Należąca do państwowego koncernu PGE kopalnia Turów od lat drenowała polsko-czeskie pogranicze z wody. Nasi południowi sąsiedzi znosili niedogodności, zgrzytając zębami i czekając na zapowiedziane na 2020 rok zamknięcie obiektu. Tymczasem okazało się, że kopalnia chce pofunkcjonować jeszcze do 2044 roku, rozbudować istniejący kompleks i ma już na to zabezpieczone środki. Tego Czesi już płazem nie puszczą: chcą zablokować dalsze funkcjonowanie kopalni i są skłonni wezwać na pomoc Komisje Europejską.
Odkrywkowa kopalnia węgla brunatnego Turów rozciąga się na 3 tysiącach hektarów na pograniczu polsko-czeskim. Zakład działa od kilku dekad, zużywając co roku mniej więcej 3 miliony metrów sześciennych wody. Jak już wspomniano, wkrótce miano go zamknąć – a jednak. Polska Grupa Energetyczna chciałaby przedłużyć żywot kopalni o niemal ćwierć wieku, do 2044 r. Węgiel z Turowa miałby zasilać nowo wybudowaną jednostkę pobliskiej elektrowni PGE, blok o mocy 450 MW.
Tego jednak było dla Czechów za dużo. Mieszkańcy wiosek z regionu Liberec od lat przeklinali polską kopalnię, zasysającą wodę z tych samych rezerwuarów, z których korzystali oni sami. Jak podkreślają miejscowi, co kilka lat trzeba pogłębiać kolejne ujęcia wody. Żeby dostarczyć wodę do pobliskiego przedszkola, trzeba było wydrążyć studnię 70-metrowej głębokości. Rachunki za pogłębianie wysychających studni spadają na mieszkańców.
– Dopiero co przebudowaliśmy ujęcia wody w Vitkovie po powodzi, która dotknęła nas w 2010 r. – skarży się na stronach serwisu The Ecologist burmistrz miejscowości Chrastava, Michal Canov. – Naprawdę martwi nas, co się stanie, gdy oni rozbudują tę kopalnię. Mamy badania potwierdzające, że poziom wody znów spadnie i trzeba będzie znowu pogłębiać ujęcia. A na to nie mamy pieniędzy – kwitował.
Dlatego też samorządy z regionu Liberec próbują skłonić rząd w Pradze do interwencji: jeżeli nie zablokowania planów PGE, to przynajmniej sprawienia, że polska firma wyłoży stosowne sumy na konieczne prace po czeskiej stronie granicy. – Polacy utrzymują, że po czeskiej stronie nie ma negatywnych konsekwencji działania tej kopalni, ale mamy badania, potwierdzające, że takie występują – twierdzi Canov. – Być może konieczna będzie interwencja neutralnej, trzeciej strony, może Komisji Europejskiej, która by ten spór rozstrzygnęła – kwituje.
Sprawa ma być przedmiotem dwustronnych spotkań szefów rządów Polski i Czech, PGE twierdzi też, że w tym roku powstała polsko-czeska grupa ekspertów, którzy spotkali się w tej sprawie dwukrotnie. Polski koncern rozważa dwa scenariusze dalszego rozwoju – jeden z nich zakłada, że zakład przesunie się o 20 hektarów w stronę czeskiej granicy.