazjalnych, część do klas wyższych szkół podstawowych, ale dla części z całą pewnością nie będzie pracy. Nie wiemy ilu, bo nie znamy jeszcze programu nauczania, nie wiemy ile będzie języka polskiego, ile historii.
– Nowe zawody wymieniane przez minister Zalewską? A ile jest w stanie pracować doradca zawodowy? Kilka godzin w tygodniu? Co prawda coraz więcej jest asystentów rodzinnych, bo coraz więcej dzieci doświadcza różnorakich problemów psychologicznych, ale nie wierzę, że w ten sposób zaspokoimy całą rzeszę nauczycieli, która straci pracę. Takich rzeczy się nie robi. Nawet uczniowie są przeciwni, pytają nas oburzeni, dlaczego decyduje się w tak ważnej sprawie, nie pytając ich o zdanie. W większości czują się w szkołach gimnazjalnych doskonale – dodaje Korczewska.
Sama zmiana to ogromne wyzwanie dla każdej gminy, na terenie której funkcjonują gimnazja. Zapytaliśmy o zdanie jednego z samorządowców. – W Koszalinie mamy 250 nauczycieli w gimnazjach. Nie sądzę, by było możliwe zatrudnić tych, co stracą pracę w stosunku 1:1 w szkołach podstawowych czy ponadgimnazjalnych. Część z pewnością znajdzie pracę, ale przy obecnym kształcie przepisów trudno jest wyrokować, jaka ich liczba będzie zwolniona – dodaje Krzysztof Stobiecki z Wydziału Edukacji miasta Koszalin.
Nauczyciele doradcami zawodowymi? - A ilu ich może być? Na razie nie ma jeszcze zapisów, które mówiłyby, na ile oddziałów powinien być jeden doradca zawodowy i jest mało prawdopodobne, by taki zapis się znalazł. Ale w danej szkole jeden doradca zawodowy w zupełności wystarczy – zauważa Stobiecki.
A metodyk albo asystent rodziny, pytamy o inne propozycje minister Zalewskiej. – To kwestia tego, czy będą mieli odpowiednie kwalifikacje. Nie wiemy tego, ile będzie takich stanowisk pracy. Dowiemy się tego jesienią, tak jak poznamy ostateczny kształt regulacji prawnych – mówi Stobiecki.
Jedno jest pewne: żaden nauczyciel pracujący w gimnazjum nie może być pewny swego losu, a rząd nie zrobił nic, by pomóc im w znalezieniu pracy.