Fabryki porcelany w Ćmielowie i Chodzieży za czasów PRL były legendą. Ale lata transformacji wystawiły je na ciężką próbę: nie dość, że trzeba było przestawić zarządzanie biznesem na nowoczesne tory, to jeszcze Polacy zaczęli kupować przemysłowo produkowane produkty porcelanopodobne z Chin, a kunsztowne rzemiosło stało się dla nich zbędnym wydatkiem. Ostatnią, desperacką próbą uratowania znanych niegdyś fabryk było połączenie Ćmielowa z Chodzieżą w jedną firmę. Ku konsternacji wszystkich zainteresowanych, pacjent... przeżył.
Goście tegorocznej edycji prestiżowej wystawy DesignMarch w Rejkjaviku w pewnym momencie musieli zmierzyć się ze stosem naczyń upaćkanych ciemnoniebieską farbą. Nie było to jednak niedbalstwo czy pozostałość po poczęstunku na otwarcie, lecz ekspozycja gości z Polski – przedstawicieli Polskich Fabryk Porcelany Ćmielów i Chodzież S.A.
Elegancka zastawa ze śladami dłoni była jednak niespodzianką, jaką zgotowali odwiedzającym autorzy zrealizowanego w Ćmielowie projektu „Ludzie z Fabryki Porcelany” (People from the Porcelain Factory). Ślady palców i całych dłoni należały do pracowników, którzy na wczesnym etapie produkcji w specjalnych rękawiczkach pozostawili swoje odciski na zastawie. Początkowo niemal niewidoczne ślady, w procesie wypalania przybrały ten charakterystyczny granatowy odcień.
I gdzie tu trzymać żyletkę?
– Projekt miał zademonstrować, jak istotną rolę odgrywa człowiek w fabryce – tłumaczył koncepcję projektu jego współtwórca Arkadiusz Szwed, projektant i technolog ceramiczny, absolwent malarstwa na Uniwersytecie im. Jana Kochanowskiego w Kielcach. – Pokazuje nam, że porcelana, której używamy to rezultat ludzkiej pracy, a dotyk ludzkich dłoni jest częścią całego procesu produkcyjnego. Tymczasem dziś producenci starają się usuwać wszystkie ślady ludzkiej pracy. Demonstrując, jak wielu ludzi dotykało produktu na linii produkcyjnej, sprawiamy, że przestaje on być anonimowy – dodawał.
– Skąd pani wie, w którym miejscu trzymać żyletkę – dopytywała reporterka „Głosu Wielkopolskiego” jedną z pracownic z Ćmielowa, zajmującą się poprawianiem niedoskonałości na porcelanowych filiżankach po pierwszym wypale. – Nie wiem skąd – odparła rozbrajająco jej rozmówczyni.
Wbrew pozorom to wciąż ludzie są największym skarbem połączonych fabryk w Ćmielowie i Chodzieży. Produkcja obu zakładów to w sumie 420 ton porcelany rocznie, z czego zaledwie połowa trafia na rynek krajowy, natomiast reszta trafia na czołowe rynki europejskie i globalne, nie wyłączając wyrafinowanych klientów w Wielkiej Brytanii i Chinach, czyli w krajach, które mają własne wielowiekowe tradycje tworzenia wyrobów z porcelany. Ze stworzonym obok fabryki Ćmielów Design Studio współpracuje też jeden z najsłynniejszych polskich projektantów ceramicznych cacek – Marek Cecuła (Arkadiusz Szwed jest jego wieloletnim asystentem).
Pewnie ktoś zarobi. Tyle że nie Polska
Nie zawsze było tak różowo. Założona w 1790 r. fabryka w Ćmielowie nabrała impetu dopiero w połowie XIX w., dzięki sieci dystrybucyjnej, która sięgnęła Warszawy. Wtedy zaczęto tu produkować porcelanę, w tym otoczone legendą „koszyczki” z cienkich porcelanowych wałków. Na przełomie XIX i XX w. (gdy w wielkopolskiej Chodzieży powstał konkurencyjny zakład) Ćmielów przeżywał rozkwit. W latach 20. na krótko oba zakłady zostały połączone, fuzja nie preztrwała jednak II wojny światowej.
W czasach komunizmu, mimo nacjonalizacji, polskie fabryki porcelany pozostawały symbolem wysokiej jakości i pozwalały sobie na eksperymenty z nowoczesnym designem (wówczas się nie przyjął, za to dziś Ćmielów ma mnóstwo projektów „z epoki”, które znajdują chętnych). O ironio, w największe kłopoty branża wpadła dopiero w czasach transformacji.
– Pamiętam, jak mi żal było niszczejącego zakładu w Chodzieży, kiedy przejeżdżałem koło niego pociągiem – wspominał jeden z użytkowników portalu wykop.pl. Rzeczywiście, wraz ze zmianami polityczno-gospodarczymi rynek zalała tania, porcelanopodobna produkcja z Chin. Mało kto miał ochotę inwestować od kilkuset do kilku tysięcy złotych w zastawy z zakładów w Ćmielowie i Chodzieży, skoro w najbliższym hipermarkecie półki uginały się od podobnych – wydawałoby się – wyrobów. Do tego dochodziła przestarzała struktura fabryk, stary park maszynowy, brak zainteresowania designem retro.
W akcie desperacji obie firmy – ta w Ćmielowie w formule spółki z o.o., ta w Chodzieży jako spółka akcyjna – postanowiły się połączyć. Firma, jaka powstała w 2013 roku z tej fuzji, stała się największym w Europie producentem porcelany cienkościennej. Mimo to Polacy przyjmowali wieść o fuzji z – subtelnie rzecz ujmując – pewną dozą sceptycyzmu. – W ciągu kilku następnych lat jedna z nich zostanie zamknięta – prorokował czytelnik jednej z gazet. – Pamiętam, czym skończyło się połączenie hut Katowice i Sendzimira, pewnie ktoś nieźle zarobi. Tyle że nie Polska – dorzucał inny.
Obawy się nie sprawdziły. Dziś Polskie Fabryki Porcelany wchodzą w skład Grupy Kapitałowej Wistil. Obie kluczowe fabryki wymieniają się doświadczeniami, a jak trzeba, i fachowcami. Doszło do swoistej specjalizacji: Ćmielów to te serwisy, które moglibyśmy nazwać luksusowymi, oraz wyjątkowe projekty o bardziej designerskim charakterze. Chodzież to produkty nieco może tańsze i mniej spektakularne, za to chętniej i na większą skalę kupowane przez przeciętnego zjadacza chleba. Najlepszym przykładem mogła być Kropla z Chodzieży, która niespodziewanie okazała się przebojem w Niemczech.
Success story
– Porcelana powinna być dopasowana do naszego wnętrza, do domu i do nas – opowiadał Sebastian Kozłowski, dyrektor produkcyjno-rozwojowy w zakładach w Chodzieży. – Są także nowoczesne kierunki, a jeden z nich na przykład mówi, że w surowym wnętrzu powinien być jakiś mocny akcent: na przykład bogata porcelana. Tak więc zgodnie z tym nurtem, na przykład we wnętrzu ze szkła i betonu, na stole pojawia się bogato zdobiony ćmielowski zestaw Rococo – kwitował.
Zdaniem Olgi Łosiak z Łódź Design Festival dobra passa polskiej porcelany trwa w najlepsze: głównie za sprawą patriotyzmu konsumenckiego i tego, że Polacy zagustowali w kupowaniu designu i wysokojakościowych produktów z polskich fabryk. – W tym przypadku chodzi o firmę, która istnieje od ponad dwustu lat i choćby dlatego cieszy się wielką renomą. Produkowała specjalnie dedykowaną porcelanę na zlecenie głów państw i rodów arystokratycznych, więc idzie za nią prestiż – mówi.
Ale nie tylko o to chodzi. – Kolekcje produkowane wcześniej przez Ćmielów w wielkich zestawach po kilkadziesiąt sztuk od kilku lat można kupować "na sztuki". Można łączyć różne zestawy. Można kupować wyroby przez internet, co było ukłonem w stronę młodego pokolenia. Zmienia się też myślenie o samej koncepcji spożywania posiłków – wylicza Łosiak. – A fabryki w Ćmielowie i Chodzieży idą z duchem czasu i przystosowują się do tych zmian: wznawiając kolekcje, które kiedyś były rynkowym przebojem, jak odświeżając formy i pokazując pomysły konceptualne m.in. na wystawach w Rejkjaviku czy we Frankfurcie – dodaje.
– Ludzie chętnie dziś kupują produkty spersonalizowane, indywidualne, nietypowe – podkreśla Olga Łosiak. – Na dodatek Ćmielów stawia na współpracę z projektantami, zarówno z Polski, jak i zagranicy. Ba, oni się nimi chwalą, jak np. współpracą z Markiem Cecułą, bardzo znanym ceramikiem, który kształcił swój kunszt za granicą, otworzył pracownię w Nowym Jorku i jest też odpowiedzialny za Ćmielów Design Studio, w którym szkoli się młodych artystów na potrzeby fabryk porcelany – kwituje.
– Ta porcelana, która jeszcze niedawno stała u nas w meblościankach, w tej chwili wraca na stoły i przy niej się ucztuje – podkreśla Łosiak. A jednocześnie takie projekty, jak People from the Porcelain Factory, pozwalają przebijać się na zagraniczne rynki. Czyżby success story?