Rafał Czech i Igor Sadurski w połowie 2016 roku ogłosili, że chcą otworzyć w Warszawie „Bezmięsny Mięsny”, czyli pierwszą wegańską „rzeźnię". To miał być murowany sukces. W końcu moda na dietę roślinną w stolicy ma się znakomicie. Pudło!Cel udało się zrealizować częściowo. Jak się okazało, weganin weganina prędzej wesprze słowem niż portfelem.
Twórcy „Vegan Baczera” fundusze na rozkręcenie swojego interesu postanowili postanowili zdobyć poprzez zbiórkę internetową. Co z tego wyszło? Lokal stacjonarny na razie nie powstanie, ale starczyło na uruchomienie sprzedaży internetowej.
– Wyznaczyliśmy sobie dwa cele. Żeby uruchomić sprzedaż internetową potrzebowaliśmy zebrać tysiąc zamówień. Uruchomienie sklepu stacjonarnego to z kolei minimum dwa tysiące. Udało się zdobyć 1577 zamówień – mówi w rozmowie z INN:Poland Rafał Czech.
Sukces? Nie do końca. W końcu w Polsce mieszka około 400-600 tysięcy wegan, więc zebranie wystarczającej dla uruchomienia sklepu stacjonarnego liczby zamówień było realnym zadaniem. Co więc stanęło na przeszkodzie? Właściciele Vegan Baczera wiele musieli zmierzyć się z... oporem samych wegan.
– Zarzuty były różne. Okazało się, że jesteśmy Januszami Biznesu, ludzie zarzucali nam, że nasza dieta nie jest jeszcze w 100 procentach roślnnna, choć już prawie się udało. Jesteśmy na drodze do bycia wege – mówi nam Rafał Czech. – Do tego pojawiły się pytania osób, które są od wielu lat na diecie wegańskiej, po co robić coś, co udaje mięso. Społeczność jest niezwykle zwarta. Za dobre produkty się odwdzięczą, ale trudno zdobyć ich zaufanie – wyjaśnia.
O tym, jak trudny jest to rynek przekonało się kilka warszawskich lokali, które po hucznym otwarciu nie poradziły sobie z utrzymaniem się na rynku. Jamniczek z wegańskimi hot-dogami, Loki, W Gruncie Rzeczy… To tylko kilka z wielu wegańskich knajp w Śródmieściu, które zostały zamknięte. Z ostracyzmem ze strony części środowiska spotkała się nawet kultowa Krowarzywa, po aferze ze strajkiem pracowników.
– Z tego, co nauczyliśmy się przez te kilka miesięcy, prowadzenie biznesu jest niezwykle trudne. Wymaga ogromnej determinacji. Nie wiemy jak było u innych. Chcemy aby nasz produkt miał globalny zasięg, i cały projekt był rentowny. Nam też przyświeca misja dobrego żywienia, ale cały czas musimy być świadomi, że to jest projekt biznesowy – Rafał Czech stawia sprawę jasno. – Dlatego nasz sklep stacjonarny na pewno nie powstanie w tym roku. Ceny lokali w Śródmieściu są bardzo wysokie. Na razie mamy taką strategię, że chcemy, żeby nasze produkty były w sklepach w całej Polsce i za granicą. Już teraz bardzo dużo zamówień mamy z innych krajów, choć logistycznie jest to dla nas za wcześnie – dodaje.
Panowie bardzo mocno stąpają po ziemi. Nad opracowaniem receptur spędzili setki godzin. Stworzenie wegańskiej imitacji mięsa okazało się trudniejsze niż się spodziewali. Bo okazało się, że nie jest to tylko kwestia smaku, ale też faktury, odpowiednich przypraw. Najlepiej przekonała się o tym Krowarzywa, która wprowadziła do swojego menu dodatek w postaci „wegańskiego bekonu”. Bez sukcesu.
Vegan Baczer, stworzył naprawdę dobry produkt, ale wtedy pojawiła się kolejna przeszkoda...
– Zaczęliśmy realizować zamówienia. Pierwszego dnia udało nam się wysłać 48 paczek. Wszystko dobrze, tylko do wysłania mieliśmy... półtora tysiąca – mówi Rafał Czech. Po całej akcji nauczyli się nie tylko logistyki, ale przede wszystkim wyciągać wnioski z uwag, które dostali. – Na szczęście dostaliśmy feedback od klientów i nauczyliśmy się produkować w większej skali – dodaje.
Vegan Baczer zaczął też sprzedawać na imprezach. Mieli swoje stoisko na Wege Bazarze w Warszawie, byli na Veganmanii w Olsztynie. Teraz jadą na jej krakowską edycję.