Rynek usług kurierskich rośnie jak na drożdżach. Rocznie Polacy wysyłają 300 milionów paczek, wynika z raportu PWC. Już za dwa lata wskaźnik ten ma wzrosnąć do 440 mln paczek rocznie, a rynek będzie wart 6,4 mld zł. Ktoś będzie musiał te paczki dostarczyć. Podpowiadamy więc, jak można wejść w ten sektor i samemu odkroić kawałek dostawczego tortu.
Własna firma? Nie będzie tanio
Sprawę trzeba postawić jasno: własna firma kurierska to duży wydatek. Największy procent stanowi oczywiście własna kwota samochodów dostawczych. Używane samochody z przebiegiem ponad 100 tysięcy kilometrów to wydatek rzędu 30 tysięcy złotych.
Za nowe natomiast trzeba wyłożyć więcej niż 100 tysięcy. Żeby obsłużyć dany powiat, potrzebujemy ich przynajmniej dziesięć na start. Wynika to z faktu, że według ostatniego raport PWC, w 2018 roku będzie do przekazania około 440 milionów paczek w całej Polsce. Plus jest taki, że rynek będzie warty wtedy ponad 6 miliardów złotych. Minus, że obecnie kurier rozwozi w swoim rejonie kilkadziesiąt paczek.
Tu pojawiają się kolejne schody – trzeba opłacić sowich pracowników. Mediana zarobków w zawodzie kuriera wynosi prawie 2600 złotych. Jeżeli jesteśmy uczciwym pracodawcą i nie będziemy dawali pieniędzy pod stołem, koszt zatrudnienia jednej osoby to ponad 3100 złotych.
Dzień z życia kuriera
Mamy już swoją działalność, flotę, zatrudniliśmy ludzi. Pozostaje zdecydować, co i komu będziemy wozić. Najbardziej opłacalny segmentem jest B2B. Musimy więc wypromować swoją firmę wśród innych firm z sektora e-commerce, jako najbardziej przyszłościowego.
I tu pojawiają się koszty marketingu: pozycjonowania naszej strony w sieci czy reklam w innych serwisach. Przyjmuje się, że powinien on wynosić około 5 proc. naszego budżetu. Najlepiej jednak poprosić o wycenę agencję interaktywną, która poda nam, ile dokładnie wyniesie nasz promocja.
A może franczyzę
Co jeśli nasze fundusze nie pozwalają na to, by założyć własną firmę? Można zostać podwykonawcą, franczyzobiorcą lub partnerem większej sieci kurierskiej. W 2015 roku działało 97 operatorów w tej branży. Nie oznacza to jednak znacznego rozdrobnienia rynku – tak zwana wielka piątka (DPD, Poczta Polska, UPS, DHL i GLS) zgarnęły dla siebie ponad 80 proc. wartości rynku w 2014 roku.
Kurierzy nie cieszą się zbyt dobrą opinią
Żeby wejść w system partnerski, trzeba spełnić różne wymagania, zależnie od firmy. Wspólnym mianownikiem jest jednak własnej działalności gospodarczej oraz lokalu (zazwyczaj od 20 metrów kwadratowych wzwyż), skąd możemy dystrybuować paczki na nasz region. Michał Wiśniewski z portalu franchising.pl mówi w rozmowie z INN:Poland, że franczyza drastycznie minimalizuje koszty.
– Wejście do sieci to koszt kilku tysięcy złotych, a dostajemy dostęp do klientów, marketingu, infrastruktury danych i pomóc w prowadzeniu biznesu – tłumaczy. - W porównaniu z wyłożeniem kilkuset tysięcy złotych, to opcja warta rozważenia – podkreśla.
Czyli stajemy przed dylematem – na własnym, ale ryzykownie czy bezpiecznie i na spokojnie. Okazuje się, że jest jeszcze trzecia droga.
Krusząc beton
Z pomocą przychodzi mianowicie sharing economy i skalowalny model Ubera. Tak jak zrobiła to trójmiejska Let's Deliver. Twórcy wykorzystali główną bolączkę każdego dostawcy – czas dostawy. Według badania Gemius aż 35 proc. klientów firm e-commerce wskazało długi okres oczekiwania jako główny problem z kurierami. Na drugim miejscu były natomiast wysokie koszty dostawy.
Let's Deliver ma model żywcem wzięty z firmy Travisa Kalanicka. Współpracują z prywatnymi osobami, które rozwożą w mieście paczki od partnerów przedsiębiorstwa do klienta. Dzięki temu minimalizują wielkość swojej floty i eksploatacji samochodów (bo przebiegi są znacznie mniejsze niż w przypadku krajowych firm). Do tego średni czas dostawy to 25 minut.
Jaki jest minus? To rozwiązanie sprawdza się tylko w obszarze miasta. Trudno zachować niski czas dostawy, jeśli zeskalujemy pomysł na całą Polskę. Do tego wejście na rynek e-commerce wiąże się z tym, że możemy obsługiwać tylko firmy z naszej okolicy, które mają zamówienia akurat w swoim mieście.
Łukasz Tomczyk, współzałożyciel firmy, tłumaczy w rozmowie z INN:Poland, jak można poprowadzić taki pomysł, by dalej go rozwijać. – Na razie działamy w Trójmieście, ale planujemy wejście do kolejnego dużego miasta. Naszą główną zaletą jest krótki czas oczekiwania – mówi. U kuriera ta paczka musi trochę przeleżeć, niezależnie czy sklep i klient są z tego samego miasta. A my od razu, bez zbędnych kosztów, dostarczamy ją tego samego dnia. Mamy spory odzew od firm, więc widać, że to główny problem, który chcą rozwiązać – podkreśla.
Jak widać, innowacyjność nie ominęła nawet tak klasycznego sektora jak dostawy. W podobnym modelu, ale na skalę międzynarodową, działa również polski serwis Jadę Zabiorę. To jednak ciekawostka, bo serwis łączy ze sobą kierowców i tych, którzy akurat chcą wysłać paczkę tam, dokąd jadą. To nie jest skalowalne rozwiązanie na poziomie B2B.
Jeśli zatem myślimy o własnych usługach kurierskich, należy pamiętać o kilku podstawowych sprawach: najbardziej opłacalne jest wysyłanie paczek od firm, własna działalność to spory wydatek, większość rynku ma 5 firm, a model Ubera wydaje się jedyną sensowną konkurencją, jeśli chce się być na swoim. Zawrotne tempo rozwoju jednak kusi – coraz więcej kupujemy on-line. Warto zatem rozważyć wejście w ten biznes.