Ryanair zaczyna rozpychać się na rynku połączeń krajowych. Obecny na nim LOT może się temu tylko biernie przyglądać. – Konkurencja na tym polu wymaga miliardowych inwestycji, a LOT nie ma na nią kapitału – mówi INN:Poland Marek Serafin, redaktor naczelny portalu Polski Rynek Transportu Lotniczego.
Ryanair coraz śmielej poczyna sobie na polskim rynku. Spółka od 4 października ma przenieść połączenia z podwarszawskiego Modlina na Okęcie. Do dotychczasowych kierunków – Gdańska i Wrocławia – dołączy Szczecin. Pierwszy przelot zaplanowano na 27 marca 2017 roku. Irlandczycy rozpoczęli w ten sposób wojnę z LOT-em o niskokosztowych klientów. A ci stanowią dużą część wszystkich pasażerów.
– W przypadku krajowych połączeń lotniczych znaczna część połączeń jest wrażliwa cenowo – podkreśla Serafin. – Szczególnie widać to w połączeniach krajowych, gdzie dochodzi kwestia konkurencji z autobusami i koleją – tłumaczy. Szef Ryanaira pochwalił się niedawno, że średnia cena biletu w jego liniach to 46 euro. Oznacza to, że część połączeń cenowo może konkurować z naziemnymi środkami transportu. To zresztą mało powiedziane. Każdy z czytelników zna z pewnością osobę, która zdecydowała się na lot tylko i wyłącznie ze względu na wyjątkowo okazyjne ceny oferowane przez przewoźników low-costowych.
W przeciwieństwie do LOT-u. Do wspomnianego Wrocławia i Gdańska z Irlandczykami możemy polecieć już za 18 zł. W Locie najtańsza oferta połączenia Warszawa – Szczecin to 79 zł. Dla polskiego klienta to odczuwalna różnica.
Czy stopniowe wypieranie z rynku połączeń krajowych jest nieuniknione? Wygląda na to, że tak. Przy Locie pozostaną klienci biznesowi. Reszta zapewne skusi się na wygodę lokalizacji Okęcia i niższe ceny. Polacy próbowali już walczyć na polu zagospodarowanym przez Ryanaira, ale ponieśli sromotną porażkę. Założona z myślą o klientach low-cost spółka-córka Centralwings wytrzymała na rynku 4 lata i w 2009 roku została zamknięta. Jej szef Waldemar Królikowski przyznawał wówczas, że nie jest w stanie wygrać rywalizacji z zagranicznymi przewoźnikami.
– LOT jest małą linią i z wielkimi chłopcami nie ma szans się bić. Gdyby znów spróbował stworzyć tanią linię zostałby zadeptany – mówi Serafin. Rzeczywiście, polski przewoźnik przez ostatnie lata głównie się wyprzedawał, nie ma w jaki sposób zabezpieczyć ewentualnych kredytów, a w rywalizacji z linią Michaela O'Learego nie tacy gracze już wymiękali. Ekscentryczny Irlandczyk zdominował również krajowy rynek połączeń w Wielkiej Brytanii, gdzie na co dzień ma do czynienia z jednym z największych przewoźników na świecie – British Airways.
– W Polsce Ryanair jest w dużo lepszej sytuacji pod względem logistyki. Irlandczycy bazują u nas swoje samoloty. Możliwość ich dodatkowego wykorzystania na krótkich odcinkach krajowych przynosi zysk przy relatywnie niewielkich kosztach – mówi Serafin.
LOT może stracić więc przyczółek, ale będzie to tylko lekkie uderzenie po kieszeni nastawionego na międzynarodowe loty przewoźnika. – Poważne zagrożenie zacznie się, gdy Ryanair wejdzie na Okęcie z ofertą międzynarodową – tłumaczy Serafin. A z informacji portalu „fly4free” wynika, że O'Leary zgłosił już stołecznemu lotnisku zapotrzebowanie na sloty na trasy europejskie. Dla polskiego przewoźnika szykują się więc bardzo ciężkie czasy.