Kreatywność, a może po prostu obciach? Oto polskie produkty, wobec których nie można przejść obojętnie, ze względu na otoczkę marketingową, jaka im towarzyszyła. Niektóre obrosły już legendą.
REKLAMA
Martwe dziewczyny nie mówią "nie"

Cóż, w branży odzieżowej naprawdę trudno się przebić. W zeszłym roku światową sławę zyskała sobie polska firma Sugarpills: producent grający na zderzaniu dwóch konwencji – słodkich, żeby nie powiedzieć infantylnych, kolorów i wzorów z komunikatami w stylu „wszyscy jesteśmy narkomanami i prostytutkami”. O ironio, globalną sławę zyskał produkt, którego od kilku lat nie ma już w ofercie – koszulki z nadrukiem „Dead Girls Can't Say No” – „Martwe dziewczyny nie mogą powiedzieć: nie”.
Koszulka, której przesłanie można by interpretować jako co najmniej kontrowersyjne, nie przypadła do gustu australijskiej projektantce i blogerce Bei Badgirl. Australijka nie tylko uznała hasło Sugarpills za zaproszenie do brutalnego gwałtu, ale i wytropiła wśród sprzedawanych przez firmę produktów plagiat jednego ze swoich projektów. Firma odcięła się od interpretacji artystki z antypodów. Nie cofa się jednak ani o krok: w ofercie wciąż są koszulki z hasłami „Fuck Bitches, Get Money” czy dosadnym „Cunt”.
Koszulka, której przesłanie można by interpretować jako co najmniej kontrowersyjne, nie przypadła do gustu australijskiej projektantce i blogerce Bei Badgirl. Australijka nie tylko uznała hasło Sugarpills za zaproszenie do brutalnego gwałtu, ale i wytropiła wśród sprzedawanych przez firmę produktów plagiat jednego ze swoich projektów. Firma odcięła się od interpretacji artystki z antypodów. Nie cofa się jednak ani o krok: w ofercie wciąż są koszulki z hasłami „Fuck Bitches, Get Money” czy dosadnym „Cunt”.
Rajstopy a la Grodzka

Uśmiech Anny Grodzkiej – bezcenny. 1 kwietnia firma Adrian Fabryka Rajstop zainicjowała kampanię promocyjną swoich produktów, zaczynając od mocnego uderzenia: billboardów z Anną Grodzką w roli głównej.
Internauci skoczyli sobie do oczu niemal natychmiast. „Fajne hasło reklamowe. Jak się przyjmie powszechnie, będziecie monopolistą w tej niszy, i zamiast miliona rajstop miesięcznie będziecie produkowali może jakieś 100. Będę was wspierał w tym śmiałym celu biznesowym”; „Kolejna lewacka firma promuje faceta przebranego za kobietę, strzał w kolano obroty spadną na 100%” – pisali jedni. „To światełko w tym ciemnym ksenofobicznym tunelu, którym staje się Polska”, „Dobra, moim zdaniem, reklama. Paru głupków się obrazi czy pośmieje, ale na pewno przyciągnie wiele kobiet” – ripostowali drudzy.
Eksperci ds. marketingu wcale nie byli mniej podzieleni. Jednym podoba się śmiały, kontrowersyjny przekaz i promocja społecznej różnorodności. Inni wzruszają ramionami, kwitując, że wykonanie siermiężne, a pomysł – jakby zapożyczony z kontrowersyjnych kampanii United Colors of Benneton. A firma? Stara się trzymać fason. – Przyznaję szczerze: bałam się reakcji, jestem mile zaskoczona, że w sposób tak bardzo pozytywny został odebrany ten przekaz. Każdy z nas ma w życiu prawo być sobą. To sprawia, że się realizujemy, jesteśmy szczęśliwi, naturalni i prawdziwi – podsumowywała prezes Małgorzata Rosołowska-Pomorska.
Internauci skoczyli sobie do oczu niemal natychmiast. „Fajne hasło reklamowe. Jak się przyjmie powszechnie, będziecie monopolistą w tej niszy, i zamiast miliona rajstop miesięcznie będziecie produkowali może jakieś 100. Będę was wspierał w tym śmiałym celu biznesowym”; „Kolejna lewacka firma promuje faceta przebranego za kobietę, strzał w kolano obroty spadną na 100%” – pisali jedni. „To światełko w tym ciemnym ksenofobicznym tunelu, którym staje się Polska”, „Dobra, moim zdaniem, reklama. Paru głupków się obrazi czy pośmieje, ale na pewno przyciągnie wiele kobiet” – ripostowali drudzy.
Eksperci ds. marketingu wcale nie byli mniej podzieleni. Jednym podoba się śmiały, kontrowersyjny przekaz i promocja społecznej różnorodności. Inni wzruszają ramionami, kwitując, że wykonanie siermiężne, a pomysł – jakby zapożyczony z kontrowersyjnych kampanii United Colors of Benneton. A firma? Stara się trzymać fason. – Przyznaję szczerze: bałam się reakcji, jestem mile zaskoczona, że w sposób tak bardzo pozytywny został odebrany ten przekaz. Każdy z nas ma w życiu prawo być sobą. To sprawia, że się realizujemy, jesteśmy szczęśliwi, naturalni i prawdziwi – podsumowywała prezes Małgorzata Rosołowska-Pomorska.
Powstanie Warszawskie na wesoło

Pamiętacie wzburzenie, jakie wywołała dwadzieścia lat temu artystyczna instalacja „Lego. Obóz koncentracyjny” Zbigniewa Libery? W nieco – ale tylko nieco – złagodzonej wersji pomysł podchwyciła po latach firma Cobi. Przygotowywane dwa lata temu, na 70. rocznicę Powstania Warszawskiego zestawy takie, jak m.in. „Barykada”, zjeżyły włos na głowie co bardziej wrażliwych. Mało tego, że tematyka trudna do przeniesienia do świata zabawek, to jeszcze figurki w zestawach uśmiechnięte od ucha do ucha.
„Powstanie Warszawskie jest jednym z wielu tragicznych zdarzeń mających miejsce podczas II wojny światowej. Uznaliśmy, że jako polska firma mamy prawo, a nawet obowiązek odnieść się do tej tematyki również w zabawkach. Nasze klocki mają zapewnić dziecku zabawę i takie walory posiadają” – komentował wówczas producent na stronach NaTemat.pl.
„Powstanie Warszawskie jest jednym z wielu tragicznych zdarzeń mających miejsce podczas II wojny światowej. Uznaliśmy, że jako polska firma mamy prawo, a nawet obowiązek odnieść się do tej tematyki również w zabawkach. Nasze klocki mają zapewnić dziecku zabawę i takie walory posiadają” – komentował wówczas producent na stronach NaTemat.pl.
Tapeta z obozem koncentracyjnym

Z historią poigrał też producent fototapet ściennych, firma Pixers z Wrocławia. „Uszczęśliwiamy wnętrze, w którym czujesz się wspaniale” – reklamowali się wrocławianie. Jak późnym latem zeszłego roku odkryli prawnicy Państwowego Muzeum na Majdanku, spółka miała w ofercie fototapety przedstawiające kadry z obozu: wieżyczki strażnicze, druty kolczaste itp. Podstawowa wersja kosztowała 102 złote, wersja 3 na 4 metry – to był już wydatek rzędu tysiąca złotych.
Protest muzealników wywołał falę oburzenia w mediach i błyskawiczną reakcję producenta. – Zdecydowaliśmy się na usunięcie dostępu przez naszą stronę do wszystkich podobnych wzorów, ponieważ doszły nas sygnały, że budzą one kontrowersje wśród naszych klientów i w mediach – skwitowali przedstawiciele Pixers. Tak też się stało: producent wstrzymał produkcję, a klientom, którzy już zdążyli zamówić towar, zaproponował inne tapety lub zwrot pieniędzy. Pytanie, ile takich rozrywkowych memorabiliów wciąż umyka uwadze mediów.
Protest muzealników wywołał falę oburzenia w mediach i błyskawiczną reakcję producenta. – Zdecydowaliśmy się na usunięcie dostępu przez naszą stronę do wszystkich podobnych wzorów, ponieważ doszły nas sygnały, że budzą one kontrowersje wśród naszych klientów i w mediach – skwitowali przedstawiciele Pixers. Tak też się stało: producent wstrzymał produkcję, a klientom, którzy już zdążyli zamówić towar, zaproponował inne tapety lub zwrot pieniędzy. Pytanie, ile takich rozrywkowych memorabiliów wciąż umyka uwadze mediów.
„Kursk” ponownie zatonie

Pozornie, bezpieczniej jest zająć się historią innych. Cóż, nie zawsze: gra „Kursk” dopiero powstaje, a już budzi kontrowersje – zwłaszcza w Rosji, bo to tragedii załogi okrętu podwodnego „Kursk” w 2000 roku dotyczy jej fabuła. – To pierwsza na świecie gra paradokumentalna z prawdziwego zdarzenia. Oznacza to, że fabuła będzie w możliwie największym stopniu oparta na faktach, dzięki czemu gracze będą mogli poznać dramatyczną historię okrętu – podkreślał współtwórca gry, Paweł Matyjewicz.
Tak i nie – w pierwszej części gra ma mieć charakter przygodowy: gracz porusza się po pokładzie, rozmawia z załogą, łamie szyfry i zdobywa informacje. Gdy jednak dochodzi do katastrofy, gra zmienia charakter na survivalowy – gracz będzie musiał wyjść cało z rozmaitych trudnych sytuacji, zdobywać tlen, podejmować próby kontaktu ze światem zewnętrznym. Media i środowiska graczy przyjęły pomysł na „Kursk” z mieszanymi uczuciami – padły m.in. kąśliwe propozycje zrobienia gry o egzekucjach w Katyniu czy zamachach z 11 września.
Katowickie studio Jujubee, gdzie powstaje „Kursk”, nie ma jednak zamiaru ustąpić. „Jesteśmy w pełni świadomi, że ta tragedia była tematem bardzo bolesnym dla społeczeństwa rosyjskiego i zapewniamy, że gra będzie wykonana z pełnym szacunkiem. (…) gry są teraz również formą sztuki, nadszedł czas dla naszej branży, aby rozmawiać także na tematy poważne” – ripostowali producenci w komunikacie prasowym. Gra ma trafić do sklepów pod koniec tego roku.
Tak i nie – w pierwszej części gra ma mieć charakter przygodowy: gracz porusza się po pokładzie, rozmawia z załogą, łamie szyfry i zdobywa informacje. Gdy jednak dochodzi do katastrofy, gra zmienia charakter na survivalowy – gracz będzie musiał wyjść cało z rozmaitych trudnych sytuacji, zdobywać tlen, podejmować próby kontaktu ze światem zewnętrznym. Media i środowiska graczy przyjęły pomysł na „Kursk” z mieszanymi uczuciami – padły m.in. kąśliwe propozycje zrobienia gry o egzekucjach w Katyniu czy zamachach z 11 września.
Katowickie studio Jujubee, gdzie powstaje „Kursk”, nie ma jednak zamiaru ustąpić. „Jesteśmy w pełni świadomi, że ta tragedia była tematem bardzo bolesnym dla społeczeństwa rosyjskiego i zapewniamy, że gra będzie wykonana z pełnym szacunkiem. (…) gry są teraz również formą sztuki, nadszedł czas dla naszej branży, aby rozmawiać także na tematy poważne” – ripostowali producenci w komunikacie prasowym. Gra ma trafić do sklepów pod koniec tego roku.
Naga śmierć

„Nagie piersi pasują do trumien” – tym bon motem Zbigniew Lindner, przedsiębiorca z Wągrowca, zrobił czołówki w polskich dziennikach kilka lat temu, gdy po raz pierwszy „skatalogował” produkowane przez siebie trumny w towarzystwie półnagich modelek w firmowym kalendarzu. Miał być Pirelli, wyszedł skandal.
Ale ambitny producent idzie za ciosem: w ostatnich tygodniach kontrowersje wywołał nowy produkt – trumny do samodzielnego złożenia, raptem w dwie minuty. Widzi w nich funeralny odpowiednik IKEI, dzieło do-it-yourself. Protestuje jednak branża funeralna. „Te trumny to brak szacunku dla śmierci” – argumentowali przedsiębiorcy z Polskiej Izby Pogrzebowej. „Absurd” – odcinał się z kolei Lindner. – „Nigdy nie zapominam o szacunku dla śmierci. Ten zawód mnie tego nauczył. Ale nie każdy traktuje trumnę, jak symbol religijny, bo nie wszyscy należymy do kościoła katolickiego” – ucinał.
Ale ambitny producent idzie za ciosem: w ostatnich tygodniach kontrowersje wywołał nowy produkt – trumny do samodzielnego złożenia, raptem w dwie minuty. Widzi w nich funeralny odpowiednik IKEI, dzieło do-it-yourself. Protestuje jednak branża funeralna. „Te trumny to brak szacunku dla śmierci” – argumentowali przedsiębiorcy z Polskiej Izby Pogrzebowej. „Absurd” – odcinał się z kolei Lindner. – „Nigdy nie zapominam o szacunku dla śmierci. Ten zawód mnie tego nauczył. Ale nie każdy traktuje trumnę, jak symbol religijny, bo nie wszyscy należymy do kościoła katolickiego” – ucinał.
Jaja, jak z Apple

Menedżerom firmy Farmio nie brak asertywności. „Jesteśmy jak Apple, tylko w branży jaj” – skwitował wiceprezes firmy. Ma rację: obroty przedsiębiorstwa skoczyły do 80 milionów złotych i po trzech latach istnienia firma ma szansę wyjść na plus.
Success story? Oczywiście, biorąc pod uwagę, że Farmio wzięło najzwyczajniejsze jajka „trójki”, z chowu klatkowego, i przepakowało w nowe wytłoczki. Ozdobione, dodajmy, napisem PREMIUM, oraz informację, że produkt jest „wolny od GMO”. Do tego doszła kampania telewizyjna, z kobieciną zapewniającą, że „wszczepiają soi obcy gen bakterii, a potem takie zmielone ziarno GMO dodają do paszy. Po mojemu to wbrew naturze. Ja bym tego swoim kurkom nie dała”. Proste? Nieprawda? Phi, tylko UOKiK się przyczepił do opakowań i napisów „jaja wiejskie”, „wolne od GMO”. A Krajowa Izba Pasz i Drobiu poskarżyła się na telewizyjne spoty. Za to klienci głosują nogami.
Success story? Oczywiście, biorąc pod uwagę, że Farmio wzięło najzwyczajniejsze jajka „trójki”, z chowu klatkowego, i przepakowało w nowe wytłoczki. Ozdobione, dodajmy, napisem PREMIUM, oraz informację, że produkt jest „wolny od GMO”. Do tego doszła kampania telewizyjna, z kobieciną zapewniającą, że „wszczepiają soi obcy gen bakterii, a potem takie zmielone ziarno GMO dodają do paszy. Po mojemu to wbrew naturze. Ja bym tego swoim kurkom nie dała”. Proste? Nieprawda? Phi, tylko UOKiK się przyczepił do opakowań i napisów „jaja wiejskie”, „wolne od GMO”. A Krajowa Izba Pasz i Drobiu poskarżyła się na telewizyjne spoty. Za to klienci głosują nogami.
