Marcin Czyża na co dzień pracuje w jednej z amsterdamskich firm z sektora finansowego. Wcześniej mieszkał między innymi w Wiedniu i w Warszawie. Informacja, że Wielka Brytania zagłosowała za wyjściem z UE, wywołała panikę. Także wśród jego znajomych z branży. Uznał, że to dobra okazja, by założyć własny biznes. Dlatego zaczął rozwijać platformę ExpatExit.com, która ułatwi znalezienie pracy specjalistom z londyńskiego City poza Zjednoczonym Królestwem. W rozmowie z INN:Poland opisuje swoje plany na przyszłość, model biznesowy i jak chce dodatkowo zarobić na wygranej Donalda Trumpa w listopadowych wyborach prezydenckich.
ExpatExit.com to platforma dla tych, których nie zachwyciła informacja o Brexicie. Skąd w ogóle pomysł na taką usługę?
Działam w branży finansowej i utrzymuję bliskie kontakty z ludźmi pracującym w londyńskim City. Wyniki referendum ich przeraziły. Zobaczyłem, jak ogromna panika ogarnęła rynki. Pracownicy obawiają się, że ta decyzja negatywnie odbije się na gospodarce, a oni oczekują stabilnego zatrudnienia oraz perspektyw rozwoju.
Zgadzam się z nimi. Gospodarka Wielkiej Brytanii na tym ucierpi. Widzę również, że coraz więcej osób zastanawia się, dokąd mogą się przenieść. Sam byłem podpytywany przez znajomych z City, jakie są warunki pracy w stolicy Holandii i to też mnie nakierowało.
Tylko czy to takie łatwe?
Owszem. Mój pomysł na ten serwis jest prosty: gromadzę bazę danych osób z sektora finansowego i IT. Dla nich przeniesienie się z kraju do kraju to kwestia kilku dni. Taki pracownik rejestruje się na ExpatExit.com, a ja kojarzę go z firmą z jego branży.
Strona działa od października 2016 roku. Nie narzeka Pan na zainteresowanie?
Cóż, od tamtego czasu projekt zdecydowanie się rozwinął. Baza przekroczyła już ponad 1000 osób. 60 proc. z nich to głównie młodzi profesjonaliści.
Szczęście w nieszczęściu, bo w połowie stycznia Theresa May zapowiedziała, jak będzie wyglądać Brexit. Takie doniesienia Panu służą?
Oczywiście. Zapowiedź tak zwanego twardego Brexitu spowodowała, że liczba wejść na stronę wzrosła. Kwestie polityczne napędzają zainteresowanie i im bliższy będzie jego termin, to myślę, że będzie coraz więcej chętnych.
Ciemne chmury nad Londynem
Jak podaje serwis "Independent", wskutek Brexitu ze stolicy Anglii może zniknąć 80 tysięcy miejsc pracy w sektorze bankowym i finansowym. Zyskać miałyby na tym inne europejskie miasta i centra finansowe. Czytaj więcej
Gromadzi Pan chętnych na przeprowadzkę. A co z bazą pracodawców?
Na razie jestem na etapie ich pozyskiwania. Teraz jadę do Polski, by porozmawiać z kilkoma bankami na temat potencjalnej współpracy. Ale osiągnąłem też pewien sukces. Rozpocząłem kooperację z grupą paliwową MOL – to węgierski koncern, jeden z największych w Europie Środkowo-Wschodniej. Interesuje ich moja baza danych, bo uważają, że to dobry sposób na znalezienie specjalistów.
Jak Pan przekonał do siebie ten koncern?
Miałem kontakty wewnątrz firmy, skontaktowano mnie z działem HR. Dogadujemy szczegóły współpracy.
Tylko firma może poszukać tej okazji przez zwykłe strony z ofertami pracy. Dlaczego mieliby wybrać Pana usługę?
W mojej bazie danych gromadzę ludzi, którzy już podjęli decyzję odnośnie wyjazdu, więc nie trzeba ich „rekrutować”, a wystarczy zaproponować odpowiednią posadę. Ja wiem, że ci ludzie szukają tej zmiany. Zwykli rekruterzy nie mają tej wiedzy i muszę niejako podkupować odpowiedniego kandydata.
Co do wartości serwisu dla szukających pracy: podstawa to oszczędność czasu. Sprawdzanie cały
czas stron internetowych różnych firm jest praco- i czasochłonne. Ja gromadzę bezpośrednie kontakty do działów HR i wiem, kogo i gdzie szukają. Z kilkoma firmami prowadzę rozmowy na
szczeblu europejskim. Firmom tym oferuję bazę profesjonalistów z perfekcyjnym angielski i z doświadczeniem z UK.
Jak chce Pan zarabiać na ExpatExit.com?
Rozwijając agencję rekrutacyjną. Będę pobierał opłaty od firm za znalezienie odpowiedniego kandydata.
Czy ktoś już zmienił pracę i państwo przy pomocy Pana usług?
Pomogłem już kilku osobom przy przeprowadzce. Na razie była to jednak działalność non-profit, bo kojarzyłem ich z firmami i teraz przechodzą przez proces dalszej rekrutacji. Zależało mi na tym, żeby zdobyć pewien rozgłos medialny. Praca u podstaw się opłaciła, bo sam już nie obsłużę wszystkich zarejestrowanych w bazie.
I co teraz?
Jestem na etapie szukania inwestora, który pomoże mi rozwinąć mój pomysł. Zrobiłem już to co mogłem – jest projekt, baza danych, teraz muszę znaleźć kogoś, z kim to rozwinę.
Europa to jednak za mało dla Pana – po wyborach w Ameryce uruchomił Pan serwis ByeByeUS.com
Tak, on działa na tych samych zasadach co ExpatExit.com – z tą różnicą, że jest skierowany do tych, którzy boją się rządów Donalda Trumpa. Ale muszę być zupełnie szczery – póki co byłem skoncentrowany na Europie, bo ten rynek po prostu znam. USA to przedsięwzięcie o wiele większe, bo na poziomie globalnym. Na razie to plan na dalszą przyszłość.
Uważa Pan, że Polska może być docelowym punktem takiej emigracji?
Jest to brane pod uwagę, ale jako jedna z opcji. Na przykład pracujący w Wielkiej Brytanii Polacy, którzy się u mnie rejestrują, wybierają też inne państwa – Niemcy albo Holandię. Ale istotne jest dla mnie wejście na rynki azjatyckie, które również są bardzo popularne, przede wszystkim Dubaj, Singapur i Hongkong.
Ma Pan mnóstwo wiary w swój pomysł.
Wszystko idzie w pożądanym przeze mnie kierunku. Na razie to moje poboczne zajęcie, bo dalej pracuję w Amsterdamie. Coraz częściej jednak myślę o tym, żeby całkiem skupić się na ExpatExit.com. A potem rozwijać ByeByeUS.com.