191 milionów złotych – taką kwotę w sumie próbowali w ubiegłym roku wyłudzić klienci największych firm ubezpieczeniowych. Kwota niebagatelna, a – przynajmniej z pozoru – jeszcze bardziej niepokojący jest jej, niemal 20-procentowy wzrost. O ironio, zjawisko cieszy branżę – bo nie tyle przestępstw przyrasta, ile ich wykrywalność rośnie.
„Pełnomocnik poszkodowanego zgłosił szkodę z OC zarządcy drogi, polegającą na kolizji z łosiem” – czytamy w opublikowanym właśnie raporcie Polskiej Izby Ubezpieczeń. „Po otrzymaniu zgłoszenia szkody i wstępnej analizie dokumentacji medycznej stwierdzono, że kierujący był pod wpływem alkoholu, natomiast z notatki policyjnej KPP wynikało, że kierujący był trzeźwy”.
Sprzeczność, która musiała być uderzająca, dlatego ubezpieczyciel nie odpuścił. „W sprawie zaangażowano detektywa, który w efekcie doprowadził do zrzeczenia się roszczeń przez poszkodowanego. Dodatkowo prokuratura rejonowa prowadzi postępowanie w sprawie niedopełnienia obowiązków służbowych na miejscu zdarzenia drogowego przez funkcjonariuszy KPP” – kwituje sprawozdanie autor raportu, dr Piotr Majewski z Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu.
Przykłady można by mnożyć. „Pojazd przywieziony z Francji z uszkodzeniami. Okazano pojazd twierdząc, iż wskazany sprawca doprowadził do uszkodzenia tyłu pojazdu. Uszkodzenia tożsame z uszkodzeniami pojazdu sprzedanego we Francji” – to kolejny. Nagminną praktyką wydaje się być zgłaszanie szkód w dwóch towarzystwach jednocześnie albo podrabianie podpisu nabywcy na wypowiedzeniu umowy ubezpieczyciela przez zbywcę pojazdu. Coraz chętniej Polacy zgłaszają, nieistniejące w rzeczywistości, obrażenia podczas wypadków drogowych.
Epidemia awarii iPhone'ów
– Moglibyśmy wyróżnić dwa rodzaje wyłudzeń – mówi INN:Poland Marcin Kawiński, ekspert rynku ubezpieczeń w Polsce. – Ten pierwszy nazwałbym wyłudzeniami incydentalnymi, związanymi z nadarzającą się okazją – dodaje.
To kategoria oszustw bardzo pospolitych. Przykładowo celowe uszkadzanie elektroniki – praktyka dosyć powszechna na Zachodzie, ale zauważalna również w Polsce, sprowadzająca się np. do masowego zgłaszania szkód starych modeli telefonów – choćby najpopularniejszego z nich, iPhone'a – tuż przed premierą nowego modelu. W Polsce skalę zjawiska ograniczał do tej pory fakt, że rzadko kiedy właściciele telefonów wykupowali ubezpieczenie swojego urządzenia. Ale w ostatnich latach zaczynają robić to częściej, do czego skłania ich choćby awaryjność urządzeń mobilnych i trudności z ich naprawą.
Ale to nie znaczy, że incydentalne wyłudzenia były jakąś rzadkością. – Przy kradzieżach z piwnic czy mieszkań do listy utraconych przedmiotów dopisuje się rzeczy, których w piwnicy czy mieszkaniu nie było. Często wielokrotnie zgłaszano tę samą szkodę, np. w przypadkach szkód w mieszkaniach – opowiada Marcin Kawiński, zaznaczając jednak, że tworzona przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny baza zdarzeń ubezpieczeniowych uniemożliwi takie „dublowanie się” strat.
Jeszcze inne oszustwa to te, które dotyczą życia i zdrowia. Kilka lat temu przez Polskę przetoczyła się fala oszustw „na kciuk”, ewentualnie „na drwala” – przestępcy werbowali bezrobotnych, na których nazwiska zawierano sowite umowy. Potem pozwalali sobie uciąć palec, by wyłudzić odszkodowanie.
Dzisiaj nikt już nie ryzykuje swoimi kciukami – towarzystwa zbyt skrupulatnie badają każdy taki przypadek. Co innego – popularny podobno na wsi – „upadek z drabiny podczas prac rolnych”. No i wyłudzone polisy na życie, a właściwie na zgon. – To kupowanie ubezpieczenia na życie, a następnie zgłaszanie, że ubezpieczona osoba zmarła – tłumaczy Kawiński. Niby prymitywny sposób, ale wystarczy sfałszować świadectwo zgonu, bo towarzystwa – nie posiadając dostępu do bazy PESEL – nie są w stanie szybko zweryfikować tej informacji.
Przestępcy „hodują” firmy
Ale nie zawsze okazja czyni złodzieja. Czasem to złodziej czyha na okazję. – W tej drugiej kategorii znalazłyby się wyłudzenia, które są z reguły przeprowadzone przez grupy przestępcze. Starannie zaplanowane, na znacznie większe kwoty – twierdzi Kawiński. – Przestępcy potrafią „hodować” jakąś firmę np. przez pięć lat, pozorując normalną działalność, by po tym okresie użyć jej do jednego, ale za to bardzo dużego, wyłudzenia – kwituje.
Plagą – i to chyba dla towarzystw ubezpieczeniowych najboleśniejszą pod względem prestiżowym oraz finansowym – są też przekręty, których dopuszczają się ich pracownicy. „W polisach zawartych za pośrednictwem agenta osiągającego od ok. półtora roku doskonałe rezultaty, zauważono wzrost zaległości w opłacaniu składek. W kolejnym miesiącu część polis została rozwiązana z powodu zaprzestania opłacania składek przez klientów” – opisuje jeden z takich przypadków raport PIU.
Napięcie rosło. „Początkowo agent tłumaczył ten fakt chwilowymi trudnościami finansowymi jego klientów, którzy prowadzą niewielkie działalności gospodarcze w różnych branżach, a później działaniami nieuczciwej konkurencji innego agenta. Mogło się wydawać, że klienci faktycznie stracili zaufanie do agenta, który, jak twierdził, czyni co w jego mocy, aby utrzymać polisy. Zakład ubezpieczeń zaniepokoił jednak fakt, że część klientów nie rozumiała zasad, na jakich została objęta ochroną ubezpieczeniową. Wystąpiły też trudności w dodzwonieniu się do klientów”.
Sprawę zaczęto wyjaśniać znacznie uważniej. Okazało się, że klienci pochodzili z rozmaitych regionów Polski, czasem kilkaset kilometrów od macierzystego oddziału klienta. Składki płacono przekazami pocztowymi. Część polis została zawarta przy użyciu danych osób nieżyjących, nieistniejących adresów. Cały schemat opracował sam agent, który do oliwienia mechanizmu używał pieniędzy z... prowizji. Sprawa wylądowała w prokuraturze.
Zupełnie nowa jakość
– Pod względem liczb największym polem popisu oszustów jest segment komunikacyjny – podsumowuje w rozmowie z INN:Poland Piotr Majewski. – Aczkolwiek są też segmenty, o których przeciętny człowiek nie słyszał, jak gwarancje ubezpieczeniowe, gdzie oszustwo może zdarzyć się raz do roku, ale gdy się zdarzy, straty mogą sięgać i 50 milionów złotych. Łatwo przeliczyć, ile samochodów trzeba byłoby zgłosić jako rzekomo skradzione, żeby osiągnąć taką skalę wyłudzenia – dodaje.
– Zachód zna te wszystkie praktyki od lat – mówi nam ekspert. – Ale ponieważ my współpracujemy z naszymi zachodnimi odpowiednikami, wiemy więc, jak się do tego przygotowywać. Są odpowiednie procedury, powstają też odpowiednie rejestry, pozwalające na wymianę informacji – dodaje. Z naszych informacji wynika, że wdrożenie wspomnianych wyżej baz danych i platform wymiany informacji to kwestia miesięcy, najdalej roku. – To się skończy w najbliższym czasie – ucina Piotr Majewski. – To będzie zupełnie nowa jakość.