Rząd poważnie bierze się za programistów. Po konkursie grantowym i promowaniu polskiej branży za granicą, przyszedł czas na kolejną zachętę do pracy w wirtualnym sektorze. Właśnie ogłosił kampanię społeczną “Programuj.gov.pl”, skierowaną do młodzieży. Po raz kolejny da się jednak słyszeć głosy krytyki samych zainteresowanych.
Opisywane przez nas wyniki konkursu GameINN stanowiły kość niezgody wśród krajowych deweloperów. Jedni bowiem cieszyli się, że w końcu rząd dostrzegł potencjał w robieniu gier i stara się jakoś zaktywizować ten sektor. Drudzy jednak podkreślali, że głównymi beneficjantami zostały firmy o sporej renomie i z dużymi budżetami na realizację swoich gier. Krytycy twierdzili również, że akcja miała na celu wyłącznie ocieplenie wizerunku rządzących, którzy mogliby podpiąć się pod ewentualny sukces dotowanego projektu.
Akcja "Programuj" skierowana jest na długofalowe działanie. Skupia się na zachęcaniu młodzieży do kreowania gier. Taki przekaz płynie zresztą ze sloganu akcji: „Tworzenie gier jest fajniejsze niż granie”. Nie można jej odmówić rozmachu: zaangażowano Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Cyfryzacji, Rozwoju, Agencję Rozwoju Przemysłu, NCBiR, Fundację Indie Games Polska a za realizację spotu odpowiedzialna jest Warszawska Szkoła Filmowa. Pełen przekrój instytucji.
Tadeusz Zieliński, PR Manager studia Flying Wild Hog, jest pozytywnie nastawiony do takiego modelu promocji.
– Jestem zwolennikiem takich działań i bardzo się cieszę, że mają miejsce. Jako osoba głęboko przekonana, że programowanie, a nawet szerzej, tworzenie dóbr wirtualnych, nam nie tylko wychodzi, ale jesteśmy w tym świetni jako kraj – mówi w rozmowie z INN:Poland. – Jednocześnie mam nadzieję, że nie skończy się tylko na programowaniu, bo gry nie składają się tylko z kodu – przestrzega.
Podobnego zdania jest osoba blisko związana ze środowiskiem niezależnych deweloperów. W anonimowej wypowiedzi dla INN:Poland nie ukrywa jednak, że wiara w dobre intencje rządów byłaby naiwnością.
– Rząd zawsze próbuje coś ugrać – ucina. – Poza tym hasło, że „Tworzenie gier jest fajniejsze niż granie” jest tragedią. To tak, jakby zjeść ciastko i mieć ciastko. Przecież gry się robi po to, żeby je komuś sprzedać. A u nas zawsze musi być element moralizatorski, żeby nikt się nie przyczepił – mówi. – Drugą sprawą jest z kolei nasze narodowe przysposobienie do narzekania na wszystko, czego nie wymyśliliśmy sami. Zamiast się cieszyć, krytykujemy to, co może i jest momentami śmieszne, ale służy czemuś "więcej". A branża krytykuje, bo przecież ich racja jest „ichniejsza”. Ot, paradoks naszego rynku i naszej mentalności – konkluduje.
Zieliński wtóruje drugiemu rozmówcy w kwestii samego sloganu. – To hasło w ogóle do mnie nie przemawia. To tak jakby stwierdzić, że pisanie książek jest fajniejsze niż ich czytanie – porównuje. – Oczywiście to zależy w dużej mierze od autora, ale zwykle proces twórczy jest bolesny i męczący, a to co nas cieszy to efekt a nie sama droga. Tak czy inaczej, hasło uznaje za nietrafione – podkreśla.
Marek Czerniak z Fundacji Indie Games Polska opowiada o samej kampanii społecznej. – Uświadamia młodych ludzi, że tworzenie gier to przemysł, w którym można zarobić dobre pieniądze ze, ale to również coś więcej niż biznes. Działając w tym sektorze można wpłynąć na rozwój samej kultury. To prawda, że pojawiają się głosy, że „programowanie” to nie jest jedyna składowa gier, ale to pewien skrót myślowy. To nie przekreśla przecież całego przekazu kampanii – tłumaczy w rozmowie z INN:Poland.
W tym miejscu trzeba również oddać, że zaangażowanie MSZ na polu promocji polskiego przemysłu na świecie nie okazało się jednorazowe. Spot, stworzony we współpracy z IGP, ma udowadniać, jak wiele jakościowych projektów powstaje w naszym kraju. Zdaniem Czerniaka, dobrze zmontowany film promocyjny będzie działał lepiej na zagranicznej konferencji niż kolejna prezentacja w Power Poincie.
Współpraca na linii przemysłu gier i rządu nabiera zatem tempa i nie wygląda na to, by miała wyhamować. Czy to się podoba polskim twórcom czy nie. W branży pojawiają się głosy, że korzystniejszym rozwiązaniem byłoby ulgi podatkowe dla programistów, na wzór tych, które wprowadzono w Rumunii. Na to się jednak nie zanosi. Na pewno natomiast będziemy obserwować rosnącą ingerencję rządu w branżę rozrywkową. Od swojego początku była pozostawiona praktycznie sama sobie (nie licząc największych graczy), ale czas uprawiania własnego poletka definitywnie się skończył.
Zapytaliśmy przedstawicieli MNiSW o koszt przeprowadzenia całej kampanii. W momencie publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.