Najwyższa Izba Kontroli postanowiła przyjrzeć się działaniom polskich ośrodków innowacji. „Dotychczasowa działalność ośrodków nie przyniosła znaczącej poprawy stopnia komercjalizacji wyników badań naukowych i wzrostu intensywności wdrażania innowacyjnych technologii w gospodarce” – czytamy w raporcie. Są miejsca, które jako tako funkcjonują tylko dzięki publicznym pieniądzom. I takie, które z innowacyjnością nie mają wiele wspólnego.
Dane zawarte w opublikowanym we wtorek raporcie Izby nie pozostawiają większych wątpliwości: jedynie 14 proc. przedsiębiorców, którzy ulokowali swoją działalność w parkach technologicznych czy inkubatorach innowacyjności, zgłosiło się w latach 2013-2015 do Urzędu Patentowego, by opatentować nowe rozwiązania.
Problem nie kończy się na lokatorach ośrodków – wręcz przeciwnie, tu się zaczyna. Ośrodki posiadają infrastrukturę, które nie jest wykorzystywana lub jest wykorzystywana w sposób daleko odbiegający od idei innowacyjności. Przekłada się to pośrednio lub bezpośrednio na stan ich finansów – NIK określa ich sytuację ekonomiczną jako „niestabilną, a wręcz trudną”. Można się zatem spodziewać, że „utrzymanie i odnawianie infrastruktury” w przyszłości będzie bardzo kłopotliwe.
Pusto wszędzie, głucho wszędzie...
W samym środowisku twórców ośrodków innowacji można usłyszeć podobne opinie. – W Polsce funkcjonuje relatywnie wąska grupa liderów. Oni nie mają problemu z wolnymi powierzchniami. I nie o powierzchnie tu chodzi: nie sztuka wynająć podłogę biurom rachunkowym, a i takie przypadki się u nas zdarzają – mówi w rozmowie z INN:Poland Wojciech Przybylski, ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, a jednocześnie specjalista odpowiedzialny za projekty oraz rozwój w Krakowskim Parku Technologicznym. – Ta czołówka to inkubatory, które realnie pracują ze swoimi lokatorami. To jakieś 10-15 ośrodków w całym kraju – dodaje.
NIK skontrolowała mniej więcej dwukrotnie większą grupę: 26 ośrodków, próbując ocenić efektywność wsparcia przedsiębiorców. Wśród nich było około dwunastu beneficjentów Działania 5.3 Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka (POIG) – które wypadły zresztą lepiej od pozostałych, co nie powinno dziwić, gdyż popłynęły do nich fundusze rzędu 1,2 mld złotych. Innym dużym „sponsorem” ośrodków była Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, z której funduszy – rozdysponowanych w ramach Strategii Innowacyjności i Efektywności Gospodarki „Dynamiczna Polska 2020” - popłynęło ok. 5,2 mld złotych.
Co dokładnie ustaliła NIK? Ośrodki niewątpliwie dynamicznie się rozwijają: wydały dobry miliard złotych, w ciągu dwóch lat o 45 proc. zwiększyły odsetek powierzchni użytkowej, o 33 proc. – powierzchni laboratoryjnej, o 44 proc. – liczby firm-lokatorów, o 13 proc. – zatrudnienie w ośrodkach, o 78 proc. – zatrudnienie w przedsiębiorstwach dwudziestu lokatorów ośrodków.
Powierzchni przybyło, tyle że nie jest wykorzystywana – infrastruktura, od laboratoriów po „zwykłe” pomieszczenia, w jednej trzeciej stoi „odłogiem”. Nie wzięto pod uwagę całości zakresu usług, na które przedsiębiorcy zgłaszali zapotrzebowanie, w niektórych przypadkach nie stworzono kryteriów doboru przedsiębiorców-beneficjentów wsparcia (co zapewne mogło otwierać drzwi do goszczenia choćby wspomnianych usług księgowych). Zaledwie dwa ośrodki znały dane dotyczące wysokości przychodów swoich lokatorów z tytułu wdrożenia produktów innowacyjnych. I tylko dziewięć miało wiedzę o tym, czy ich lokatorzy wdrożyli jakieś produkty innowacyjne – wyliczają kontrolerzy NIK.
– Nie każdy może też mieć na ten moment odpowiednie otoczenie, pozwalające na to, by pojawiła się tam odpowiednia liczba start-upów czy firm technologicznych, które pozwoliłby wykorzystać potencjał lokalowo-laboratoryjny danego obiektu – tłumaczy nam prezes fundacji Innowacyjna Polska, Sławomir Olejnik. – W grę wchodzą tu decyzje regionalne: jeżeli ktoś zdecydował się na stworzenie takiego ośrodka, musiał się liczyć z tym, że chodzi o inwestycję, wokół której należy budować odpowiedni ekosystem. Gdy pojawiają się firmy księgowe czy usługowe, niekoniecznie innowacyjne – to sygnał, że założenia czy polityka realizowana przez dany park może być błędnie ukierunkowana. Przy czym musimy mieć też świadomość, że postawienie samego obiektu nie zapełni go startupami wysokich technologii, jeśli w regionie szkoły czy uczelnie nie kształcącą w danym kierunku – zastrzega.
Lokalne ambicje wzięły górę
No i bolesny finansowy szczegół. „Działalność ośrodków innowacji opierała się w dużym stopniu na finansowaniu ze środków publicznych, przy niewystarczającej dbałości o zwiększenie przychodów z prowadzonej działalności” – czytamy na stronach Najwyższej Izby Kontroli. Przychody przewyższyły koszty zaledwie w siedmiu przypadkach z grupy ośrodków uczestniczących w POIG oraz w pięciu z grupy pozostałych badanych centrów.
W gronie tych, które wychodzą na plus, znalazły się WPT Wrocław, PPNT Poznań, PPNT Gdynia, DTP Wrocław, KPT Kraków, GPNT Gdańsk oraz PNT Katowice (z grupy beneficjentów POIG) oraz TARR Toruń, DPT Szczawno-Zdrój, BPPT Bydgoszcz, BKPPT Bełchatów czy CTTPŁ Łódź (pozostali).
Być może to właśnie ta czołówka, o której wspomniał Wojciech Przybylski. – Parki we Wrocławiu, Krakowie czy Gdańsku to takie, które mają mocne otoczenie, dzięki temu, że działają w dużych ośrodkach akademickich – tłumaczy Sławomir Olejnik. – Tam jest znacznie większa szansa na potencjał nowych firm zakładanych przez studentów, a nie np. firmy księgowe czy inne, nie prowadzące działalności związanej z nowymi technologiami – dorzuca.
– Za nimi tłoczą się ośrodki, które dopiero zaczynają eksploatować infrastrukturę oddaną zaledwie rok czy dwa temu – podkreśla z kolei Przybylski. – Nie sposób w takich przypadkach dokonywać już jednoznacznych ocen. Wśród nich są zarówno takie, które mają szansę dołączyć do czołówki, bo znajdują się w ośrodkach akademickich, mają potencjał, kompetencje in-house, inwestują. I na drugim biegunie są też te, które działają w Polsce powiatowej, albo w modelu, który nigdy nie doprowadzi do tworzenia innowacji – tłumaczy. – Można się pokusić o opinię, że nie wszystkie parki zostały przemyślane, choćby właśnie pod kątem lokalizacji – sekunduje mu Olejnik. – A jeśli nawet zostały zbudowane w myśl pewnej strategii miasta, to powinny zostać też wsparte mocną kampanią promocyjną – ukierunkowaną tak, by ściągnąć do tych pomieszczeń konkretne firmy i rozwinąć swój ekosystem – kwituje.
Rzeczywiście, wystarczy spojrzeć choćby na grupę beneficjentów funduszy z POIG. Ostatnią pozycję w tej grupie zajmuje ŚCNTPL Czechowice-Dziedzice, gdzie występuje wyjątkowa przewaga kosztów nad przychodami. W wyjątkowo kiepskiej sytuacji wydają się też być ośrodki w Legnicy, Słupsku, Rybniku, Stalowej Woli, Sosonowcu czy Chojnicach. Mogą one potwierdzać tezy ekspertów, choć oni sami nie chcą wskazywać konkretnych przykładów. – Delikatnie mówiąc, zdarzają się przypadki, kiedy najwyraźniej lokalne ambicje wzięły górę nad spokojnym namysłem i analizą sytuacji, zwłaszcza w kontekście potencjału innowacyjnego regionu – mówi Przybylski.