Co mają ze sobą wspólnego dwuzłotówka z lat 50., imbryk Phillipe’a Starcka i polskie designerskie meble? Wszystkie wykonane są z tego samego tworzywa - metalu, którego popularnościowe wzloty i upadki mogłyby posłużyć za podstawę scenariusza telenoweli. Aluminum, bo o nim mowa, niegdyś droższe od złota, przez długi czas miało reputację “biednego krewnego” innych współcześnie stosowanych materiałów. Renomy dorobiło się dzięki wsparciu największych wizjonerów naszych czasów, którzy w aluminium dostrzegli gigantyczny potencjał.
Droższe od złota
Aluminium to “wynalazek” XIX wieku. Odkrywcą tego pierwiastka był Humphrey Davy - angielski fizyk. Technologię jego pozyskiwania dopracował następnie Hans Christian Ørsted. Dzięki wysiłkom obu naukowców, w 1855 roku aluminium zadebiutowało w ramach paryskiej Wystawy Światowej, stając się jej niekwestionowaną gwiazdą. Publiczność pokochała metaliczny połysk 13. pierwiastka - właściwość, nadającą stwierdzeniu “nie wszystko złoto, co się świeci” zupełnie nowy wymiar. Aluminium, owszem, złotem nie było, ale na początku XIX wieku znacznie przewyższało go ceną, którą dyktowała złożoność procesu pozyskiwania.
Tym, którzy aluminiowe widelce o powyginanych na wszystkie strony zębach kojarzą z barów mlecznych, trudno będzie uwierzyć, że podczas rautów u francuskiego cesarza Napoleona III, aluminiowymi sztućcami jedli tylko najważniejsi goście. “Plebs” musiał zadowolić się złotymi. O ogromnej wartości aluminium w tamtych czasach miał przypominać również pomnik Waszyngtona - biały obelisk, będący dzisiaj symbolem amerykańskiej demokracji, wieńczył największy w tamtych czasach jednolity kawałek aluminium. Za trzy kilogramowy czubek Kongres zapłacił fortunę, tylko po to, aby kilka lat później obserwować, jak ceny aluminium lecą na łeb na szyję za sprawą odkrycia alternatywnej metody pozyskiwania tego metalu z tlenku glinu.
Zapotrzebowanie na lekkie, odporne na korozję aluminium wzrosło w czasie II Wojny Światowej. Z niewykorzystanych do produkcji samolotów nadwyżek wytwarzano przedmioty codziennego użytku. Aluminium stało się wszechobecne: w polskich portfelach brzęczały leciutkie monety, w głowach naukowców z NASA rodziły się projekty aluminiowych powłok dla kolejnych statków kosmicznych, a futuryści przewidywali, że za kilkadziesiąt lat aluminiowe pancerze zastąpią nawet wełniane garsonki:
Rynkowy przesyt musiał się jednak w końcu odbić czkawką - aluminium zaczęło powoli tracić uznanie w oczach konsumentów zakochujących się w nowych, miejscami jeszcze tańszych, tworzywach sztucznych. Wydawało się, że epoka aluminium przeminęła. Jak się jednak okazało - nie na długo.
Nowe, lepsze, mobilne
Pomimo chwilowego spadku popularności, naukowcy nie przestali pracować nad udoskonalaniem właściwości aluminium. Wraz z pojawieniem się coraz bardziej wytrzymałych jego stopów, powróciło zainteresowanie rynku. Wśród wizjonerów, którym zasługi ponownej popularyzacji aluminium przypisać należy znajdują się Steve Jobs i Philippe Starck. Nic dziwnego, bo obaj w swoich projektach stawiali na perfekcyjny design i funkcjonalność. Aluminium okazało się idealne do produkcji ultralekkich obudów Macbooków oraz wypełniania fantazyjnych form przedmiotów codziennego użytku Starcka. Fakt ten nie powinien specjalnie dziwić zwłaszcza dzisiaj, kiedy dźwiganie zbędnych kilogramów żelastwa przystoi co najwyżej w zaciszu modnej siłowni, a trendem wiodącym w wielu dziedzinach jest dzisiaj minimalizm.
Aluminium ma w stosunku do innych tworzyw jeszcze jedną zasadniczą zaletę: można je przetwarzać dowolną ilość razy, a proces recyklingu w ogóle nie zmienia jego właściwości. Ten ekologiczny aspekt wykorzystują obecnie zarówno największe światowe koncerny, jak i mniejsze firmy, na przykład polski VANK - producent mebli, dysponujący odlewnią aluminium.
– Wszystko zaczyna się na śmietniku – mówi Tomasz Włodarczyk, inżynier VANK. – Tam trafiają wyrzucone przez nas aluminiowe przedmioty, które przetapiane są w sztaby, zwane gąskami. Następnie gąski trafiają do naszej odlewni i pieca. Roztopione aluminium oczyszczamy, by stop zachował swoje właściwości. Potem, na zimnokomorowych maszynach ciśnieniowych, surowiec jest wtłaczany pod ogromnym ciśnieniem do wcześniej przygotowanych form - tłumaczy inżynier.
Fakt, że aluminium jest w całkowicie przetwarzalne, a zarazem niezwykle trwałe, znajduje odzwierciedlenie w filozofii firmy: – Wiemy, jak wiele wysiłku potrzeba, by z niepozornej sztabki powstał intrygujący, aluminiowy szlif – mówi Małgorzata Wardecka-Tuliszka z zarządu VANK. – Dostrzegamy też, że na rynku jest wiele przedmiotów z góry skazanych na szybką degradację. To takie niepotrzebne zanieczyszczanie przestrzeni wokół siebie, ale i środowiska. Uczciwie więc staramy się tworzyć meble, które w założeniu mają trwać. I nie nużyć oka.
Projektanci polskiej firmy podkreślają, że do procesu produkcji podchodzą całościowo, a charakter ich mebli ma odzwierciedlać nieustanne zmiany zachodzące w naszych domach i biurach. Przykładem może być tu stół z regulacją wysokości czy poprawiające komfort akustyczny mobilne ścianki działowe - przedmioty idealnie wpisujące się w klimat nowoczesności i kolejnej “epoki aluminium”.