Nielegalny budżet może oznaczać problemy finansowe dla każdego z nas - przestrzega konstytucjonalista Marek Chmaj.
Nielegalny budżet może oznaczać problemy finansowe dla każdego z nas - przestrzega konstytucjonalista Marek Chmaj. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Reklama.
Trwający właśnie kryzys parlamentarny i jednocześnie budżetowy może nieść ze sobą tragiczne skutki. Jedni mówią, że budżet jest. Drudzy, że jest nielegalny, więc go nie ma. I nie wiadomo, która strona ma rację. Tymczasem z głosowaniami wcale nie trzeba było się spieszyć, ustawę można było przeprowadzić w normalnym trybie, który nie budziłby żadnych wątpliwości. Jaką sytuację mamy dzisiaj?
Z jednej strony posłowie PiS zdecydowanie twierdzą, że budżet został uchwalony w Sejmie w sposób legalny. Jeśli tak rzeczywiście jest, to również zgodnie z prawem zajął się nim Senat i ustawa trafi na biurko prezydenta. Andrzej Duda zapewnie nie będzie miał żadnych wątpliwości i ją podpisze. Ta opcja oznacza, że budżet w końcu został uchwalony, zgodnie z prawem, bez kontrowersji. Ewentualnym problemem rządu jest jedynie jego realizacja.
Jednak posłowie opozycji podnoszą, że budżet nie powinien w ogóle trafić do izby wyższej parlamentu, ponieważ został przegłosowany niezgodnie z prawem. Argumentami w tej dyskusji są nagrania z sali kolumnowej Sejmu. Nikt nie umie udowodnić w sposób nie budzący wątpliwości, że na sali było kworum. Wątpliwości budzi też obecność na sali osób, które posłami nie są. Istnieje więc możliwość, że ustawa budżetowa została uchwalona z pogwałceniem prawa. A to oznaczałoby, że nie ma żadnej mocy prawnej.
logo
Sejm nie będzie się już zajmował budżetem. Marszałek Kuchciński przekazał sprawę do Senatu, ten zaś - do prezydenta. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Co ciekawe - z głosowaniami budżetowymi wcale nie trzeba było się tak spieszyć.
– Artykuł 219 Konstytucji, ustęp 4 mówi: „Jeżeli ustawa budżetowa albo ustawa o prowizorium budżetowym nie weszły w życie w dniu rozpoczęcia roku budżetowego, Rada Ministrów prowadzi gospodarkę finansową na podstawie przedłożonego projektu ustawy”. Oznacza to, że jeżeli budżet nie wchodzi w życie z dniem 1 stycznia, to Rada Ministrów prowadzi gospodarkę finansową na podstawie projektu – mówi w rozmowie z INN:Poland prof. Chmaj.
Do kiedy obowiązuje projekt? Do momentu uchwalenia budżetu.
– W tej sytuacji nie ma żadnego deadline'u. Budżet może być procedowany w lutym, marcu, kwietniu. Jest jednak jedno uprawnienie prezydenta. Otóż na podstawie artykułu 225, jeżeli w ciągu 4 miesięcy od wniesienia do Sejmu projektu, prezydent nie dostanie gotowego budżetu do podpisu, to prezydent zastanawia się, czy skrócić kadencję Sejmu, czy nie – tłumaczy konstytucjonalista.
Ten termin (4 miesiące) określa, kiedy gotowa ustawa powinna być przedłożona do podpisu prezydenta. Jego przekroczenie oznacza, iż nabiera on kompetencji do skrócenia kadencji Sejmu, ale równie dobrze nie musi tego robić. W takiej sytuacji i tak obowiązuje projekt budżetu. Został on wniesiony do Sejmu pod koniec września, więc faktycznie czteromiesięczny termin mija wkrótce. Jednak trudno przypuszczać, by prezydent Andrzej Duda zdecydowałby się na skrócenie kadencji parlamentu.
Dużo gorszą sytuacją jest, jeśli budżet który został uchwalony, okaże się nielegalny.
– Ustawa uchwalona niezgodnie z procedurą nie jest ustawą. Podmiotem, który może stwierdzić niekonstytucyjność trybu uchwalenia jest Trybunał Konstytucyjny. Mamy jeszcze prokuraturę, która może badać czy marszałek Sejmu (albo inne osoby) przekroczył swoje uprawnienia w trakcie pracy nad budżetem. Mamy też kompetencje Najwyższej Izby Kontroli. Pamiętajmy, że NIK bada sprawozdanie z wykonania budżetu, ale może również zabierać głos w sprawie samego uchwalenia budżetu. No i mamy jeszcze możliwość skargi każdego obywatela do Komisji Europejskiej a ona przekaże skargę do Trybunału Sprawiedliwości – wymienia prof. Chmaj.
logo
Prof. Marek Chmaj
Kłopotów może więc być całkiem sporo. – Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Sejm i tak mógł normalnie przegłosować ten budżet, po niezbędnej debacie – nadmienia konstytucjonalista.
Trybunał Konstytucyjny jest obecnie podporządkowany koalicji rządzącej, prokuraturą kieruje minister Ziobro. W tej sytuacji nie wydaje się, by te organy były zainteresowane wyjaśnianiem statusu prawnego budżetu. W grze pozostaje jedynie NIK oraz skargi obywateli do Komisji Europejskiej. Na razie jednak nikt nie zapowiada takich kroków.
– To może spowodować bardzo różne problemy. Przede wszystkim możemy spodziewać się ograniczenia inwestycji zagranicznych. Kraj, w którym są tak daleko idące wątpliwości co do uchwalenia budżetu, to kraj niepewny. Może to oznaczać dalszą deprecjację złotówki. Może też spowodować chaos dla przedsiębiorców, urzędów, subwencji i dotacji dla samorządów terytorialnych. To może tworzyć nastrój niestabilności. Zupełnie niepotrzebnie – tłumaczy profesor Chmaj.
Wspomniane przez niego problemy nie dotyczą wyimaginowanych problemów. To realne zagrożenia dla naszych portfeli. Deprecjacja złotówki oznacza droższe kredyty, inflację a więc wyższe ceny. Spadek inwestycji zagranicznych oraz subwencji dla samorządów to mniej napływających do kraju pieniędzy, czyli na przykład mniej miejsc pracy.
Co kryje budżet na rok 2017?
Ustawa budżetowa zakłada, że dochody państwa wyniosą 325,4 mld zł (ok. 16,7 proc. PKB), zaś wydatki 384,8 mld zł (prawie 20 proc. PKB). Prawie o 10 proc. wzrosną wpływy z podatków, w roku 2017 statystyczny Kowalski zapłaci w tej formie prawie 8 000 zł. O nieco ponad 10 proc. wzrosną wpływy z VAT - każdy z nas zapłaci w tej formie ponad 3 700 zł. Akcyza przyniesie budżetowi 69 mld zł (o prawie 6 proc. więcej), czyli ok. 1800 zł na osobę.
Rekordowo wysoka ma być dziura budżetowa - 59,3 mld zł. Tak wysokiego deficytu nie było w ostatnim ćwierćwieczu. Nieco lepiej jest jeśli porównamy go do Produktu Krajowego Brutto. W takim przypadku dziura wynosi ok. 3 proc. PKB. Bywało więcej i nic złego się nie stało.

Napisz do autora: konrad.baginski@innpoland.pl