
Reklama.
Chodzi o niemałe pieniądze. Opłaty przy próbie zdobycia prawa jazdy najpopularniejszej kategorii – B – to 30 złotych za egzamin teoretyczny oraz 140 złotych za egzamin praktyczny. Zgodnie z rezultatami kontroli NIK w siedmiu (z 49) WORD-ach, przeprowadzonej dwa lata temu, opłaty te stanowią 90 proc. wpływów ośrodków, na siedem skontrolowanych placówek urosły one do kwoty 60 mln złotych. Innymi słowy, w skali całego kraju może chodzić o 420 mln złotych.
Ale nie o kwotę tu chodzi, ile o to, jak powstała: dwa lata temu Izba wyliczyła, że 75 proc. wpływów WORD – a więc olbrzymia większość przychodów – pochodzi z egzaminów... poprawkowych. Innymi słowy, polscy egzaminatorzy najprawdopodobniej „grają” na oblanie chętnych. Dlaczego polscy? Bo odsetek oblanych kandydatów na kierowców w Niemczech wynosi zaledwie 26 proc., w Wielkiej Brytanii – 53 proc., a w Polsce... 65,5 proc. Jednocześnie kultura jazdy, mierzona choćby liczbą wypadków drogowych, jest w tych państwach znacznie wyższa.
Resort infrastruktury chce zatem, żeby pieniądze z opłat za egzamin wpływały do budżetu państwa. Z kolei pieniądze na funkcjonowanie WORD pochodziłyby z resortu infrastruktury lub z kasy wojewodów. W wysokości opłat zmieni się niewiele, ale przesłanki do tego, by kandydatów oblewać, powinny być znacznie mniejsze. Dodatkowo resort rozważa użycie do egzaminów infrastruktury szkół jazdy: by zmniejszyć kolejki; a także rotację egzaminatorów.
Źródło: Gazeta Prawna
Napisz do autora: mariusz.janik@innpoland.pl