Za komuny z polskich konopi produkowaliśmy liny okrętowe dla floty ZSRR. Od tamtego czasu minęło wiele lat. Radzieckiego państwa już nie ma, a aby móc uprawiać, trzeba pokonać wiele biurokratycznych przeszkód i zdobyć specjalne pozwolenie. Nie przeszkodziło to Maciejowi Kowalskiemu w obsianiu 350 hektarów i eksporcie produktów do czterech europejskich krajów. W tym Holandii.
– W tym roku mam zakontraktowane 350 hektarów, ale już przymierzam się do planowania zasiewu na przyszły rok. Będzie to 600 do 800 hektarów – mówi w rozmowie z INN:Poland Maciej Kowalski, szef firmy Hempoland. – Rolnicy, którzy uprawiają dla nas konopie siewne na wyłączność zarabiają na tym lepiej niż na zwykłych zasiewach. Zbiory też są prostsze. Tyle, że wszyscy dopiero uczymy się, mało jest jeszcze informacji dotyczących upraw, jesteśmy pionierami – dodaje.
Żuławy Wiślane i ziemia elbląska były tradycyjnym miejscem uprawy konopi. To właśnie tam Maciej Kowalski szuka rolników, z którymi mogą podpisać kontrakt. Dzięki umowie firmy z Urzędem Marszałkowskim, dzierżawiący pola dla Hempoland nie muszą przechodzić skomplikowanej procedury ubiegania się o zezwolenie. Wystarczy złożyć podanie do wójta lub burmistrza. To pierwsze w Polsce tak odważne rozwiązanie. Do niedawna uprawa konopi była z zasady podejrzana. Jednak dwa lata temu Kowalski uzyskał opinię z Ministerstwa Rolnictwa, która otworzyła możliwości uprawy.
– Jeśli ktoś jest z miasta, kojarzy konopie tylko z marihuaną. Rzeczywiście, czasem pojawiają się głupawe uśmieszki. Ale dla ludzi ze wsi, to roślina, którą uprawiali ich dziadkowie – tłumaczy Maciej Kowalski. – Konopie mają trzy główne zastosowania. Z łodygi tworzone są włókna techniczne, które są wykorzystywane na przykład w przemyśle samochodowym. Drugim zastosowaniem jest sprzedaż ziarna. Moda na zdrowe żywienie sprawiła, że teraz można je znaleźć nawet w Biedronce. Ale najbardziej rentowna jest produkcja oleju – tłumaczy.
Dzięki unikalnej technologii dwutlenek węgla w stanie nadkrytycznym wyciąga z rośliny wszystkie kanabinoidy bez użycia substancji pomocniczych. Tak powstaje olejek Canabigold, którego właściwości nie może nachwalić się właściciel Hempoland.
– Porządek prawny jest taki, że mogę ten produkt sprzedawać jako suplement diety. Żeby udowodnić jego właściwości lecznicze, musiałbym przeprowadzić badania kliniczne za wiele milionów złotych – mówi Kowalski. – Ale wiem, do czego oleju używają moi pacjenci, to znaczy klienci – poprawia się. – Pomaga osobom chorym na padaczkę, stosują go osoby z Alzheimerem. Jest też używany jako środek uspokajający i nasenny. Ale to nie jest produkt tylko dla chorych – wyjaśnia.
Dziś, po kilku miesiącach od wyprodukowania pierwszej partii olejku, Hempoland eksportuje już do czterech krajów Europy. Trwają właśnie rozmowy o wysyłaniu produktu do Stanów Zjednoczonych. Amerykański partner jest zachwycony jakością preparatu. W USA, substancja czynna olejku(CDB) jest zarejestrowana jako lek.
– Kiedyś Janusz Palikot powiedział: „mamy maliny, róbmy dżem”. I to bardzo mądre hasło. Zamiast sprzedawać ziarna na standardowej marży, eksportuję przetworzony produkt – wyjaśnia swój model biznesowy Maciej Kowalski.