Klub biznesowy Pay Trade International Club nazwany został niedawno „nowym Amber Goldem”. O kontrowersjach związanych z jego działalnością pisaliśmy w tym miejscu. Teraz publikujemy naszą rozmowę z jedną z klubowiczek tej organizacji. Na prośbę naszej rozmówczyni zdecydowaliśmy się nie ujawniać jej danych personalnych, które pozostały do wglądu redakcji. Kobieta obawia się szykan ze strony przedstawicieli PTIC.
Po aferze związanej z Amber Gold wydawało się, że podobna nie ma prawa się w najbliższych latach powtórzyć. Co panią przekonało do powierzenia swoich oszczędności Pay Trade International Club?
Organizatorzy często posługiwali się właśnie przykładem Amber Gold. Opowiadali, że było to oszustwo, bo AG obiecywał inwestycje w złoto, którego fizycznie nie miał. Tutaj miało być inaczej. Jeden z moich znajomych poprosił o próbkę. Zapłacił za nią 200 zł i ona rzeczywiście przyszła, rzekomo ze skrytki PTIC w Szwajcarii. Trzymał ją w portfelu, wyglądała jak karta kredytowa z zalaminowanym fragmentem złota w środku. Wykorzystywał ją potem przy namawianiu kolejnych osób. Mówił: „Zobacz, ono rzeczywiście istnieje”.
Panią to zachęciło?
Zaczęło się nieco inaczej. Moja znajoma przyjechała pewnego dnia z młodym mężczyzną, był lekko po 30. Pozytywnie nakręcony człowiek. Zmotywował mnie do pójścia na spotkanie. Przyjechał Lexusem, który wyglądał, jakby właśnie wyjechał z salonu. Dopiero potem dowiedziałam się, że członkowie klubu biorą te luksusowe samochody w leasing i płacą za nie z własnej kieszeni.
Jak wyglądało samo spotkanie?
Rozpoczęło się od piosenki „Sail” zespołu Awolnation. To miał być hymn firmy. Puszczali ją bez słów, na samym początku. Jest dosyć energetyczna, zagrzewa do boju, pewnie właśnie o to im chodziło. Następne były wykłady, w których występowały osoby z zarządu, także sam prezes. Opowiadali, że dużo pieniędzy można zarobić na inwestycjach w złocie, które miało być ukryte w Szwajcarii, choć tak naprawdę nikt na oczy go nie widział. Mówili, jako jedyni na świecie, mają tam zagwarantowaną bezpłatną skrytkę. Po tym praniu mózgów dostaliśmy lunch – steki, łososie. Mowa o płatności za pakiety pojawiła się dopiero na samym końcu.
Pakiety?
Tak, ich wykupienie wiązało się z wejściem do klubu. Do wyboru było kilka wariantów. Ja wykupiłam wersję mini za 700 euro. To była jednorazowa opłata. Był też pakiet standard, złoty i diamentowy. Ten ostatni kosztował 25 tys. euro.
Ponad 100 tys. złotych?! Co można zaoferować za taką kwotę?
W najdroższych pakietach oferowano zyski z zakupów robionych przez innych klubowiczów. Pay Trade International miał dostawać pieniądze np. wtedy gdy na stacjach paliwowych używaliśmy karty członkowskiej, za okazanie której przysługiwały nam zniżki. Odpowiednia prowizja miała wtedy wpływać właśnie na konta najwyżej postawionych klubowiczów. W rzeczywistości jednak nic takiego się nie działo.
Boję się spytać, co w takim razie można zaoferować za 700 euro
W praktyce nic. W teorii dostałam np. porady prawne. Osobiście z nich nie skorzystałam ale mój znajomy próbował. Dowiedział się wtedy, że pomimo deklaracji PTIC, o tym że wszystko zostało opłacone, kwestie finansowe z kancelarią regulowane były dopiero wtedy, gdy zgłosiła się konkretna osoba. Klub reklamuje się również szkoleniami biznesowymi. Rzeczywiście, były jakieś wyjazdy, ale płatne dodatkowo po 1,5-2 tys. za dwa dni.
Rozumiem, że główną motywacją był więc zarobek?
Tak. Zastanawiałam się wtedy nad zmianą pracy. Przychody, które obiecywał mi klub, mogłyby zapewnić mi spokojne utrzymanie. Mechanizm zarobku opierał się na systemie poleceń. Na pierwszym spotkaniu wpisywało się trzy osoby. Tłumaczono nam, że każda z nich powinna przystąpić do klubu i znaleźć w ciągu tygodnia kolejne 3 osoby. Jeżeli ten schemat udałoby się odtworzyć przez 4 tygodnie, na koniec miesiąca znalazłabym na swoim koncie 16 tys.
Brzmi obiecująco jak na tak niewielki wysiłek...
Stwierdziłam, że nawet jeśli się nie uda, to nie mogę przecież na tym stracić. Zwerbowanie jednego klubowicza wiązało się z zyskiem od 70 do 120 euro. – Te kilka tysięcy przecież uciułam. W najgorszym wypadku wyjdę na zero – pomyślałam.
I udało się?
Nie, to była kompletna porażka. Udało mi się zwerbować tylko jedną osobę – kolegę z pracy. Wcześniej odbywał koło 20 spotkań. Pracuję w branży energetycznej, sprzedaję energię firmom. Wydawało mi się to bardzo wygodne – połączyć pracę z działalnością w klubie. Klientom puszczałam film przygotowany przez Pay Trade International. Nie byli zachwyceni. Część z nich przestała odbierać ode mnie telefony. Wtedy zrezygnowałam.
Czy ktoś na tym rzeczywiście zarobił?
Jeden znajomy przyciągnął do klubu około 20 osób. On zdaje się zarobił całkiem dużo pieniędzy. Przynajmniej na tyle, że mógł otworzyć własną działalność. Może zyski były tak duże że o zwrot opłaty członkowskiej nie musiał się już martwić? Przy wpisaniu takiej liczby osób można było wyjść na swoje.
Panią spotkał jednocześnie srogi zawód
Na początku myślałam, że robię coś nie tak. Dopiero potem zorientowałam się, że to jedna wielka bańka spekulacyjna. Opowiadanie głupot, które nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości.
W którym momencie nastąpił ten przełom?
Pół roku temu. W ramach klubu mamy zniżki na różne wycieczki. Ja akurat wybierałam się wtedy na narty i postanowiłam skorzystać. Po drugim telefonie ktoś się do mnie odezwał. Był to pan z biura podróży, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Dostałam na maila bardzo dziwną ofertę. Nie było w niej żadnych grafik, obrazków, linków - tylko ręcznie rozpisane koszty wycieczki. A cena porażała. To była chyba najwyższa oferta, jaką można było znaleźć. Nie było mowy o żadnych zniżkach. Tak samo traktowali osoby z ulicy jak klubowiczów.
Pierwsza myśl?
Zadzwoniłam do jednej z osób z zarządu i powiedziałam, że chciałabym odsprzedać im pakiet. Usłyszałam że nie ma takiej możliwości, regulamin tego nie przewiduje. Tymczasem ja żadnej umowy nie podpisywałam! Jedyne co mam, to internetowe konto w banku, na które miały być przelewane moje zyski. Uświadomiłam sobie wtedy, że pieniądze przepadły. Mogłabym co prawda odsprzedać członkostwo we własnym zakresie, ale nie chcę wciskać ludziom kitu.