Rzucił korpo i założył start-up wart miliony – od takich historii roi się w mediach. Krakowscy programiści, Radosław Putek i Łukasz Malina ,poszli jednak nieco inną drogą. Rzucili korpo i ... założyli anty-startup. Ich WEBCON – firma IT, choć istnieje od dekady, jest nieznana szerszej publiczności. Dlaczego? Bo zamiast skupiać się na spinie czy hypie, zdobywała klientów i po prostu robiła swoje.
Ma być prosto i szybko
– Do WEBCON dołączyłem w 2010 roku. Firmę założył cztery lata wcześniej mój kolega, Radosław Putek, po odejściu z Comarchu – tłumaczy w rozmowie z INN:Poland Łukasz Wróbel, który w firmie jest odpowiedzialny za rozwój biznesu. – Tam się zresztą poznaliśmy, ale trochę mi zajęło przejście do nowej firmy. Zobaczyłem jednak, jakie super narzędzie stworzył i jak je rozwija, więc i na mnie przyszła pora – mówi.
Czym skusiła go firma kolegi, że rzucił dla niej korporację Janusza Filipiaka? Innowacyjnymi rozwiązaniami. Mianowicie, WEBCON zajmuje się tworzeniem oprogramowania klasy iBPMS dla przedsiębiorstw, niezależnie od branży czy wielkości. Dzięki rozwiązaniom z Krakowa organizacje mogą automatyzować wewnętrzne procesy na różnych szczeblach – od księgowości, po dział zasobów ludzkich.
– Nasze narzędzia są jak klocki – można je dowolnie konfigurować, w zależności od tego, do czego są potrzebne – wyjaśnia Wróbel. – Używa się ich do akceptacji faktur, urlopów, ale też nawet przesyłania budżetów na konkretne przedsięwzięcia do odpowiednich działów zatrudniania pracowników czy kontroli jakości. Rekordzista w Polsce zautomatyzował w ten sposób ponad 300 procesów. To wszystko jest opakowane w bardzo prosty system, którego adaptacja w firmie trwa nawet nie dni, tylko godziny. I tym właśnie czasem wygrywamy z naszą konkurencją – podkreśla.
Czyli z kim, można zapytać? Wystarczy powiedzieć, że niektóre polskie firmy wybrały narzędzia WEBCON zamiast Oracle, międzynarodowego potentata w tym sektorze. Jednak rzucenie rękawicy jednej z największych korporacji to nie robota do wykonania z dnia na dzień.
Mniej gadania, więcej działania
Na początku swojej działalności krakowscy informatycy nie poszli drogą rozbuchanego marketingu. Ta ścieżka, która Wróbel określa mianem „amerykańskiego podejścia” skupia się bowiem na zrobieniu szumu wokół produktu i późniejszym wypuszczeniu pierwszej wersji. Ta często nie spełnia obietnic lub jest po prostu wybrakowana. Rozpoczyna się proces ciągłych aktualizacji – w końcu klient kupił, to teraz można go zalewać stosem poprawek.
Zamiast tego, WEBCON zaczął klasycznie – stworzyli swoje oprogramowanie, a później zaczęli oferować je potencjalnym klientom. To podejście się opłaciło, bo obecnie na ich systemach działają takie firmy jak LPP, Tauron, Siemens, czy Grupa Nowy Styl – a to tylko część z ich portfolio.
Każdy kolejny był już zdobywany poprzez polecenie. Jeden biznes pracował na softwarze WEBCON i puszczał wici dalej, a kolejny firmy same zaczęły się zgłaszać do krakowskiego przedsiębiorstwa – tak rosło w siłę w Polsce. Za granicą jest już jednak pewien problem.
– Prawda jest taka, że jak pokażesz na przykład Niemcom referencje nawet od największych graczy z naszego kraju, to dla nich nie ma to aż takiego znaczenia – przyznaje Wróbel. – Dlatego na spotkaniach mówimy im tak: mamy coś lepszego, ale i tak nam nie uwierzycie. Po prostu sprawdźcie, że nasz system jest lepszy. A oni mówią „sprawdzam” – dodaje.
Efekt? 5 partnerów pozyskanych u naszego zachodniego sąsiada. Nieźle, jak na zespół 80 osób, którzy na ten moment obsługują około 170 firm w Europie i na świecie.
Co planuje WEBCON w najbliższych latach? Przede wszystkim rozwój za granicą, ale również ciągłe podnoszenie poziomu satysfakcji klientów. Dla Wróbla IT to branża, w której się przede wszystkim mówi, a często jest gorzej z robieniem.
Dlatego stale przeprowadzają badania i wywiady wśród obecnych użytkowników platformy WEBCON BPS. To przede wszystkim dla nich chcą tworzyć narzędzia, które będą najlepsze dla nich i będą zadowoleni z ich działania, a nie tego, jak przekonująco je sprzedano. Strategia na razie się sprawdza – w zeszłym roku firma zanotowała 10 milionów złotych przychodu, zresztą w odróżnieniu od start-upów, od początku istnienia zarabia na siebie – wszystko bez wsparcia zewnętrznych funduszy, dotacji czy inwestorów. Zamiast na pitchowaniu i spinach, lepiej skupić się na tym, co ostatecznie trafia do klienta.