Myśleliście, że gastronomiczną potęgą w Polsce jest McDonald’s? Owszem. Ma u nas 268 lokalizacji. Ale w miejscach, do których nie dotrze restauracja pod złotymi łukami, KFC i Pizza Hut, rządzi on. Wojciech Goduński, prawdziwy król polskiego fastfoodu ma już ponad 140 lokali gastronomicznych. Myśli szybko, działa jeszcze szybciej. Popełnia zaskakująco mało błędów.
Pierwszy błąd okazał się początkiem sukcesu. Wojciech Goduński postanowił otworzyć duży lokal gastronomiczny w Aleksandrowie Łódzkim. Nie miał doświadczenia w gastronomii, wcześniej prowadził komisy samochodowe, później produkował automaty do gier i zabaw. W knajpie miało być biesiadnie, muzyka na żywo, może wesela. Ale podczas odbioru lokalu przez sanepid okazało się, że kuchnia jest za mała.
„To co, mogę tu gotować?” – zapytał Goduński. „Na przykład piec pizzę” – odpowiedzieli inspektorzy. Tak zrobił. Okazało się, że otworzył w ten sposób prawdopodobnie największą pizzerię w Polsce. Pół tysiąca metrów kwadratowych, 230 miejsc siedzących. Nie dość, że udało mu się zapełnić tę salę, to jeszcze wielu klientów czekało w kolejce.
– Byli ludzie, którzy przejeżdżali 80 km w jedną stronę, żeby u nas zjeść. Zdarzało się, że klienci czekali nawet dwie godziny na wolny stolik – wspomina Wojciech Goduński w rozmowie z INN:Poland.
Rok później kilka kolejnych pizzerii Biesiadowo powstało w Łodzi a w kolejnym roku uruchomił system franczyzowy. Goduński kieruje się zasadą, że jedzenie ma być smaczne, niedrogie, a porcje duże. Dlatego jego pizza nie odbiega cenowo od konkurencji, choć jest dużo większa, twierdzi. Największy rozmiar ma 57 cm średnicy.
– To mniej więcej 2,5 kg jedzenia a pizza kosztuje ok. 40 zł. To jest porcja dla przynajmniej trzech dorosłych osób – mówi Goduński. Furorę robią też nazwy placków: Wiejski gangster, Góralska zadyma, Maryna ze młyna, Dopadł kowal świnkę, Palimordka, Widły w plecach czy Weź coś wymyśl.
Dziś pod marką Biesiadowo działa 106 franczyzowych lokali. Większość z nich otwiera się tam, gdzie nie docierają zachodnie sieci gastronomiczne. Tym bardziej, że Goduński zarzeka się, że lokal pod jego marką można otworzyć już za 40 tys. zł.
– Miejscowość, w której mieszka 3 – 4 tys. ludzi, jest moim zdaniem opłacalna do otwarcia pizzerii. W mniejszych miejscowościach działa jako miejsce spotkań, a nie tylko jadłodajnia. A kwota 40 tys. zł faktycznie wystarczy do otworzenia lokalu o powierzchni ok. 70 - 80 m² - twierdzi restaurator.
Skąd takie oszczędności? Goduński lubi iść na całość. Kiedy zamawia piece do pizzy, to od razu hurtem. Meble – proste, drewniane, w rustykalno-góralskim stylu robi mu jedna firma stolarska. Od razu zamawia tace, zastawę, całe wyposażenie. Dzięki temu dostarcza je dużo taniej niż inne sieci gastronomiczne. – Samemu nie da się otworzyć lokalu taniej – mówi nam.
Dużą uwagę przykłada również do dostawy. – Nawet 50 – 60 proc. sprzedaży pizzy w lokalach wolnostojących (czyli nie w galeriach handlowych) to dowóz. Do tego wystarczy odpowiedni wyposażony skuter – mówi Wojciech Goduński. Kilka lat temu każdy nowy franczyzobiorca mógł skorzystać z promocji i kupić skuter za złotówkę. Podobnych promocji dla nowych franczyzobiorców sieci jest sporo – niedawno za złotówkę można było kupić piec do pizzy, zeszłej jesieni – piec oraz bemar (ladę chłodniczą), opiekacz i inne sprzęty kuchenne.
Pizza to nie wszystko
Wojciech Goduński nie lubi się ograniczać i siedzieć w miejscu. Dlatego nie poprzestał na Pizzeriach Biesiadowo i systematycznie wymyśla i skupuje nowe marki, już nie tylko gastronomiczne. Pierwszą było Crazy Piramid Pizza, czyli pizza w rożku. To raczej dodatek do normalnej pizzerii, ale produkt można też sprzedawać z małych punktów, na wynos.
Kupił też podupadającą nieco sieć Western Chicken, czyli fastfoody ze smażonymi w panierce kurczakami. Jest ich już 14. Właściciel sprzedawanej sieci miał też pomysł na koncept Western Tortilla – czyli zawijasy z tymi kurczakami. Goduński postanowił go rozwinąć. Kilka lat temu powstała w Polsce koncept Take Away Coffee. Pomysł obejmował budowę sieci małych kawiarenek, pierwsza, wzorcowa, miała jedynie 6 m kw. powierzchni. Właściciel nie miał środków na rozwinięcie pomysłu, sprzedał więc całość Goduńskiemu. Ten jak zwykle poszedł szeroko, zamówił sprzęt i towary i w ciągu kilku miesięcy podpisał tuzin umów franczyzowych.
W portfolio brakowało mu słodyczy, zbudował więc koncept Mangatto. W tej chwili na franczyzobiorców czeka już 60 gotowych przyczep do produkcji i sprzedaży lodów.
– Trochę mniej niż 60 – kilka znalazło już swoich franczyzobiorców, kolejne umowy będziemy podpisywać wkrótce – precyzuje Goduński.
Ba, jedzenie to nie wszystko
Ostatnimi czasy Wojciech Goduński szuka nowych okazji biznesowych poza gastronomią. Najpierw zainteresował się Zipped Shoes, wynalazkiem Adama Tumińskiego – znanego ostatnio z wymyślenia i zaprojektowania otwieracza do butelek strzelającego kapslami. Zipped Shoes to specjalna nakładka na buty. Wsznurowuje się ją w dziurki a sam but odpina i zapina przy pomocy zamka błyskawicznego. Wbrew pozorom nie jest to ułatwienie tylko dla dzieci, ale i wielu osób starszych czy niepełnosprawnych. Dzięki temu mogą chodzić w swoich ulubionych butach, jednak bez potrzeby ich mozolnego sznurowania. Goduński przejął ten wynalazek i jego produkcję.
– Wszystko ładnie się rozwija, obecnie sprzedajemy je do ponad 50 krajów na świecie. Mamy zamówienia na tysiące sztuk – twierdzi Wojciech Goduński.
Dosłownie kilka dni temu przejął też… sieć sklepów z zabawkami, Toy Planet. Od jakiegoś czasu spółka ją prowadząca szukała inwestora, na horyzoncie pojawił się szef Wojteksu i zgarnął całą pulę. – Teraz jeżdżę po całym kraju i spotykam się ze wszystkimi franczyzobiorcami. Toy Planet ma teraz ok. 40 sklepów, to poważna sieć. Mam wobec niej poważne plany – zarządzamy marką, zamierzam bardzo mocno obniżyć koszty wejścia we franczyzę. Myślę, że dzięki zlikwidowaniu opłaty i kredytom uda nam się zejść z ponad 100 do ok. 30 tys. zł – mówi.