Tania siła robocza i słabość władzy – między innymi właśnie te czynniki uchodziły za ważne elementy „modelu półperyferyjnego”. Terminem tym zaczęto jakiś czas temu określać sposób, w jaki międzynarodowe firmy traktowały Polskę. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana: nawet jeżeli będziemy dziś staranniej szukać inwestorów, którzy stworzą nad Wisłą wartość dodaną, nie możemy zapomnieć, że firmy powstają po to, żeby zarabiać.
„Rola globalnych firm w rozwoju państw i społeczeństw Europy Środkowo-Wschodniej” - pod tą, pozornie neutralną, nazwą krył się jeden z najciekawszych paneli dyskusyjnych, jakie odbyły się podczas tegorocznego Forum Ekonomicznego w Krynicy. Już sama lista uczestników – począwszy od przedstawicieli rządu po prezesów międzynarodowych firm inwestujących nad Wisłą – zapowiadała wymianę ciosów. I rzeczywiście, kilka takich ciosów padło, choć zadawano je przeważnie w subtelny i dyplomatyczny sposób.
O dziwo, starcie zaczęło się od uniku. - Przez wiele lat słyszeliśmy slogan, że „inwestycje są konieczne”. Ale czy w rzeczywistości mieliśmy jakąś inną opcję? Cóż, ja myślę, że bez nich byśmy sobie nie poradzili – zagaił dyskusję Filip Grzegorczyk, podsekretarz stanu w ministerstwie skarbu państwa. Według niego, chociaż być może w wielu przypadkach dałoby się relacje państwo-inwestorzy poukładać inaczej, to bez zagranicznych inwestycji Polska doby transformacji nie poradziłaby sobie.
Co innego jednak dziś. - Dojrzeliśmy jako państwo i gospodarka. Nie potrzebujemy montowni czy kapitału spekulacyjnego. Dziś chcemy więcej: by inwestorzy przyczyniali się do dalszego dojrzewania państwa, potrzebujemy firm odpowiedzialnych społecznie – podkreślał wiceminister.
Rodzaj politycznej poprawności
Jak przyznał potem Wiesław Rozłucki – wieloletni prezes Giełdy Papierów Wartościowych, a obecnie doradca strategiczny Rotschild & Co. - był to dla biznesowych adwersarzy polityka zaskakujący unik. Tym bardziej, że w olbrzymiej większości świat biznesu nad Wisłą podziela wizję ministerialną. Ba, stara się wprowadzać ją w życie.
- Jesteśmy jednym z największych inwestorów w Polsce. I jak każdy współczesny biznes, który odnosi sukcesy, chcemy dzielić się swoim sukcesem z otoczeniem – podkreślała szefowa firmy IKEA, Anna Pawlak-Kuliga. Ten podział można sprowadzić do uderzających liczb: 13 tysięcy miejsc pracy w Polsce, 270 mln złotych dochodów polskich gospodarstw domowych, a wreszcie 914 mln złotych podatków. - Podnieśliśmy stawki dalece ponad podniesione przez rząd minimum, wprowadziliśmy jako jedna z nielicznych firm program ubezpieczeń dla pracowników, budujemy szkoły, dyskutujemy o rozwoju z gminami takimi, jak Moszczenica – dodawała.
Oczywiście, podejście może się różnić w zależności od branży czy rodzaju działalności. Jak zaznaczył Gerard Bourland, dyrektor generalny Grupy Veolia w Polsce, w branży energetycznej trudno mówić o działalności w oderwaniu od kierunków polityki państwa. - Nasza strategia jest zawsze mocno powiązana ze strategią całego państwa. Zależy od sytuacji w kraju oraz warunków lokalnych. W Polsce jesteśmy w czterdziestu miastach i w każdym z nich są inne warunki lokalne – zastrzegał. W przypadku Veolii można też mówić o innym aspekcie relacji: obustronnym transferze know-how, który dla Veolii jest jednym z kluczowych, pozytywnych aspektów inwestowania w Polsce.
Cóż, czasy się zmieniają. - Dziesięć lat temu w Davos mówiłem, że najpierw musimy zbudować kulturę korporacyjną, wartość i zysk, dopiero potem zadbać o elementy takie corporate social responsibility. Do dziś firmy globalne są dwu- czy trzykrotnie efektywniejsze niż wynosi polska średnia – przyznaje Wiesław Rozłucki. - A jednocześnie w powszechnym odbiorze dziś priorytetem jest społeczna odpowiedzialność biznesu. To taki rodzaj politycznej poprawności – dodawał.
Poprawność czy nie – nawet były prezes GPW miałby kilka uwag do działań zagranicznych inwestorów na polskim rynku. Po pierwsze, podkreśla atut globalnych korporacji – nie zawsze wykorzystywany w praktyce – sprowadzający się do tego, że mają one wyjątkową możliwość przenoszenia doświadczeń z jednych rynków na drugie. Inną sprawią jest zwiększenie autonomii lokalnych oddziałów firm – tak by możliwie najwięcej decyzji zapadało „na miejscu”, w Polsce, a nie w odległej od naszych realiów centrali.
Musimy zarabiać, żeby zmieniać Polskę
Uczestnicy debaty zgodzili się niemal jednogłośnie, że obecne trendy na świecie nie są przychylne temu, co przez niemal dwie dekady nazywaliśmy globalizacją. Polska gospodarka może się nie zamknie, ale by uniknąć negatywnych konsekwencji trendu, potrzeba znacznie dalej idącego dialogu niż miało to miejsce do tej pory. A także, jak podkreślił Wiesław Rozłucki, świadomości, że władza nad procesem oceny, czy firma jest pożyteczna czy nie, nie powinna spocząć w rękach obojętnych urzędników.
Co nie znaczy, że sama zmiana jest kwestionowana. - Szukamy nowego modelu rozwoju – przyznawał Grzegorz Zieliński, dyrektor regionalny w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Według niego, EBOiR pojawia się w strategii rządowej – znanej jako „plan Morawieckiego” w dwóch kluczowych sferach: energetyki (istotnej choćby z tego względu, że konsumpcja energii w polskiej gospodarce statystycznie wciąż jest wyższa niż w gospodarkach zachodnich) oraz innowacyjności. Szczególnie ten drugi element jest istotny. - Warto wspierać implementację sprawdzonych sposobów rozwoju. Pozostaje też kwestia finansowania innowacyjności na wczesnym poziomie, choćby poprzez wspieranie funduszy venture capital – dodawał.
- Nie uciekamy od udziału w digitalizacji kraju, ale coś z tej maksymalizacji zysku w firmach zostało – mówił z kolei Tomasz Bogus, Prezes Zarządu Banku BGŻ BNP Paribas. - Robimy to dziś inaczej: nikt już nie będzie łamać standardów tak, jak zdarzało się to w przeszłości, ale koniec końców każda firma musi wypracować jakąś wartość dodaną – zastrzegał. A to oznacza, że przedsiębiorcy – choć chcą dbać o społeczną odpowiedzialność biznesu – nie mogą jednak przyjmować na siebie wyłącznego ryzyka podejmowania działań prospołecznych.
Najlepszym przykładem może być właśnie bank PNB Paribas. - Chcemy inwestować długoterminowo, chcemy być obecni w Polsce. Nie po to, żeby szybko z niej wyjść. A tu najpierw dostajemy bardzo duże obciążenia fiskalne, a potem mamy wielką niepewność prawną związaną z kredytami frankowymi – kwitował Bogus. - To nie znaczy, że pod presją zmieniających się okoliczności inwestorzy się wycofają. To znaczy, że mają ograniczony zasób cierpliwości – dodawał. Cierpliwość bazuje na stabilności, ale też możliwości realizowania i transferu zysków. Jeszcze inaczej podsumowała to prezes IKEA. - Tak, musimy zarabiać, żeby zmieniać Polskę – podkreśliła.
Paradygmat zmiany
I co do tego nie było większych wątpliwości. - Nie czarujmy się: po to są firmy, żeby zarabiały – mówił Filip Grzegorczyk. - Najpierw musi być baza, potem nadbudowa. CSR to nadbudowa – ucinał. Z drugiej jednak strony, bronił podejścia władz. - Zmiana nie powinna zaskakiwać, nie jest wyjątkiem. Ba, mamy paradygmat zmiany – dowodził. Zresztą, jak podkreślał, zmiany wprowadzane przez obecny rząd nie są niczym nowym: obecna ekipa uprzedzała o nich od kilku lat.
Czy rzeczywiście? - Ledwie kilka ostatnich tygodni to wejście podatku obrotowego, ustawa o OZE, spór o handel w niedzielę – kontrowała Anna Pawlak-Kuliga. - Ja nie boję się o firmę IKEA, ta przetrwa. Ale te małe i średnie firmy, które współpracują, to zaboli – dodawała.
Konkluzja? Dialog, dialog i jeszcze raz dialog. - Premier Morawiecki wiele wysiłku wkłada w konsultacje. To istotne w sytuacji, gdy po latach wyraźnej dominacji korporacji wahadełko wyraźnie przesuwa się w drugą stronę, ku etatyzacji i władzy urzędników, w kierunku większej kontroli – mówił Wiesław Rozłucki. - A potrzebujemy konsultacji i dialogu, by wahadełko nie wychyliło się za daleko.