Co nie jest zakazane, jest dozwolone – taką prostą filozofię, zawartą w 55 artykułach ustawy, przeforsował ostatni rząd komunistycznej Polski. Jej autorem był Mieczysław Wilczek, nazywany po latach Jego Przedsiębiorczością. Konstytucja dla Biznesu idzie tym samym tropem. Ironia losu: ten rząd liberalizuje swoje podejście do biznesu bardziej niż poprzednie gabinety, a jednocześnie na biznes spada plaga nowych rygorów.
– Już za kilka dni kolejna, po "100 zmianach dla firm", odsłona reformy prawa gospodarczego – zapowiadał w zeszłym tygodniu wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki. – Przedstawimy wtedy pakiet ustaw pod wspólną nazwą Konstytucja Biznesu, którego rdzeniem będzie nowa, prowolnościowa ustawa określająca zasady prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce – dorzucił dobitnie.
Ten dzień nadszedł. We wtorek, podczas obrad gabinetu premier Beaty Szydło, szef resortu rozwoju przedstawił kolejny filar swoich reform. Wspomniana prowolnościowa ustawa ma się opierać na kilku założeniach natury – można by rzec – wręcz filozoficznej. Choćby zasadzie, na którą powoływał się Mieczysław Wilczek i od której stopniowo odchodzono przez niemal trzy ostatnie dekady: co nie jest prawem zabronione, jest dozwolone. A także domniemaniu niewinności firm: jak w sądownictwie – urzędnik będzie musiał udowodnić firmie złamanie przepisów i uzasadnić stawiane przez siebie zarzuty.
Co "było", a "nie jest"...
Filozofia Wilczka nie wróciła znienacka. „Może warto wrócić do hasła: co nie jest zabronione, jest dozwolone” – apelował zaledwie kilka tygodni temu na łamach „DGP” Zbigniew Jakubas, prezes Multico. – Polscy przedsiębiorcy wskazują, że największym hamulcem rozwoju jest wszędobylska biurokracja. Po ośmiu miesiącach od ogłoszenia planu Morawieckiego poprawy nie widać. Biurokracja kosztuje Polskę według badań OECD 1,4 proc wzrostu PKB rocznie. Odblokowanie jej dałoby przyspieszenie rozwoju praktycznie bezkosztowo – dowodził.
Być może Konstytucja dla Biznesu część tego typu barier zniesie. To, co wiadomo dziś o projekcie – którego oficjalna premiera ma nastąpić pod koniec tygodnia, na mającym się odbyć w Rzeszowie Kongresie 590 – sprowadza się do kilku wyrwanych z pakietu szczegółów. Wiadomo, że padnie przynajmniej kilka barier administracyjnych – projekt przewiduje likwidację wymogu używania pieczątek przez firmy, zniknie zapewne numer REGON, nie trzeba będzie rejestrować działalności w skali mikro – czyli gdy przychody miesięczne usytuują się poniżej 50 proc. minimalnego wynagrodzenia, np. w ramach jakiegoś zajęcia dorywczego.
Nieco zmniejszą się obciążenia składkowe, choć tylko tym, którzy dopiero zaczynają działalność gospodarczą: przez pierwsze sześć miesięcy od jej rozpoczęcia przedsiębiorcy będą zwolnieni od płacenia składek ZUS. Biurokracji może jednak nie ubywać: ministerstwo rozwoju zaplanowało bowiem stworzenie urzędu rzecznika praw przedsiębiorców. – Numer REGON dostaje pan raz w życiu i później się pan nad tym nie zastanawia. To ułamek czasu, jaki przedsiębiorca musi oddać administracji. Jeżeli nie zobaczymy zmiany: np. do wczoraj przedsiębiorca miał prawie dwa miesiące życia wyjęte na obowiązki administracyjne, tak naprawdę na przymusową pracę na rzecz administracji, a po tej ustawie będzie miał tydzień – dopóki to się nie stanie, nie będzie można nazwać Konstytucji jakimś przełomem – kwituje w rozmowie z INN:Poland Andrzej Sadowski, szef Centrum im. Adama Smitha. Chodzi o proste zestawienie: „było” i „jest”.
– Jeżeli zmiany będą mniej istotne, bardzo szybko wyjdzie to na jaw – mówi Sadowski. – Samo reklamowanie zmian, bez twardych dowodów nie będzie miało znaczenia. Trudno uwierzyć, że coś się zmieni tylko z powodu spisania jakichś zasad generalnych, które w Polsce obowiązują cały czas, tylko nikt się do nich nie stosuje – kwituje.
Rzeczywiście, o planowanych zmianach wiadomo zaskakująco niewiele: Konstytucja dla biznesu, lub Pakiet Konstytucja Biznesu – jak woli mówić o swoim programie wicepremier Morawiecki – to próba ustanowienia podstawowych zasad podejmowania i wykonywania działalności gospodarczej, czy usprawnienia relacji z urzędami. W skład tego pakietu wejdą nowe akty prawne – ustawa o prawach przedsiębiorców, o uproszczeniu przepisów podatkowych i ustawa przedsiębiorcza. Zastąpią obowiązujące obecnie przepisy.
"Buzie pełne frazesów"
Nadzieje na konkrety podsyca pakiet #100zmianDlaFirm, którego spora część – 33 zmiany – została przegłosowana przez rząd w ubiegłym tygodniu. W przeciwieństwie do Konstytucji tutaj resort podał sporo szczegółów: wśród zmian znalazły się m.in. ochrona „utrwalonej praktyki interpretacyjnej” (co pozwoli przedsiębiorcom na rezygnację z występowania o indywidualną interpretację podatkową), uniemożliwienie kontrolerom skarbowym podważania wyników wcześniejszych kontroli skarbowych, kontrole mają być prowadzone na bazie analizy ryzyka – tam, gdzie największa szansa, że dochodzi do złamania prawa. Urzędy nie będą kontrolować spraw, które były już kontrolowane. Biznes będzie zobowiązany do prowadzenia pełnej księgowości dopiero, gdy osiągnie przychody netto w wysokości 2 mln euro rocznie (wcześniej – 1,2 mln euro).
Firmy mają też tworzyć Zakładowe Fundusze Socjalne, wydawać regulaminy pracy i wynagradzania dopiero, gdy zatrudnią 50 osób (obecnie – 20). Odstępstwa od projektu budowlanego, nie przekraczające 2 proc. mają być akceptowane bez żadnych formalności, podobnie przygotowano też listę robót budowlanych, które nie będą wymagać zgłoszenia czy pozwolenia na budowę – np. wiaty i budynki parterowe do 35 m kw.
Olbrzymią większość tych zmian przedsiębiorcy – zwłaszcza ci działający na nieco mniejszą skalę – przyjmą z otwartymi ramionami. Trochę mniej wydatków, trochę mniej upierdliwych procedur. Jednak w Konstytucji i 100zmianachDlaFirm trudno doszukać się wielu wątków, które leżą przedsiębiorcom na wątrobie. – Rozmawiamy o Konstytucji dla Biznesu i innych planach, tymczasem realnie mamy podwyżkę wynagrodzeń minimalnych. Biznes bierze pod uwagę fakty, a nie buzie pełne frazesów – ucina dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek. – Mamy już konkretne regulacje, które się zmaterializowały. One dają przedsiębiorcom bardzo wyraźny sygnał, że decyzje trzeba podejmować bardzo ostrożnie – podkreśla.
Zbigniew Jakubas, komentując Plan Morawieckiego, wytykał m.in. zaniechania w reformie sądownictwa, zwłaszcza gospodarczego. - Tworzone są kolejne niejednoznaczne klauzule generalne, w teorii mające uszczelnić system prawny i stanowić narzędzie do walki z działaniami nielegalnymi, a w praktyce pozwalające na niczym nieuzasadnioną uznaniowość w stosowaniu i egzekwowaniu prawa przez powołane do tego instytucje państwa – kwitował prezes Multico.
Między Wilczkiem a Palikotem
Rzeczywiście, jak kilkakrotnie pisaliśmy na stronach INN:Poland, polscy przedsiębiorcy od wielu miesięcy skarżą się na falę kontroli rozmaitych instytucji. Zwłaszcza chodzi tu o urzędy skarbowe, które – zgodnie z raportami organizacji przedsiębiorców – zmieniają interpretacje podatkowe (jak można zakładać, przyjęcie Konstytucji dla Biznesu i #100zmianDlaFirm miałoby przerwać takie praktyki) na niekorzyść biznesmenów. Mniejsza już o uciążliwość takiej kontroli – a mogą one trwać nawet do kilku miesięcy. Gorzej, gdy przychodzi zapłacić karę za kilka lat działalności plus odsetki. Niewątpliwie, jest ironią losu, że Konstytucja dla Biznesu jest przyjmowana właśnie w takiej chwili.
Skargi przedsiębiorców można by zresztą mnożyć: liczne wymagane pozwolenia, na które na dodatek trzeba czekać czasem i latami (jak w budowlance). Impas zamówień publicznych, widoczny szczególnie w pierwszej połowie tego roku. – Musi nastąpić zmiana mentalności urzędników w wielu instytucjach – wytykał Jakubas. – W szczególności należałoby wprowadzić dla nich systemy motywacyjne, które pozwolą zmienić perspektywę myślenia z urzędniczej na probiznesową – dodawał. No i jeszcze „represyjny, skomplikowany i nieprzejrzysty system podatkowy, jeden z najgorszych w Europie”.
Nic jeszcze nie wskazuje na to, by Konstytucja odnosiła się do tak strukturalnych problemów. Generalnie przygotowywane w resorcie rozwoju plany więcej mają wspólnego z obietnicami Komisji „Przyjazne Państwo”, która niegdyś – pod kierownictwem Janusza Palikota – miała usuwać absurdy polskiej biurokracji, niż z „ustawą Wilczka”. – 55 artykułów dało polskiej przedsiębiorczości i polskiej gospodarce takiego kopa, że dzisiejsze wielostronicowe kolejne nowelizacje ustawy o wolności gospodarczej nie dorastają jej do pięt. Może dlatego, że wolność mają tylko w tytule, ale nie w zawartości – kwitował niegdyś publicysta Adam Sofuł.
Do dziś zresztą „ustawę Wilczka” wspomina się z mieszanymi uczuciami. – Zapomniano o starorzymskiej zasadzie: nie wszystko, co dozwolone prawem, jest uczciwe – podsumowywała ekonomistka, Elżbieta Mączyńska-Ziemacka. – Nie podjęto kroków do (…) usprawnienia kontroli i ścigania poprzez odpowiednie organy osób zarabiających nielegalnie. Efektem tego nie było upatrywanie i walka z układami biznesowo-politycznymi, lecz zniesienie liberalnej Ustawy Wilczka poprzez kolejne ograniczenia, koncesje i zezwolenia, co trwa do dnia dzisiejszego. Spowodowało to znaczne utrudnienia dla uczciwych przedsiębiorców – perorował z kolei Robert Gwiazdowski.
Można narzekać na Ustawę Wilczka, ale to był akt niezbędny u progu transformacji. Dzisiaj skala wyzwań jest zupełnie inna i, jak wytykają eksperci, same prezentacje nie wystarczą. – Pan minister do tej pory przedstawiał swój plan w formie prezentacji – mówi nam Andrzej Sadowski. – Tyle, że dziś można spotkać podobne wizualizacje, porównujące Polskę z Czechami, jednoznacznie na korzyść tych drugich. Konstytucja dla Biznesu również powinna w jednoznaczny i obrazowy sposób pokazać, o ile korzystniejsze rozwiązania będą mieli polscy przedsiębiorcy w porównaniu do brytyjskich, irlandzkich, niemieckich czy czeskich. Dopiero udowodnienie, że u nas będzie lepiej, pozwoli tej ustawie zyskać miano „drugiej ustawy Wilczka” – dodaje. A Mateuszowi Morawieckiemu – Jego Przedsiębiorczości II.