„Nie kupujcie tam, to oszuści” – alarmują klienci sklepu internetowego Sugarpills. Lista zarzutów jest długa: miesiące czekania na zamówienie, kompletny brak kontaktu ze strony sklepu, usuwanie komentarzy na Facebooku i niezwracanie pieniędzy za zakupy.
„Czekam na zamówienie ponad 1,5 miesiąca, z tego co wiem jest pełno opinii mówiących o tym, że sklep nie wysyła zamówień i nie odpisuje na maile, nie odbiera telefonów, sama również doświadczyłam tego, że usuwają komentarze pod postami na Facebooku” – mówi nam pani Katarzyna, jedna z klientek sklepu internetowego Sugarpill. Zakupy zrobiła na początku grudnia. Towaru nie doczekała się do tej pory.
Na wiele zadanych pytań o termin dostawy dostała jedną odpowiedź przez wiadomość na Facebooku. Brzmi ona tak: "Witam, czy moge prosic o pani maila, dzial obslugi klienta sie z Pania skontaktuje, gdyz ja nie mam dostepu do informacji o zamowieniach :) Pozdrawiam".
Sam sklep działa pod domeną Sugarpillclth.com, firma jest zarejestrowana jako handlowa działalność gospodarcza Bartosza G., w mieszkaniu w bloku na warszawskiej Woli. Szukając opinii w sieci natrafiliśmy na same negatywne komentarze – na wielu różnych portalach i blogach. Wszystkie opisują ten sam problem – miesiące oczekiwania na przesyłkę, brak zwrotu pieniędzy, brak kontaktu.
Co więcej – serie negatywnych opinii ciągną się aż od roku 2013 (praktycznie od powstania sklepu) do chwili obecnej. Część komentarzy pochodzi od osób, które towar dostały, ale nie były zadowolone z jego jakości i odsyłały go z powrotem. Nawet miesiącami czekały na zwrot pieniędzy.
– Czekałam dwa miesiące na jakikolwiek kontakt. Sklep nie odpowiadał na maile, wiadomości, telefon nie działa. W końcu udało mi się zdobyć prywatny numer pana, który go prowadzi. Był bardzo zaskoczony faktem, że się do niego dodzwoniłam. Zagroziłam mu konsekwencjami prawnymi. Wie pan, co mi powiedział? Że oczywiście chętnie wyśle mi tę paczkę. Zażądałam zwrotu pieniędzy i faktycznie je dostałam – mówi INN:Poland pani Edyta, kolejna osoba, która nacięła się na zakupy w Sugarpills.
– Najśmieszniejsze jest to, że był bardzo zaskoczony, że się do niego dodzwoniłam i twierdził, że to pierwszy taki przypadek, że towar nie dotarł na czas. A ja miałam akurat kontakt z kilkunastoma osobami w takiej samej sytuacji – dodaje.
O opinię o Sugarpills zapytaliśmy też eksperta od e-commerce. – Po pierwsze, sklep określa termin realizacji na 14 dni roboczych. W standardach e–handlu to bardzo długo. Wizualnie jest inspirowany sklepem znanej marki Local Heroes, ale trudno czynić z tego zarzut. Dziwnie wygląda za to fanpage na Facebooku. 109 tysięcy polubień i prawie żadnego komentarza? Zresztą na pierwszy rzut oka, widać, że komentarze są kasowane. Pod postami widać, że powinno być ich np. 7, tymczasem żaden fizycznie nie istnieje. To dziwne – mówi nam anonimowo.
Sklep miał już pewien problem wizerunkowy, gdy w okazało się, że jedna z koszulek w jego ofercie zawiera plagiat pracy australijskiej artystki o pseudonimie twórczym Bei Badgirl. Hasło na koszulce – „Dead Girls Can’t Say No” (martwe dziewczyny nie mogą powiedzieć nie) znalazło się zresztą pod ostrzałem organizacji feministycznych na całym świecie. Uznały je za promujące kulturę gwałtu i nekrofilię.
Do sklepu nie sposób się dodzwonić, komunikat w słuchawce informuje jedynie, że „użytkownik tego telefonu nie przyjmuje rozmów przychodzących”. Odpisuje za to na nasze pytania drogą mailową. Zapytaliśmy czy prawdą są zarzuty kierowane pod adresem sklepu. Wiadomość od Sugarpills nie jest podpisana, zawiera jedynie dość ogólnikowy komunikat o treści:
"Firma działa obecnie od nieco ponad 4 lat i przez ten okres jak i obecnie zamówienia są realizowane. Staramy się również na bierząco pozostawać w kontakcie z klientami. Każdy klient któregokolwiek sklepu internetowego ma prawo do odstąpienia od umowy po jej zawarciu i jest to również u nas przestrzegane.” (cytat dosłowny).