
REKLAMA
Jeden z poczytnych portali opublikował list czytelnika, w którym opisał on swoje odczucia, dotyczące ludzi pracujących za pensję minimalną. Autor listu stwierdza jasno: nie jest mu ich żal. Zwłaszcza tych, którzy narzekają, bo jego zdaniem, jeśli obecna sytuacja kiepsko zarabiających ich nie satysfakcjonuje, powinni wziąć się za siebie i dzięki ciężkiej pracy polepszyć swój los. Na przykład, tak jak on, rozpocząć pracę w branży IT i zarabiać 10 tys. zł. Czy taka recepta faktycznie może poprawić ich sytuację? I co mają czuć ci, którzy mimo ciężkiej pracy ledwo wiążą koniec z końcem? Czy nie jest to wpędzanie w poczucie winy?
O popularnym micie self-made-mana pisaliśmy tutaj. Mit ten, według którego każdy osiąga upragniony sukces finansowy, niestety ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
W rozmowie z INN:Poland profesor filozofii Jan Hartman uważa, że list był obliczony na wzbudzenie kontrowersji, a zawarty w nim tezy są niezbyt mądre.
– To, kto kogo żałuje, to jego sprawa. Ja żałuję ludzi, którzy wypruwają sobie żyły za 1500 złotych. Ten, kto zarabia 10 tysięcy złotych powinien się zastanowić, czy nie powinien trochę odpuścić. Ale ci, którzy zarabiają dwa, trzy czy cztery tysiące nie mają tego luksusu, bo ich na to prostu nie stać – mówi. – Osobiście uważam, że jest taki gatunek człowieka, który ma predyspozycje do osiągnięcia sukcesu nakładem własnych sił. To jednak mniejszość, a większość z nas potrzebuje pomocy, by się rozwijać – dodaje.
Profesor zwraca uwagę, że nie mamy tak dużego wpływu na nasze życie. Hartman tłumaczy, że jest mnóstwo czynników zewnętrznych – określanych jako los czy przypadek – zaleca jednak zastosowanie złotego środka. Próba kontroli każdego aspektu własnego życia może spowodować, że człowiek popadnie w paranoję, jednak z drugiej strony całkowita bierność skazuje go na gnuśność.
– Nie każdy może poprawić los własną pracą – bo nie jest dostatecznie zdolny albo nie ma szczęścia. Żeby byli zwycięzcy, tak jak autor tego listu, muszą też istnieć pokonani. Taka jest struktura naszego społeczeństwa. Problemu nie mają zarabiający 1500 zł, których autor listu krytykuje. To on ma problem, bo brakuje mu podstawowej empatii wobec tych, którzy są gorzej sytuowani od niego – mówi.
Izabela Kielczyk, psycholog biznesu, tłumaczy INN:Poland, że sukces, rozumiany jako zarabianie pieniędzy, nie tylko nie jest dla wszystkich – niektórzy mogą go nawet nie chcieć.
– Na Zachodzie przekonanie, że możesz wszystko, jest w odwrocie. W Polsce jest dalej popularne – a wraz z nim presja społeczna, że można, a nawet trzeba dawać z siebie maksimum. A to jest nierealne, złudne i na dłuższą metę szkodliwe, bo mamy swoje ograniczenia – mówi.
– Stwierdzenie, że tezy autora mogą budzić frustrację u ludzi, którzy są gorzej sytuowani, jest trochę na wyrost – nie mierzmy wszystkich jednych miarą. Jest sporo osób, które nie definiują się przez to, ile zarabiają i są szczęśliwi z tym co mają – podkreśla.
Dla Kielczyk najważniejszym pojęciem w kontekście tych tez jest realizm psychologiczny. Nie każdy odniesie sukces, nie każdy zostanie biznesmenem i nie każdy będzie zarabiał miliony – ale może realizować się inaczej. Jak sama mówi, są ludzie, którzy kończyli z problemami psychicznymi, bo w odpowiednim momencie życia nie potrafili przyznać się do tego, że taki styl życia jest po prostu nie dla nich.
Staś Klęski, redaktor naczelny fejsbukowego Magazynu Porażka, który naśmiewa się z korporacyjnej nowomowy, zapoznał się z argumentami internauty i, podobnie jak Hartman, stawia sprawę jasno: to nie ludzie, którzy zarabiają 1500 złotych mają problem, tylko autor listu.
– Uważam, że po prostu dał się uwieść pewnej, w moim przekonaniu, szkodliwej ideologii "jukenduityzmu", czyli źle pojmowanego indywidualnego sukcesu. Szkodliwej w tym sensie, że promuje wizję świata, w której, żeby coś mieć, to trzeba wypruwać z siebie flaki. A doskonale wiemy – a już najlepiej ci, którzy wyemigrowali z Polski – że inny świat jest możliwy – mówi w rozmowie z INN:Poland.
– Możliwa jest praca po 8 godzin dziennie, żeby pozwolić sobie na przyzwoite życie. Wzrastająca wydajność pracy, robotyzacja i automatyzacja powodują, że gospodarki wytwarzają i będą wytwarzać coraz większą wartość dodaną przy coraz mniejszym zaangażowaniu pracowników. Obiektywnie nie musimy pracować coraz więcej, co sugeruje ten człowiek, realnie możemy pracować coraz mniej i niektóre społeczeństwa prowadzą eksperymenty nad skróceniem, a nie wydłużaniem tygodnia pracy. Powinniśmy się domagać sprawiedliwszego podziału owoców pracy, nie tylko naszej, ale i maszyn – dodaje.
Wypowiedź skonkludował stwierdzeniem, że branża informatyczna, choć ważna dla współczesnego świata, nie zaspokoi wszystkich ludzkich potrzeb. – Jeśli wszyscy nauczyliby się kodować w PHP, albo Javie, to kto będzie piekł bułki, uczył nasze dzieci i opiekował się chorymi? – konkluduje.
Napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl
