Z licytacjami organizowanymi przez komorników jest jeden problem. W końcu odbieramy komuś jego własność, nie wiedząc, jakie życiowe okoliczności doprowadziły do tej smutnej puenty. Z drugiej strony, wierzyciel długi musi odzyskać, a dla Kowalskiego licytacje to szansa na „wyhaczenie” prawdziwych perełek.
Trzypokojowe mieszkanie w Białymstoku (58 m2) za 115 tys? A może lepiej, na stołecznej Woli – za 37 m2 możemy zapłacić zaledwie 145 tys. zł. Jeżeli nie chcemy inwestować w nieruchomości, równie dobrze możemy nabyć markowy telewizor LCD za około 175 zł. Na licytacjach komorniczych wprawny obserwator może znaleźć prawdziwe perełki. Oczywiście pod warunkiem, że przedmiot licytacji, który sobie upatrzymy, nie będzie cieszył się zbyt dużym wzięciem.
– Niepotrzebna jest żadna wcześniejsza rejestracja, choć o samym terminie warto wiedzieć wcześniej, ze względu na konieczność wpłaty wadium, które wynosi 10 proc. wartości licytowanego przedmiotu. Poza osobami wyłączonymi przez ustawę,na licytację może przyjść każdy – opowiada INN:Poland Marek Grzelak, Komornik Sądowy przy Sądzie Rejonowym w Gnieźnie.
O kim mowa? Z oczywistych względów m.in. o samym dłużniku. Z licytowania wyłączona jest również jego najbliższa rodzina, komornik i osoby związane z nim urzędowo.
Cała reszta ma możliwość stanąć w szranki i powalczyć o przedmiot licytacji. A jest o co, bo ceny bywają wyjątkowo niskie. Na początku biegły lub komornik, opierając się o ceny rynkowe, stara się wycenić licytowany przedmiot. Jego cena wywoławcza to trzy czwarte tej kwoty.
Naprawdę ciekawie zaczyna się jednak robić dopiero, gdy pierwsza tura nie przyniesie skutku. Podczas drugiej licytacji ceny spadają bowiem do 2/3 (w przypadku nieruchomości), albo nawet połowy (w pozostałych przypadkach) wartości licytowanego dobra. Kusić tu mogą szczególnie mocno przecenione mieszkania, które na rynku pierwotnym osiągnęły niedawno najwyższe ceny od 2011 roku. Tym bardziej, że takie okazyjne kupno nieruchomości nie grozi żadnymi konsekwencjami. Jest to tzw. nabycie pierwotne, co oznacza, że po zakupie nieruchomość nie jest obciążona długami naszego poprzednika.
O wszystkich licytacjach komornicy informują w tym miejscu. – Od 12 września muszą być tam wrzucane wszystkie licytacje nieruchomości jak i ruchomości – mówi Grzelak. Dzięki temu mamy szybki dostęp do całej gamy „przecenionych” przedmiotów na terenie Polski. – Możemy sobie również ustawić subskrypcję. Dzięki temu dowiemy się np. o każdej licytacji zegarków w województwie mazowieckim – tłumaczy komornik.
Grzelak ostrzega jednak przed pułapkami czekającymi na potencjalnych zainteresowanych. – Często zdarza się, że strony internetowe, które podszywają się pod oficjalny portal próbują pobierać od swoich użytkowników opłaty. Tymczasem są to informacje publiczne i ciężko znaleźć powód do zażądania za jakichkolwiek pieniędzy – tłumaczy.
Warto o tym fakcie wiedzieć, bo już niebawem cały proces może się przenieść do sieci. Na przyszły rok przesunięte zostało bowiem wprowadzenie e-licytacji, które sprawią, że cały proces kupna sprowadzi się do kilku kliknięć myszką.
W tej chwili licytacje ruchomości odbywają się w miejscu, w którym zostały zajęte przez komornika. Zdarza się więc np., że zainteresowani muszą jechać na posesję dłużnika, by na własne oczy zobaczyć licytowany samochód. Planowana na przyszły rok nowelizacja prawa to zmieni. Przedmioty będą odbierane dłużnikowi i magazynowane, a potencjalni kupcy nie będą musieli ruszać się sprzed komputera. Cała procedura będzie więc podobna do tej, którą internetowi klienci znają z Allegro.
Tanio, szybko i wygodnie? Choć jak twierdzi Marek Grzelak już dzisiaj aukcje cieszą się niemałym zainteresowaniem, wygląda na to, że złote czasy dla nich dopiero nadejdą.