Na największych crowdfundingowych portalach w Polsce, czyli Wspieram To i Polak Potrafi internauci wpłacili łącznie na różnorodne projekty ponad 25 milionów złotych. Łatwo jednak wspomóc powstanie książki, płyty czy gry. Zwłaszcza gdy za odpowiednio wysoką kwotę przelewu dostaniemy fizyczny dowód wdzięczności, jak imienne podziękowanie czy własny egzemplarz przedmiotu, na który zbierano pieniądze. Grzegorz Mączyński i Robert Murzynowski postanowili przenieść tę ideę na zupełnie inne pole – ich nowo powstała platforma Science Ship ma pomóc naukowcom sfinansować ich projekty i badania.
Mączyński jest z wykształcenia adwokatem, a Murzynowski doradcą biznesowym – nie są to profesje kojarzone ze światem nauki. Obaj w trakcie swojej kariery mieli jednak ciągły kontakt z akademikami i badaczami. Murzynowski w rozmowie z INN:Poland przyznaje, że sam jest fanem innowacji, a wgląd do naukowego świata pomógł mu zrozumieć jego problemy z fundowaniem badań.
– Oczywiście, są takie instytucje jak NCBR, NCN, są też dotacje unijne. Pieniędzy nie starczy jednak na wszystkie projekty. Działa efekt lejka: z 1000 zgłoszonych, realizuje się 500, a reszta, często bardzo dobra i z dużym potencjałem, przepada – tłumaczy. – Do tego w Polsce obowiązuje zasada: wszystko albo nic. Nie dostaje się mniejszej kwoty na pierwszy etap badań, tylko całą sumę na wszystko. To wynika z praktyk marketingowych uczelni: lepiej brzmi, kiedy zakończy się jeden duży projekt, niż rozpocznie kilka jednocześnie. Chociaż z naukowego punktu widzenia to drugie jest korzystniejsze – podkreśla.
Dlatego dwóch entuzjastów i biznesmenów postanowiło wyjść naprzeciw potrzebom badaczy. Uruchomiony właśnie Science Ship ma za zadanie łączyć naukowców i inwestorów na kilku poziomach.
Pierwszym z nich jest poszukiwanie aniołów biznesu, którzy byliby zainteresowani sfinansowaniem przedsięwzięć. To tak zwane „wsparcie całkowite” i rozpoczyna się jeszcze przed etapem zbiórki. Pomaga powiązać inwestora i naukowców szybciej i sprawniej. Do tego, jak podkreśla Murzynowski, jest rozwinięciem funkcjonalności serwisu, który nie opiera się tylko na crowdfundingu.
Nie zmienia to jednak faktu, że ta forma pozostaje rdzeniem Science Ship. Formuła komercyjna została dopiero uruchomiona i to widać w zakładce projekty – na razie ruszyły dopiero dwa. Znikome zainteresowanie? Murzynowski jest zupełnie innego zdania.
– Proszę sobie przypomnieć studentów z Politechniki Łódzkiej, którzy zrobili zbiórkę na projekt Hyperloop dla Elona Muska. Przecież oni przebili jej cel kilkukrotnie – argumentuje. – Polacy nie tylko deklarują pomoc, ale faktycznie to robią, także na polu naukowym. Jeśli zobaczą innowacyjny ,ciekawy projekt, to będą chcieli wpłacić jakąś kwotę. Oczywiście nagrody mogą być również atrakcyjne, tak jak w przypadku tradycyjnego crowdfundingu, wszystko zależy od pomysłowości twórców projektów. Tutaj też chodzi o realizację pomysłów, które mogą pozytywnie wpływać na nasze życie – dodaje.
Kampanie będą przeprowadzane w systemie znanym z platformy IndieGoGo, czyli tak zwanym „bierzesz, ile zbierzesz”. Nie trzeba będzie zebrać określonej na stronie pomysłu kwoty, żeby zobaczyć pieniądze na koncie – ile zostanie wpłacone, tyle badacz otrzymuje. A to budzi kontrowersje, bo w przeszłości zdarzały się sytuacje, kiedy organizatorzy zbiórki wydawali pieniądze na własne uciechy. A internauci? Mogli tylko stracić nadzieję, że kiedykolwiek zobaczą wpłacone pieniądze.
Murzynowski tłumaczy mechanizmy kontroli, jakie zastosowali na platformie. – Żeby projekt był w ogóle wzięty pod uwagę, musi zostać pozytywnie zweryfikowany przez Radę Naukową, z którą współpracujemy – mówi. – Ona ocenia i weryfikuje, czy projekt spełnia standardy jakościowe. Jeśli tak jest, kampania może wystartować. Z twórcami projektów wiąże nas regulamin ScienceShip.com, dzięki czemu dbamy o to, że zebrane pieniądze zostaną wykorzystane dokładnie na opisany na ich profilu cel – dodaje. Takie zabezpieczenie minimalizuje ryzyko potencjalnych oszustw, stwierdza.
Ostatnią funkcjonalnością, jaka jest dostępna na stronie, są konkursy. Oparte na grywalizacji, kojarzą firmy, które chcą rozwiązać dany problem, z naukowcami, którzy chcą podjąć się takiego wyzwania.
Proszę sobie wyobrazić: mamy dział B+R w dużej firmie farmaceutycznej. Zablokował się na jakimś problemie i nie ruszy dalej z badaniami. Więc ogłasza się na naszej stronie – opisuje Murzynowski. – Badacze mogą zmierzyć się z wyznaczonym zadaniem, a nagrodą mogą być zapłata za jego zrealizowanie, a nawet staż w danej firmie. To przede wszystkim trampolina dla młodych naukowców, którzy mogą się sprawdzić z palącymi problemami – podkreśla.
Murzynowski zapowiada również projekty związane z popularyzacją nauki. Zbiórki dla szkół na wyjazdy do centrów naukowych czy wycieczki do laboratoriów również będą mogły być finansowanie przez Science Ship – taka działalność ma stworzyć wokół platformy społeczność nie tylko biznesmenów i badaczy, ale również tych, którzy to grono mogą zasilić.
Ile twórcy będą zatem pobierać ze zbiórek? Prowizja jest stała i wynosi 6 proc. od każdego wsparcia społecznościowego. Za uruchomienie konkursu na stronie opłata zostanie uiszczona przez organizatora i jest zależna od puli dostępnych w nim nagród.
Czy Science Ship będzie dostępny tylko w Polsce? Skąd, Murzynowski i Mączyński od początku planowali, by serwis działał na poziomie międzynarodowym. Dlatego uruchomiono serwis w wersji polskiej i angielskiej, a wsparcie finansowe można udzielać przez Tpay oraz PayPal.
Na razie jedyną konkurencją dla Science Ship jest amerykański portal Experiment. Chociaż i on nie posiada funkcjonalności platformy znad Wisły – jego model to naukowa kopia Kickstartera. Czy Polacy zawojują finansowanie światowej nauki? A kto powiedział, że crowdfunding nie może być innowacyjny?