Lada dzień Polski Fundusz Rozwoju uruchomi długo wyczekiwane przez środowisko start-upowe fundusze na innowacje. Do rozdysponowania będzie łącznie zawrotna kwota 2,8 mld złotych. Czy strumień pieniędzy, które wicepremier Morawiecki zamierza wpompować w innowacje przyniesie skutki? – Musimy teraz zwiększyć podaż talentów i start-upów w Polsce. Istnieje ryzyko, że część środków pójdzie na średniej jakości przedsięwzięcia, które nie będą miały szansy się zwrócić – mówi w rozmowie z INN:Poland Maciej Sadowski ze Startup Hub Poland.
To już tuż, tuż. Zapowiadane przez rząd od miesięcy fundusze pojawią się na rynku. Jako pierwszy w ciągu dwóch tygodni ma wystartować fundusz PFR Starter kierowany do firm, które dopiero raczkują i nie wprowadziły jeszcze swojego produktu na rynek.
Pozostałe cztery fundusze to Otwarte Innowacje, BRIdge CVC, Biznest, KOFFI. Jak tłumaczył prezes PFR Paweł Borys, mają być poświęcone transferowi technologii, rynkowi aniołów biznesu, albo firmom w fazie ekspansji, które już produkt posiadają, ale potrzebują środków, żeby zwiększyć skalę swojej działalności lub dokonać ekspansji na rynkach międzynarodowych. Zdaniem Borysa, wszystkie ruszą do III kwartału tego roku. Fundusze będą finansowały od 40 do 80 proc. wartości inwestycji, a reszta będzie pochodzić od inwestorów prywatnych.
Maciej Sadowski, choć podkreśla, że takie działania ze strony państwa są niezbędne, ma jednak pewne obawy. – Mamy bardzo dużo pieniędzy w stosunku do dobrych projektów. Jakie mamy obecnie alternatywy? Możemy na przykład rozejrzeć się za dobrymi pomysłami z zagranicy, albo rozwijać przedsiębiorczość w Polsce. Inaczej pieniądze trafią do projektów, które mają niewielką szansę się zwrócić – zauważa.
Na inne ryzyko zwraca natomiast uwagę Marcin Joka, CEO Photon Entertainment. – Część przedsiębiorców takim zastrzykiem pieniędzy zostanie zmobilizowana do jeszcze cięższej pracy. Nie czarujmy się jednak – na pewno trafi się grupa osób, która stwierdzi, że dostaje państwowe więc „niczyje” pieniądze. I poczują, że jeżeli im nie wyjdzie, to przecież nie będzie żadnej tragedii – opowiada.
Zdaniem Joki samą inicjatywę mimo to należy ocenić pozytywnie. – Na naszym własnym przykładzie widzę jak ciężko jest zdobyć fundusze na etapie pomysłu. Wtedy takie wsparcie ze strony rządu jest nieocenione – komentuje.
Według raportu Startup Poland ok. 50 proc. z polskich start-upów korzysta z własnych środków lub opiera się na tzw. 3F: family, fools and friends. Nie bez przyczyny, osoby poszukujące finansowania często narzekają bowiem na sposób, w jaki traktowane są przez inwestorów. 2,8 mld to niebagatelna kwota, co według Igora Sawczuka z Wandlee, może zmienić relacje między prywatnymi funduszami venture capital, a rodzimymi przedsiębiorcami. A te, jak opisywaliśmy już na łamach INN:Poland, bywają dość napięte.
- VC mają w tej chwil mają monopol i mogą dyktować warunki start-upom. PFR ma szansę ustalić nowe standardy współpracy – zauważa w rozmowie z INN:Poland Sawczuk. - Aktualne fundusze bardzo często podpisują niekorzystne dla founderów umowy. Ci odbijają się od jednego do drugiego VC i w końcu godzą się na wyjściową ofertę, uznając, że takie najwyraźniej są standardy rynkowe – tłumaczy. W ten sposób przedsiębiorca zostaje najemnym pracownikiem funduszu, a nie twórcą rozwiązania i przestaje mu zależeć na powodzeniu projektu.
W środkach, o które polskie start-upy będą mogły ubiegać się z Polskiego Funduszu Rozwoju jest jeszcze jedna ważna sprawa. Jak zauważa Sawczuk dzisiaj od prywatnych inwestorów najłatwiej jest zdobyć fundusze, które nie pozwalają na rozwinięcie spółki. Jeżeli pojawia się już poważne finansowanie, to idzie one już w miliony złotych. Tymczasem PFR podaje, że średnia wielkość inwestycji w spółkę w ramach funduszu Starter ma wynieść od 200 tys. do 3 mln złotych. – To trafia w bardzo istotną lukę – puentuje CEO Wandlee.