Nadmorski Rewal od kilku lat był rekordzistą. Dług gminy sięgał w swoim czasie 150 milionów złotych, z czego niemal połowa zaciągnięta została w parabankach. Zadłużenie było równe 259 proc. rocznego budżetu. O tym, jak urokliwe miasteczko utonęło w długach i czy 100-milionowa pożyczka, jakiej udzielił Rewalowi rząd, pomoże wydobyć gminę z kłopotów, opowiada nam wójt Robert Skraburski.
119 milionów zadłużenia na dzień dzisiejszy, a było 150. Na tysiąc mieszkańców! Mocno zaszaleliście.
Tak, mamy około 120 milionów długów. I mimo że nawet dzisiaj mieliśmy doskonały przetarg, kolejne 10 milionów wyląduje na naszych kontach, to nadal jego spłata jest ponad możliwości naszego budżetu...
Rewal stał się wręcz ikoną zadłużonego polskiego samorządu. Mało kto w Polsce wpadł w takie tarapaty. Co się tam u was stało?
Inwestycje.
Nietrafione?
Wszystkie trafione – ponieważ sam je realizowałem. Aczkolwiek za dużo, za dużo jednocześnie. Korzystaliśmy ze środków unijnych i bardzo często udawało nam się pozyskać środki unijne – ale też za każdym euro muszą iść złotówki, wkład własny. A że weszliśmy w kilka naprawdę dużych projektów – niektóre bardzo, bardzo duże, jak choćby rewitalizacja nadmorskiej kolei wąskotorowej... Budżet tylko tej inwestycji to było 50 milionów złotych!
I to się ma zwrócić?
Na niektóre rzeczy trudno patrzeć w perspektywie, czy to się zwróci, czy nie. Jeżeli mówimy o zabytkowej kolejce wąskotorowej, którą rocznie przejeżdża 1,6 miliona osób – to niewątpliwa atrakcja. Jeżeli byśmy jej nie odnowili – zostałaby zdewastowana, rozkradziona, nie funkcjonowałaby.
Gdyby tylko na kolejce się skończyło...
Szukaliśmy dywersyfikacji atrakcji. Chcieliśmy czegoś poza pięknym morzem i pogodą, która bywa. Najpierw mocno inwestowaliśmy w sport: wybudowaliśmy kilka boisk, kilka hal sportowych, kilkanaście kortów tenisowych. Staliśmy się potężnym ośrodkiem sportowym, a dzięki nam przetrwało pewnie kilkanaście ośrodków turystycznych w okolicy, które mogą przyjmować więcej turystów niż zwykle: nie tylko w sezonie, ale i poza sezonem. Kolejne nasze inwestycje poszły w infrastrukturę – budowa oczyszczalni, szereg ulic, zejścia plażowe, centrum Rewala, wspomniana kolejka.
Skąd taki zapał inwestycyjny?
Poczuliśmy zapach tych unijnych pieniędzy, które wydały się nam bardzo atrakcyjne: bo kiedy, jeśli nie teraz? Z drugiej strony, jesteśmy małą gminą. Dochód nam się nie zwiększył, wręcz przeciwnie, zaczął spadać, ponieważ mieliśmy problem ze sprzedażą mienia. Nadeszły czasy stagnacji gospodarczej, sprzedaż majątku radykalnie spadła, nie mogliśmy się ratować zwiększając ją.
Zakładaliście, biorąc te wszystkie kredyty, że spłacicie to wyprzedażą majątku?
Tak planowaliśmy w pierwszej fazie.
O jaki majątek chodziło?
Grunty. Rewal jest położony przy samym morzu, gruntów mamy na kilkaset milionów. Tu jest olbrzymi potencjał, jeżeli chodzi o majątek.
Tylko co z nimi robić? Przeprowadzić się do was?
Przyjeżdżać. Te grunty są bardzo atrakcyjnie położone: ostatnio udało nam się sprzedać bardzo atrakcyjnie położoną nieruchomość pod hotel za 15 milionów. Dwa tygodnie temu podpisaliśmy akt notarialny. Tych gruntów jeszcze trochę jest, więc nie ma żadnych obaw: spłacimy pożyczki.
Zapytam jednak jeszcze raz: co się stało?
Myślę, że zabrakło nadzoru finansowego. To był mój największy błąd.
I tak ma pan chyba sporo szczęścia. Przecież to odpowiedzialność, na karku może usiąść prokurator ...
Ponoszę konsekwencje. Część kary już poniosłem: dostaliśmy upomnienie, musieliśmy płacić kary finansowe.
Inni jednak mogliby powiedzieć, że dostał pan nagrodę: rząd pożyczył wam 102 mln złotych.
W całości pójdą na spłatę długów.
119 minus 102, to daje 17. Skąd weźmiecie brakujące pieniądze? Ze sprzedaży gruntów?
Tak, między innymi. Ale to dopiero początek. Wdrażamy program naprawczy: ograniczyliśmy radykalnie wydatki, na bieżąco będziemy obsługiwać pożyczkę ze Skarbu Państwa, co roku musimy spłacić konkretną ratę. Na początek dziewięć milionów złotych w przyszłym roku.
O, to ponad dekadę będziecie te długi spłacać.
Szybciej. Z każdym rokiem liczba pieniędzy do oddania rośnie. Ostatnia rata wypada w 2022 roku.
To może trzeba zacząć szukać jakiegoś inwestora? Postawi fabrykę, będą miejsca pracy i podatki?
U nas nie ma terenu, który by się do tego nadawał. Naszym potencjałem jest turystyka, idziemy w kierunku rozbudowy infrastruktury turystycznej. Mam nadzieję, że ci, którzy dzisiaj nabywają tu nieruchomości, w ciągu 2-3 lat postawią swoje ośrodki i będziemy z tego tytułu mieć podatki.
I dzięki temu chce pan w sześć lat wyjść z dołka?
Ba, chciałbym z niego wyjść już w 2018 roku. Patrząc na tendencje na rynku nieruchomości i potencjał gminy – liczę, że w 2018 roku jest spora szansa, nie mówię, że spłacić długi w 100 proc. –ale wreszcie osiągnąć limity dopuszczalne w ustawie o finansach publicznych.
To jeszcze zdążyłby pan się załapać na unijne środki z bieżącej perspektywy. Jest czas do 2020 r., a konsumpcja tych funduszy na dobrą sprawę jeszcze się nie zaczęła...
Wiem... Nie ukrywam, że jest mi to na rękę, bo w tej chwili jeszcze nie mogę o nic wystąpić. W programie naprawczym po stronie wydatków majątkowych musi być 0.