Na co dzień Ursula Wanecki jest specjalistą od podatków. Na swoim profilu na Facebooku zaznaczyła, że prowadzi „własną działalność gospodarczą”. Czy intratną – można się tylko domyślać. Wanecki, w Niemczech od 1985 roku, jest oficjalną dublerką kanclerz Angeli Merkel.
- Podobieństwo uderzające – pisze jeden z gości profilu. I rzeczywiście, Wanecki wypracowała sobie mimikę i gestykulację, do złudzenia przypominające kanclerz Niemiec, najpotężniejszą kobietę świata. Ba, z naturalnym wdziękiem oryginału Wanecki zaklada też garsonki w wyrazistych kolorach, tak dobiera też torebki, skromną biżuterię i buty. Tak samo grzywka – kwitują reporterzy Deutsche Welle, którzy mieli możliwość zajrzeć do domu „Bundeskanzlerin”.
Podobieństwo najpierw dostrzegli znajomi pani Ursuli. Trochę pod naporem ich namów wysłała ona swoje zgłoszenie do agencji zajmującej się rekrutowaniem sobowtórów i potencjalnych dublerów znanych osób. Odpowiedź „podobieństwo nieznaczne” przyjęła początkowo z ulgą.
Aż w 2013 roku zadzwonił do niej jeden z menedżerów agencji, pracujący dla teamu Angeli Merkel: kanclerz potrzebowała kogoś, kto zdejmie z niej część obowiązków. Wbrew pozorom chodzi o nie byle jakie, z punktu widzenia warsztatu polityka, sprawy: udział w sesjach zdjęciowych, np. na potrzeby niektórych kampanii społecznych, część oficjalnych spotkań, udział w serialu „Du bist die Kanzlerin”. Jak z całą mocą podkreśla Wanecki, do występów o charakterze satyrycznym kancelaria Angeli Merkel wynajmuje kogo innego.
Od tamtej pory życie pani Ursuli przyspieszyło. - Musiałam dojrzeć intelektualnie i politycznie; byłam konfrontowana z sytuacjami, które mnie przerastały – wspominała. Na co dzień zaangażowana w prace nad integrowaniem mieszkających za Odrą Polaków z niemieckimi sąsiadami, w 2015 r. - w apogeum kryzysu uchodźców – odmawiała przyjmowania części zleceń. - Odmawiałam udziału w targach, festynach. Bałam się tłumu. Dobrze, żę był wtedy ze mną mąż – kwituje. O tyle to dziwne, że zarówno w miejscowości, w której osiadła, jak i na ulicach Berlina przypadkowi ludzie traktują ją z olbrzymią życzliwością.
Ale bywały też zlecenia, których się podjęła mimo kontrowersji. Wanecki wzięła udział w sesjach zdjęciowych m.in. dla magazynu lesbijek „Straight” oraz w sesjach dla tytułów „Le Monde” i „Die Zeit”, w których współuczestniczył dubler Francoisa Hollande'a. - Nie jestem pruderyjna, ale uznałam tę sesję za wręcz absurdalną – mówiła o tej pierwszej. - Bałam się autentycznie, co powie nie tyle mój mąż, ile kanclerz? Zaczęłam czytać o problemach homoseksualistów, o kilkunastu tysiącach zamordowanych w Auschwitz za orientację. Wtedy coś we mnie pękło – dodawała.
Jedyne, co przeszkadza w oficjalnym odbiorze dublerki Angeli Merkel to jej polski akcent. Wanecki nie pozbyła się go mimo trzydziestu lat spędzonych w Niemczech. Wciąż jest zresztą związana z Polską – wspiera dom dziecka w Stargardzie oraz zasiada w jury konkursu „Być Polakiem”.