Anulowanie całego przelotu, włącznie z powrotnym, bo pasażer nie stawił się na pierwszym etapie podróży, to nagminna praktyka linii lotniczych.
Anulowanie całego przelotu, włącznie z powrotnym, bo pasażer nie stawił się na pierwszym etapie podróży, to nagminna praktyka linii lotniczych. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
REKLAMA
Kłopot pojawił się w drodze powrotnej. W Brukseli Karolczyk pojawił się na lotnisku i próbował się odprawić, gdy okazało się... że nie ma go na liście pasażerów: jego danych nie ma w rejestrze, system nie wyświetla rezerwacji. - Obsługa lotniska w Brukseli poinformowała mnie, że linie lotnicze anulowały mój bilet, ponieważ nie stawiłem się na pierwszy lot na trasie Warszawa-Bruksela – opowiadał.
Pozostawało kupić kolejny dodatkowy bilet. LOT odesłał swojego feralnego pasażera do „Ogólnych warunków przewozu pasażerów i bagażu”, będących częścią umowy przewozu, które stanowiły podstawę dla działań przewoźnika. Karolczyk jednak nie odpuścił – sprawa wylądowała w sądzie, który ostatecznie, po trzech latach, rozstrzygnął ją na korzyść pasażera. Sąd przychylił się do argumentów Karolczyka – że „postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy”.
W tej sytuacji anulowanie przelotu było sytuacją nienormalną, a niestawienie się pasażera na pierwszą część lotu nie spowodowało dla przewoźnika żadnych kosztów.
Przewoźnik nie poniesie z tego powodu szczególnie dotkliwych konsekwencji: będzie musiał zwrócić Karolczykowi za bilet i zapłacić koszty procesowe. Jednak dla branży ten wyrok ma przełomowe znaczenie: linie lotnicze konsekwentnie prowadziły dotychczas niekorzystną dla klientów politykę biletową, a sytuacje takie, jaka stała się doświadczeniem Karolczyka, są nagminne. Przewoźnicy wyłącznie na takich praktykach zyskują: anulowane przeloty są sprzedawane kolejnym klientom.
Źródło: TVN24Bis

Napisz do autora: mariusz.janik@innpoland.pl