Nasz tekst o tym, jakie błędy – zdaniem inwestorów – popełniają polscy start-upowcy, wywołał liczne komentarze. Idąc śladem próśb o odwrócenie perspektywy, postanowiliśmy zapytać się, jakie błędy inwestorów widzą przedsiębiorcy.
Świetny pomysł, doświadczony założyciel, perfekcyjny zespół – są start-up'y, które na tle innych zdają się błyszczeć. One prawdopodobnie nie będą mieć problemu ze znalezieniem inwestora, co więcej, będą w inwestorach przebierać. Bywa też, że pierwsza firma utalentowanego twórcy nie odniesie sukcesu, ale druga okaże się strzałem w dziesiątkę. Warto więc nie zniechęcać do siebie start-upowców. Oto krótki przewodnik po tym, co sprawia, że zaczynają zgrzytać zębami.
1. Gorzej niż w małżeństwie
– Relacja z inwestorem bywa związkiem bliższym i gorszym niż małżeństwo – śmieje się w rozmowie z INN:Poland Przemek Kuśmierek, szef Migam.pl. – I jak w małżeństwie: wydaje mi się, że obie strony takiej relacji powinny się po prostu polubić.
Jego zdaniem, trudno efektywnie współpracować w relacji przedsiębiorca-inwestor, jeżeli kontakty interpersonalne kuleją. – Generalnie, w historii każdego start-upu są dołki i górki. I nie ukrywajmy, dołków jest więcej, a czasami bywa jeszcze więcej – mówi. – I jeżeli ktoś się nie dogaduje, jak jest dobrze, to nie będzie się dogadywać, jak jest źle. A źle będzie na bank – kwituje.
2. Pisał start-upowiec na Berdyczów
Z szukaniem inwestorów bywa, jak z szukaniem pracy: jeżeli przypadkiem nie znasz jakiegoś, to całymi dniami cyzelujesz uprzejme maile do kolejnych funduszy inwestycyjnych – i wpadają one niczym w studnię. Olbrzymia większość inwestorów nie reaguje na taką korespondencję, dobrze jeżeli odpowie co trzeci albo co czwarty. Pamięć o tym, kto „zlekceważył mojego pierwszego maila” pozostaje jednak na lata – ważne jest zatem pozostawienie dobrego wrażenia, nawet jeżeli odpowiedź pozostaje odmowna.
3. Krzesło jest zbędne
– Na spotkaniu nie było nawet krzeseł – komentował na Facebooku jedno ze spotkań z inwestorami przedsiębiorca. To jedna z najważniejszych bolączek – założyciele firm, jeżeli uda im się dostać przed oblicze inwestora, często mówią o „konkursie piękności”. Inwestorzy przyjmują ich w pędzie, oczekują elevator pitch (błyskawicznie przeprowadzonej prezentacji), bywają brutalnie bezceremonialni.
– Jeżeli kogoś zniechęcają nieprzyjemne albo trudne rozmowy, to nie wiem, czy to dobry pomysł – zakładanie młodej firmy czy bycie przedsiębiorcą – mówi nam Bartłomiej Roszkowski, założyciel firm Nexto.pl i mFind.pl. – Konflikty międzyludzkie zdarzają się w każdym start-upie, w codziennej pracy nieraz będą spory z pracownikami czy inwestorami – dodaje. Innymi słowy, przedsiębiorca powinien być wojownikiem, najczęściej ma też świadomość, że z perspektywy funduszu inwestycyjnego jest petentem. Z drugiej strony, klasa i styl – albo ich brak – zawsze zostaną zapamiętane.
4. Mistrzowie ciętej riposty
Im bardziej doświadczony przedsiębiorca, im więcej serca włożył w swoją firmę czy produkt – tym większa jego motywacja i emocjonalny związek z produktem. Najgorsze, co może go spotkać po długich tygodniach pracy nad swoim start-upem, to złośliwości albo lawina krytycznych uwag zblazowanego inwestora. Zdaniem Bartłomieja Roszkowskiego, ważne jest, żeby uwagi inwestora były merytoryczne. Wtedy, nawet jeżeli są podawane w merytorycznym tonie, są dla przedsiębiorcy względnie dobrym sygnałem. Gorzej, gdyby nie były na temat.
5. W oparach truizmów
Ostrzegawcze światełka wielu przedsiębiorców zapalają się, gdy ich rozmówcy zaczynają udzielać oczywistych rad: „trzeba zatrudniać najlepszych ludzi”, „warto znaleźć menedżera, który zadba o rozwój firmy”, „współpracować należy tylko z takimi funduszami, które dbają o swoich partnerów”. Zbiór pobożnych życzeń można przecież napisać samemu.
6. Nie pytaj, co start-up może zrobić dla ciebie. Pytaj, co ty możesz zrobić dla start-upa
Generalnie, przedsiębiorca przedsiębiorcy nierówny: bywają tacy, którzy oczekują od inwestora niemalże zamówienia na konkretny produkt – a siebie widzą w charakterze wykonawcy. Na drugim biegunie są i tacy, którzy czują się tak związani ze swoim dziełem, że nie przyjmują do wiadomości uwag dotyczących potencjalnych modyfikacji. – Niech sobie taki inwestor własnego start-upa założy, skoro wie, co robić – uciął bezceremonialnie jeden z naszych rozmówców, zastrzegając anonimowość.
Gdzieś jednak musi być złoty środek. – Poza pieniędzmi, inwestor powinien wnieść realną wartość do firmy: znajomość rynku, know-how technologiczne lub finansowe – mówi nam Przemek Kuśmierek. Według niego, strategia wejścia na zasadzie: wpompowanie pieniędzy, odczekanie do momentu pojawienia się zysków, exit – jest błędem. – Idealna sytuacja jest wtedy, gdy inwestor inwestuje swoje pieniądze, ale przychodzi do nas, „jak do pracy”: siedzimy na tym samym wózku, więc pchajmy go razem – sugeruje.
7. (Nie)wyczerpany pokład cierpliwości
– Największym kłopotem w negocjacjach bywa przeciąganie etapu, na którym inwestor przymierza się do złożenia pierwszej propozycji inwestycyjnej – tak przynajmniej widzi to Bartłomiej Roszkowski. – Zamiast szybko ustalić warunki brzegowe, podpisać jakiś term-sheet i zmierzać w stronę umowy inwestycyjnej, inwestor mnoży spotkania i przeciąga rozmowy. Gdy takie negocjacje przeciągną się na ponad cztery miesiące, zaczyna to zniechęcać do ich kontynuowania. Po takim doświadczeniu wiadomo już zwykle, że nie lepiej będzie przy podpisywaniu umowy inwestycyjnej – w której tych rozmaitych dziwnych warunków, na których przedsiębiorca się nie zna, będzie dziesięć razy więcej – ucina.
Po takim doświadczeniu wiadomo już raczej, że nie lepiej będzie przy podpisywaniu umowy inwestycyjnej – w którym tych rozmaitych dziwnych warunków, na których przedsiębiorca się nie zna, będzie dziesięć razy więcej.
8. Przyparli go do muru, albo tak mu się wydawało
„Naturalna kolej rzeczy” - mówi jednak o długim oczekiwaniu na decyzje inwestorów Kamil Stanuch, współtwórca Koala-Metrics, softwarehouse'u Sigmapoint czy aplikacji Nearbox. – W przypadku firmy, która otrzymała już finansowanie i szuka kolejnej rundy, może to być przemyślana strategia mająca na celu przeczekanie, aż spółka znajdzie się pod ścianą i przyjmie mniej korzystne warunki – podkreśla w rozmowie z INN:Poland.
– Wprawni inwestorzy unikają mówienia „nie” wprost, żeby przypadkiem nie zamknąć sobie furtki na przyszłość, jednak istnieje różnica między natychmiastowym „w chwili obecnej projekt nie wpisuje się w naszą strategię inwestycyjną, jednak bardzo chętnie wrócimy do rozmowy w przyszłości, a niejasną odpowiedzią – dodaje Stanuch.
9. Karty zbyt blisko przy orderach
Kolejna przeszkoda, z jaką zderzają się czasem start-upowcy, to blokada informacji. Bywa, że pytania o to, jak z kolei fundusz inwestycyjny jest przygotowany do współpracy z danym specjalistą, są zbywane milczeniem lub odpowiedzi są wymijające. Część start-upowców chciała by dokładniej poznać dossier inwestora, czasem porozmawiać z szefami firm, w które fundusz zainwestował wcześniej, sprawdzić, jak sobie teraz radzą i czy inwestor potrafi motywować start-up do większego wysiłku. Odmowa informacji na temat niewątpliwie kojarzy się źle, zwłaszcza jeżeli nie jest wiarygodnie uzasadniona.
10. Nie ma z kim robić interesów
– W Polsce brakuje funduszy z takiej „środkowej stawki”: jest dużo funduszy angażujących się na poziomie seed, inwestujących milion czy dwa – mówi Bartłomiej Roszkowski. Później jednak zaczynają inwestorzy szukający naprawdę dużych biznesów – liczonych w dziesiątkach milionów. – Natomiast pośrodku, w przedziale, w którym biznes potrzebuje 5, 10 czy 15 milionów złotych inwestycji – jest dziura. Inwestorów funkcjonujących w tym przedziale zapewne można wyliczyć na palcach jednej ręki.