Szybkimi krokami nadciąga sezon firmowych wigilii, zwanych obecnie śledzikami, spotkaniami przedświątecznymi czy innymi określeniami ze słownika marketingowej nowomowy. Każde słowo jest lepsze, niż „Wigilia” – czyli termin niemal religijny.
Oczywiście mówimy o firmach prywatnych, bo w niektórych spółkach, do których zawitała dobra zmiana, nawet codzienne msze czy wspólne modlitwy są czymś powszednim. W zasadzie większość osób niespecjalnie przepada za firmowymi eventami, podpowiemy więc jak zrobić imprezę, na którą za rok nikt nie przyjdzie. Problem będzie z głowy.
Zrób imprezę po godzinach pracy
Pamiętaj – przed świętami ludzie mają dużo wolnego czasu, nie kupują prezentów, nie organizują wyjazdów i nie planują wielkiego gotowania i pieczenia. Choinki kupują się i ubierają same. Spokojnie możesz więc zorganizować wyjście na parę godzin po pracy. Albo zamówić catering na 17:00. Masz wtedy pewność, że większość ludzi po cichutku zniknie.
Jeśli jednak nie chcesz zepsuć ludziom dnia, zaplanuj firmową wigilię w okolicach południa czy przerwy obiadowej. Zamów fajny catering, najlepiej z dużą liczbą lekkich potraw i przekąsek. Nie każdy lubi smażonego karpia, śledzie etc.
Nieco inaczej jest w firmach, w których wspólne wyjścia są pewnego rodzaju tradycją. Zebranie całego zgranego zespołu na obiedzie może być przyjemnym rozwiązaniem. Większość restauracji zaproponuje kilka dań do wyboru, w rozsądnej cenie, bar szwedzki też nie jest obciachem.
– Bardzo istotnym elementem jest zdefiniowanie czym ma być wigilia firmowa. Jedni postrzegają ją jako element kulturowy, w oderwaniu od religii, który już mocno zaszczepił się w naszej tkance funkcjonowania na gruncie zawodowym. Spotykamy się, wymieniamy kilkoma miłymi słowami, choć przed chwilą na siebie krzyczeliśmy, bo nie dotrzymaliśmy naszych zobowiązań związanych z pracą – mówi w rozmowie z INNPoland Adam Jarczyński, ekspert od savoir vivre, autor bloga dobremaniery24.pl
– Może to więc być, tak na chwilę, czas, w którym odpuszcza się „grzechy” i patrzy wyrozumiałym okiem na koleżankę czy kolegę z pracy. To jest wersja mniej zobowiązująca. I wydaje mi się, że funkcjonuje ona w większości naszych miejsc pracy – zauważa Adam Jarczyński.l
– Są jednak osoby, które mocno przywiązują uwagę do tradycji i przejmują w świeckich firmowych progach rytuały wigilijne: opłatek, głębsza refleksja, śpiewanie, słuchanie kolęd. Konia z rzędem temu, kto powie, który klimat jest lepszy – dodaje Jarczyński.
Przemawiaj długo i namiętnie
Nic nie ekscytuje pracowników tak, jak szczegółowe dane finansowe z podziałem na kwartały, kejpiaje i majlstołny. Firmowy śledzik to idealna okazja, żeby zrobić wyczerpujące podsumowanie mijającego właśnie roku. Aha, powinni stać, żeby lepiej widzieć każdy z 43 slajdów w Power Poincie. Ale nie przemawiaj dłużej, niż godzinę – akurat tyle, żeby karp wystygł i nikt się nie poparzył jedzeniem. To święto, więc każ wszystkim ładnie się ubrać.
W ostateczności możesz też ograniczyć część oficjalną do minimum. Parę minut przemowy, raczej osobistej i pozytywnej. Zbliżają się święta – czas radości, nie ma co zajmować ludziom czasu. Nieformalna atmosfera będzie dużo lepsza, niż nadęte firmowe gadki.
Koniecznie zaproś księdza
Szczególnie, jeśli trzy czwarte zespołu to ateiści, prawosławni, żydzi i muzułmanie. Niech poznają piękne polskie tradycje. Nauczą się śpiewać kolędy, wysłuchają pięknego kazania księdza (poproś go, żeby opowiedział o piekle i o karach dla potępionych, którzy za mało wydajnie pracują). Możesz też usłyszeć jakieś nowe fajne dowcipy o katabasach czy „sukienkowych”.
Ewentualnie możesz też zapytać kilku osób jak to będzie wyglądało. Jeśli nie masz pewności, że wszyscy są za – odpuść. Jeśli decyzja będzie na tak, warto zaprosić jakiegoś „fajnego” księdza – filozofa, zakonnika, misjonarza. Będzie się dobrze czuł w nieformalnej atmosferze, a i pracownicy nie będą przy nim spięci.
– Istotne jest to, by wobec osób spoza naszego kręgu kulturowego, bądź wyznaniowego, postępować z taktem, nie namawiać na siłę, nic nie wymuszać. A jeżeli taktownie wyrażą chęć uczestniczenia, opowiedzieć na czym to wszystko polega. Dla wielu osób praca może być miejscem, w którym się spotykają, zarabiają, wymieniają opiniami, ale wątek refleksyjności wigilijno-świątecznej jest związany dla nich tylko i wyłącznie z gronem rodziny i najbliższych – dodaje.
Daj ludziom dużo alkoholu
Można się bawić bez wódeczki? Można, ale po co tak ryzykować? Szczególnie, że Basia z księgowości tak fajnie ogania się od Henia z kadr, kiedy ten usiłuje ją obłapiać. No i jest potem co opowiadać.
Jeśli chcesz, żeby bawili się gorzej – zrezygnuj z alkoholu. W końcu ludzie są w pracy. Jedni nie mają ochoty, inni mogą mieć aż za dużą ochotę. Jak będą chcieli wyskoczyć na piwo, spokojnie mogą zrobić to po pracy. Alkohol w miejscu pracy nie jest dobrym pomysłem. Jeśli zapraszasz zespół na obiad, również możesz spokojnie zrezygnować z serwowania drinków, ewentualnie poprosić o zaserwowanie wina.
– Może to trochę wyświechtane powiedzenie, ale wszystko jest dla ludzi. Jeśli uznamy, że wino będzie dobrym akompaniamentem do wieczerzy – tej mniej lub tej bardziej formalnej, to czemu nie. Byleby nie było tak, że przerodzi się to w wydarzenie, które trudno kontrolować. Uważam, że alkohol na takiej imprezie nie musi być, ale może. Pewnym wyznacznikiem dla osoby zarządzającej organizacją wydarzenia może być to, jak nasi pobratymcy z zespołu zachowują się na wyjazdach integracyjnych. U jednych alkohol powoduje dysfunkcję, a inni bawią się dobrze. Jeśli ktoś z zespołu zna się na winie, to czemu nie miałby polecić czegoś do śledzia? – mówi Adam Jarczyński.
Daj ludziom długopisy i smycze
W końcu święta to prezenty, nie? Nic tak nie ucieszy pracownika jak firmowy kubek.
W ostateczności, jeśli nie masz budżetu i pomysłu na to, by każdego obdarować, nie dawaj nic. Będzie to bardziej zrozumiałe, niż dawanie w prezencie pierdów, które można znaleźć w firmowej kanciapie. W niektórych firmach istnieje zwyczaj wzajemnego obdarowywania się prezentami. Jeśli są to oddolne inicjatywy, to super. Ale robienie z tego ogólnofirmowej loterii to przypominanie ludziom traumy z wyborem prezentów dla innych dzieci w szkole. Chyba nikt tego nie lubił…
– Jestem przeciwnikiem przekombinowanych prezentów „firmowych”, bo one się w wielu sytuacjach nie sprawdzają. Nie chciałbym wpaść w niebezpieczną pułapkę generalizowania, bo może być ktoś, kto ucieszy się ze smyczy firmowej, długopisu czy kosza ze smakołykami. Ale te prezenty są niekiedy kupowane bez większej refleksji. Czasem ktoś kupuje je według własnego gustu i mogą się po prostu nie sprawdzić. A jeszcze czasem wszystko ma wielkie logo naszej firmy. I jakkolwiek byśmy jej nie kochali, to nie zawsze chcemy widzieć je na dnie kubka, nawet ze szlachetnej porcelany – podkreśla Adam Jarczyński.
– Jeśli coś kupujemy, to niech to będzie praktyczne albo estetyczne. Można też pójść w inną stronę. Jedne firmy mają większy budżet, inne mniejszy. Może nie warto dawać ludziom prezentów po 20 zł (bo akurat na tyle nas stać), możemy powiedzieć: "Słuchajcie, co byście powiedzieli, żebyśmy te środki przekazali wspólnie na przykład na dom dziecka?". Osoba kupująca prezenty powinna pomyśleć, czy każdemu się one spodobają - warto zrobić rozeznanie. Dobrym pomysłem mogą być otwarte bilety do teatru czy kina, na pewno lepszym niż kolejny termiczny kubek – radzi ekspert z bloga dobremaniery24.pl
Kogoś nie ma? Jego problem!
Handlowiec jest w terenie? Twoja firma ma oddziały w różnych miastach? Ich sprawa, nie ma to nie ma.
Niektórzy uznają jednak, że warto zadbać o to, by na firmowym spotkaniu byli wszyscy pracownicy. Jeśli tak, to nie zapomnij o tych, którzy pracują w terenie. Zaproś ochroniarza, sprzątaczkę. Jeśli kogoś nie ma i nie ma opcji, by go ściągnąć, możesz przygotować mu drobny prezent. Korporacje z oddziałami rozrzuconymi po wielu miastach często robią wielką ogólnopolską imprezę, z wystawną kolacją i porządnym hotelem. W takim przypadku chyba warto pousadzać ludzi w taki sposób, by znali większość swoich sąsiadów i nie integrować na siłę zarządu i pracowników. Mogą nie znaleźć wspólnych tematów – jeśli pierwsi zaczną narzekać na kiepską wydajność pracy a drudzy na warunki tejże. Albo wyobraźmy sobie co się stanie, gdy wymieszamy informatyków z handlowcami.