Ponadprzeciętne przywileje, których broni grupa sędziów, nie chcących ustąpić ani kroku przed słusznymi żądaniami obywateli reprezentowanych przez rząd – tak przedstawiają swoje spory ze środowiskiem sędziowskim przedstawiciele resortu sprawiedliwości. Gwarancja niezawisłości i sprawiedliwych wyroków – mówią o swoich warunkach zatrudnienia sami sędziowie. Wypominanie sędziom tego, co mają zagwarantowane w umowach o pracę, nagle stało się modne.
A jest co powypominać: życie sędziego mogłoby uchodzić za sielankowe. Sędziowskie zarobki zaczynają się od 8 tysięcy złotych a kończą niewiele przed progiem 13 tysięcy złotych. To widełki określone ustawowo: dwu- i trzykrotność średniej pensji krajowej. Oczywiście, brutto – ale dla sędziego brutto oznacza zupełnie co innego niż dla przeciętnego zjadacza chleba. Przede wszystkim dlatego, że sędzia nie płaci składek ZUS. Zatem z takiej ośmiotysięcznej pensji w kieszeni zostaje mu niemal sześć tysięcy złotych. Razy trzynaście, bo sędziom przysługują „trzynastki”.
Z czasem do tej kwoty zaczyna dochodzić dodatek stażowy: zaczynający się na poziomie 5 proc., a ostatecznie dochodzący do 20 proc. wynagrodzenia. Na dwudziestolecie pracy sędzia dostanie jubileuszową gratyfikację – 100 proc. wynagrodzenia. Dwadzieścia lat później będzie to już 400 proc. Sędzia nie idzie na emeryturę, przechodzi w stan spoczynku – pozostaje opłacany przez sąd, w wysokości 75 proc. dotychczasowego wynagrodzenia wypłacanego w momencie odejścia z czynnego zawodu. Przy tej okazji wpada też odprawa – wysokości półrocznych zarobków.
Ustawodawca poszedł też sędziom na rękę w szeregu innych spraw. Działając poza swoim rodzimym miastem sędzia może liczyć na nieodpłatne zakwaterowanie, diety i zwrot kosztów (uzasadnionych, ale któreż nie są uzasadnione?). Jeżeli chce kupić mieszkanie, może skorzystać z nieoprocentowanej pożyczki. Należy mu się dodatkowy wypoczynek: od 6 do 12 dodatkowych dni w roku plus prawo do półrocznego urlopu dla ratowania zdrowia.
Sędzia prawdziwie wolny
– Nie nazwałbym tego wszystkiego przywilejami – protestuje w rozmowie z INN:Poland prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. – Te wszystkie warunki mają gwarantować sędziemu, że bez względu na wszystko, pozostanie niezawisły w swoich wyrokach – dodaje.
Według niego, najtrudniej wytłumaczyć wysokość zarobków: sędziowie to jedyna grupa zawodowa w Polsce, której zarobki są... wpisane do konstytucji. Oczywiście, nie chodzi o konkretną kwotę, lecz regułę: przysługiwać im ma „wynagrodzenie odpowiadające godności urzędu i zakresowi obowiązków”. Dlaczego akurat dwu- czy trzykrotność średniej krajowej licuje z godnością urzędu? - Tego nie jestem w stanie wytłumaczyć – wzdycha Zoll. – Ustawodawca uznał, że taki poziom zarobków będzie odpowiadał konstytucyjnemu wymogowi – dodaje.
Z perspektywy prof. Zolla realia tego zawodu wcale nie są różowe. – Sędziowie nie dostają premii czy nagród za wyniki, jak zdarza się w wielu, jeżeli nie większości, zawodów. Jubileuszowe nagrody są na rynku standardem, trudno tu mówić o jakimś wyjątkowym przywileju – wylicza. Również nie odprowadzanie składek ma swoje wytłumaczenie, przynajmniej częściowe: skoro sędziowie nie idą na emeryturę, to i składek nie płacą.
A 75-procentowa pensja w stanie spoczynku? – Ma dawać gwarancję, że sędzia nie będzie w trakcie swojej wcześniejszej pracy zastanawiał się, z czego będzie żyć na emeryturze. Ta pensja ma mu dać bardzo wyraziste uczucie: jesteś niezależny – dowodzi prof. Zoll. – Wyobraża pan sobie, co by się działo, gdyby sędzia nie miał tej pewności przyszłości? Może sędzia gospodarczy rozważałby, czy na starość nie zatrudnić się w firmie, dziś będącej jego podsądnym? – pyta retorycznie.
Oni tak z nędzy kradną
Być może zatem jedynymi prawdziwie wolnymi ludźmi są sędziowie. Jak przekonuje były prezes TK, wcześniej czeka ich jednak sporo roboty. – Dzień sędziowski to nie jest ośmiogodzinny dzień pracy, proszę pana – napomina prof. Zoll. - Tych godzin jest często znacznie więcej. Ta praca to nie tylko rozprawy, ale też pisanie uzasadnień. Pisanych, bywa, po nocach – tłumaczy.
To, że roboty jest wiele, nie jest jednak żadnym usprawiedliwieniem dla kontrowersyjnych zachowań sędziów, trafiających od czasu do czasu na łamy gazet. Przykładowo, w lutym br. wrocławski sędzia został wskazany przez ochroniarzy tamtejszego sklepu Media Markt jako sprawca kradzieży sklepowej. W marcu „Super Express” wziął na widelec innego przedstawiciela swojego zawodu, który w ramach (własnej) burzliwej sprawy rozwodowej zażądał od swojej – dorosłej już córki – zwrotu pewnej kwoty alimentów, jakie na nią wcześniej zapłacił. Potem zaś tłumaczył to „strategią w sprawie”.
– Mamy 10 tysięcy sędziów w Polsce: to nie są bezgrzeszne anioły. Mają swoje życie prywatne, wady, czasami słabości. Niektórych dyskwalifikują one jako sędziów. W funkcjonowaniu sądownictwa w tym kraju wiele jest do zmiany. Ale mówimy tu o takiej zmianie mechanizmów, która oczyściłaby środowisko, zabezpieczyłaby je też przed dostawaniem się do zawodu osób, które takiego urzędu nie powinny piastować – przekonuje prof. Zoll. – Tu kluczowe jednak powinny być czynniki charakterologiczne czy związane z wiedzą i kompetencjami. Na pewno nie względy polityczne – dorzuca.
Oburza się również prof. Andrzej Zoll. - Ten urząd we wszystkich krajach wzbudza wiele kontrowersji w oczach opinii społecznej. Cóż, w sprawach cywilnych przynajmniej połowa, tych przegranych, jest niezadowolona z sądowego rozstrzygnięcia: bo przegrali sprawę. W sprawach karnych odsetek skazań dalece przewyższa odsetek uniewinnień, więc niezadowolonych jest jeszcze więcej – dowodzi. - Ale w żadnym kraju nie spadła na sędziów taka lawina krytyki, jak w Polsce w ostatnim czasie. W cywilizowanym kraju za takie wypowiedzi minister Ziobro następnego dnia straciłby stanowisko. Dezawuowanie urzędu sędziego to przygotowywanie gruntu pod uzależnianie sądów od władzy politycznej. Ucierpią obywatele, bo niezawisłość sędziowska i niezależność sądów to ich prawo, a nie realia jakiejś grupy zawodowej – ucina.
Od realiów trudno jednak uciec. Już na początku tej dekady wyraziście zarysował się pewien trend: chęć piastowania urzędu sędziowskiego coraz rzadziej wyrażali adwokaci i radcy prawni (uznawani nieoficjalnie za najkompetentniejszych wśród wszystkich prawniczych specjalizacji). Do tego z badań prowadzonych na początku tego roku wynika, że chęć odejścia z zawodu sugerował co szósty sędzia. Absolwenci studiów coraz rzadziej deklarują chęć ukoronowania kariery tytułem sędziowskim. - Dziś adepci prawa nie mają kłopotu ze znalezieniem zatrudnienia i zarobków wyższych niż te w sądach. Biorąc pod uwagę, że sędziowie są dziś nieustannie atakowani, tak przez strony procesów, jak i dziś przez władzę, trudno się dziwić – mówi prof. Zoll. - Urząd sędziowski to urząd „na świeczniku”, powinien być krytykowany przez świat nauki czy prasę. Ale w sytuacji, gdy krytyka ma charakter polityczny, ten odwrót od zawodu jest naturalny – dodaje. Ponura to diagnoza.