Kobierzyce. Nieco ponad 17 tysięcy mieszkańców, blisko Wrocławia. Budżet na kulturę fizyczną i sport w 2015 roku: 6,3 mln złotych. 85 proc. tej kwoty to podatek zapłacony przez jedną firmę. W podwarszawskim Raszynie wkład do gminnego budżetu sięgnął 5 mln złotych, w Moszczenicy była to co czwarta złotówka w gminnym budżecie. We Wróblewie, w województwie łódzkim, suma zapłaconych w ubiegłym roku podatków sięgnęła 1,5 mln złotych. To niewiele mniej niż w zeszłym roku zapłaciła w Polsce firma Apple.
Powyższe dane pochodzą wyłącznie z opracowań firmy IKEA, ale cały ubiegły rok był dla Polski (i całego kontynentu) rekordowy. W ciągu dwunastu miesięcy ruszyły w całej Europie dokładnie 5083 projekty inwestycyjne, dzięki którym powstało 217 666 miejsc pracy. Polska – obok Wielkiej Brytanii i Niemiec – znalazła się w niekwestionowanej czołówce atrakcyjności dla inwestorów i zajęła pierwsze miejsce w regionie. Nad Wisłą ulokowano 211 nowych projektów, w których zatrudniono 19 651 osób.
– Nasz kraj jest nie tylko liderem regionu Europy Środkowo-Wschodniej, co od lat udowadniają dane z raportu EY, ale wyrastamy na jedną z ważniejszych lokalizacji inwestycji w Europie – podsumowywał Paweł Tynel, partner EY i Lider Grupy Zarządzania Innowacjami w EY, gdzie powstał raport „Atrakcyjność inwestycyjna Europy”. – Potwierdzają to twarde dane, ale i zbadane przez nas nastawienie inwestorów. Polska znalazła się bowiem na 5. miejscu w Europie pod kątem najbardziej atrakcyjnych kierunków inwestycyjnych, za Niemcami, Wielką Brytanią, Francją i Holandią.
Wpływ rzędu miliard z okładem
Ekonomiści w ostatnich latach zaczęli toczyć dyskusje, czy bezpośrednie inwestycje zagraniczne nie są aby gospodarczym „fetyszem”, a ich wpływ na gospodarkę jest niewielki. Problem sprowadza się do pytania: jesteśmy atrakcyjni, ale czy skórka warta jest wyprawki? Prostych odpowiedzi na to pytanie nie ma. Ale tropów możemy szukać, choćby w danych, które zbierają na swój temat sami inwestorzy.
Case study na temat przygotowała na zlecenie IKEA firma konsultingowa Deloitte. Trudno się tej szczególnej uwadze Skandynawów dziwić: rynek nad Wisłą należy – z perspektywy szwedzkiej firmy – do najbardziej obiecujących, a Polacy rozsmakowali się w produktach sieci. W 2004 r. wydali w sklepach IKEA 700 milionów złotych, trzy lata później „stuknął” miliard. W 2013 r. padł kolejny rekord: 2 miliardy złotych przychodów. W tym roku firma podniesie poprzeczkę do poziomu 3 miliardów złotych.
Przepływ środków nie był jednak jednostronny. IKEA dorzuciła do polskiego PKB przeszło miliard złotych. 508 mln to wpływ bezpośredni (wytwarzana wartość dodana, tworzone miejsca pracy, płacone podatki, wpływ na wzrost dochodów gospodarstw domowych pracowników), 314 mln – pośredni (czyli wpływ na dostawców i producentów, z którymi współpracuje firma), a 208 mln – wpływ indukowany (poprzez pieniądze wydawane przez pracowników firmy). Można na to spojrzeć również z innej perspektywy: prawie miliard złotych – a dokładnie 914 mln – to kwota podatków, jakie skandynawski gigant zapłacił w zeszłym roku do budżetu centralnego i budżetów lokalnych samorządów.
Czy 508 mln złotych to dużo? „Sięgnijmy po porównanie” – piszą autorzy raportu o wpływie sieci IKEA na polską gospodarkę. – „Za kwotę wypracowanej przez nas wartości dodanej można wybudować i wyposażyć ponad 13 tysięcy 50-metrowych mieszkań. To ponad siedmiokrotnie więcej niż liczba mieszkań w najdłuższym polskim falowcu na gdańskim osiedlu Przymorze”. 314 mln złotych? „Ta kwota stanowi miesięczny dochód niemal 74 tysięcy osób, czyli wszystkich pracujących na przykład w Gdyni”. 208 milionów? „To więcej niż kosztowała budowa portu Olsztyn Mazury”.
Można sięgnąć również po inne dane. Według wywiadowni gospodarczej Bisnode, jeszcze trzy lata temu największy wówczas zagraniczny płatnik podatków w Polsce – firma Jeronimo Martins Polska – wpłacił naszemu fiskusowi 302,3 mln złotych należnych podatków. Drugi na liście T-Mobile – 254,4 mln zł, Rossmann Supermarkety Drogeryjne – 130,3 mln złotych. Te dane mogłyby stanowić punkt wyjścia do wyliczenia ich „wpływu” na polską gospodarkę.
Równouprawnienie niemal idealne
Dwa lata temu wartość zagranicznych inwestycji w Polsce dobiła do 170 mld euro. Jak z kolei wynika z ankiety, którą firma PwC przeprowadziła wśród członków Skandynawsko-Polskiej Izby Gospodarczej firmy z północnej Europy zainwestowały nad Wisłą 11 mld euro od połowy poprzedniej do połowy bieżącej dekady. Kluczową rolę odgrywali tu właśnie Szwedzi, Duńczycy i Norwedzy.
To przekłada się na miejsca pracy. Z danych Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych wynika, że około 1,75 mln Polaków pracuje dziś w firmach z kapitałem zagranicznym. Realia? Nierzadko lepsze niż w rodzimych firmach, czego dowodem może być obecność w czołówce najbardziej pożądanych pracodawców polskich oddziałów międzynarodowych korporacji.
Cóż, Szwedzi z IKEA zatrudniają dziś około 3800 osób, z czego niemal 3 tysiące na pełnych etatach. IKEA chlubi się, że nie zatrudnia na umowy cywilnoprawne, okryte złą sławą „śmieciówki”. Ba, w ubiegłym roku zainwestowała 20 mln złotych w plan emerytalny dla swoich polskich pracowników. Decyzja zapadła w połowie roku, więc w tym roku będzie to zapewne dwa razy więcej.
Przy okazji skandynawski gigant zaprowadza w Polsce skandynawskie porządki, zwłaszcza w obszarze równouprawnienia. Zacznijmy od samej góry: ledwie kilka tygodni temu stanowisko prezesa firmy w Polsce objęła Anna Pawlak-Kuliga – menedżerka z wieloletnim doświadczeniem zdobytym w IKEA. Na dziesięć stanowisk dyrektorów sklepów w całej Polsce, cztery piastują kobiety. Na 74 stanowiska dyrektorów i kierowników w biurach i sklepach – 35 objęły kobiety. Dysproporcja płac? W granicach błędu statystycznego, relacja wynagrodzeń między płciami w firmie to 96 proc. – 15 proc. wyżej niż wynosi średnia ogólnokrajowa w Polsce.
Jakby zniknęło ponad 150 tys. aut
Mało tego, w tym roku firma chce się stać niezależna energetycznie: wyprodukować tyle energii ze źródeł odnawialnych, ile sama zużywa – w sklepach, fabrykach, biurach, centrach dystrybucji itd. Już dysponuje niebagatelnym arsenałem – w jego skład wchodzi sześć farm wiatrowych, kotły na biomasę w fabrykach IKEA Industry, pompy ciepła w magazynie i niektórych sklepach IKEA, a wreszcie panele słoneczne do wytwarzania ciepłej wody, zainstalowane na dachach sklepów IKEA w Krakowie, Gdańsku i Łodzi.
Docelowo firma chce co roku produkować 473 GWh energii, czyli nieco więcej niż zużyła w zeszłym roku – przekładając to na rynkowe realia, to ilość energii zużywana przez 225 tysięcy gospodarstw domowych. Co więcej, zastąpienie energii z klasycznych źródeł energią wiatrową miałoby pozwolić zredukować emisję CO2 do atmosfery o... 450 tysięcy ton. „To tak, jakby nagle z polskich dróg wycofać ponad 150 tys. samochodów” – kwitują analitycy firmy.
PAIiIZ wraz z firmami EY, HAYS, JLL przygotowało kilka miesięcy temu raport „Made In Poland. Przewodnik inwestycyjny dla sektora produkcyjnego”. Jasno wyłożono w nim, jakie są atuty Polski z perspektywy zagranicznych inwestorów: kapitał ludzki, obejmujący niskie koszty siły roboczej i jej wysokie kwalifikacje, atrakcyjne położenie geograficzne, wsparcie publiczne oraz dostępność nieruchomości pod inwestycje. Wygląda na to, że korzyści są obustronne.