
Reklama.
A reguły te są dosyć proste: bank gwarantuje co najmniej godzinę pracy miesięcznie, choć rzecz jasna – oczekuje od chętnych elastyczności i dyspozycyjności. Ogłoszenie, jakie wypatrzyli reporterzy „Financial Times” na stronach internetowych banku dotyczy w tym momencie Bromley w południowym Londynie. Prawnicy, którym dziennikarze pokazali anons, byli w rozterce: wcześniej niczego takiego nie widzieli.
Rzeczniczka banku skwitowała, że firma jest dumna z traktowania rekrutowanych w ten sposób pracowników w „prosty, osobisty i sprawiedliwy sposób”. Według niej kontrakty tego typu dają zatrudnionym „pełne prawa pracownicze bez obowiązku przyjmowania dodatkowych godzin”. Za taką formą zatrudnienia opowiadają się też związkowcy z firmy. Bank podkreśla też, że formuła może brzmieć niecodziennie, ale osoby zatrudniane na takich zasadach przepracowują w ciągu roku nie 12, lecz 386 godzin.
"Jednogodzinne umowy" nie spodobały się jednak wyspiarzom: kwestia prowadzonej przez Santandera rekrutacji wylądowała nawet w brytyjskim parlamencie, dzieląc polityków i ekspertów. Według jednych, praktyki Santandera zasługują na potępienie i są psuciem rynku pracy, nie odpowiadającym "wymogom współczesności". Drudzy jednak uważają, że zatrudnienie na takich zasadach pozwala wielu ludziom uzyskiwać dochody, których w inny sposób nie byliby w stanie osiągnąć, a zadowolenie osób zatrudnianych na takich zasadach jest "wyższe niż rynkowa średnia".
Źródło: Puls HR
Napisz do autora: mariusz.janik@innpoland.pl