Banki, sklepy spożywcze, siłownie czy stacje benzynowe – w każdym z tych miejsc możesz trafić na przesadnie rozgadanego nieznajomego. Jeżeli jednak po chwili niezobowiązującej pogawędki rozmowa zboczy na temat pracy, bądź ostrożny. Być może bierzesz właśnie udział w rozmowie kwalifikacyjnej.
Pan Marek dwa razy w tygodniu po pracy udaje się na siłownię. Pewnego dnia, w trakcie ćwiczeń na bieżni, dołączył do niego nieznajomy towarzysz. Rozmowa się klei, chwilę później obaj mężczyźni przechodzą na tematy zawodowe. Pół godziny później pan Marek dostaje ofertę...zmiany pracy.
Ta forma rekrutacji na Zachodzie znana jest pod nazwą „scouting” od lat. W jej ramach rekruterzy opuszczają swoje biura i udają się w teren, by znaleźć kandydatów na pracowników. W Polsce "scouting" dopiero raczkuje, ale agencje HR coraz częściej są zmuszone do jej stosowania.
– Branża HR boryka się z problemem rynku pracownika. Ciężko jest pozyskać odpowiedniego kandydata. Dlatego agencje starają się korzystać z różnych, czasami niestandardowych form rekrutacji – tłumaczy INN:Poland, Kamila Waluga z agencji rekrutacyjnej Smart HR.
Ekspertka dodaje, że rekruterzy powinni obserwować i starać się pozyskiwać potencjalnych kandydatów w każdych okolicznościach. – Zaletą tej metody jest to, że próba pozyskania pracownika ma miejsce, gdy ten znajduje się w swojej przestrzeni bezpieczeństwa, w miejscu, które często nie kojarzy się z biznesem. Dzięki temu kandydat zachowuje się swobodnie i ujawnia prawdziwe cechy swojej osobowości – zauważa.
Kto powinien mieć się na baczności? Według Walugi, zakres zawodów, w których można rekrutować poprzez scouting, jest tylko kwestią ograniczeń wyobraźni. Jednak ze względu na ogromne braki w branży IT to właśnie programiści są dzisiaj najbardziej łakomym kąskiem.
Programiści w obiegowej opinii są jednak dość introwertyczni. Jak można się z nimi kontaktować? Na przykład na platformach do gier on-line. – Środowisko tych graczy jest jednocześnie środowiskiem pasjonatów IT, często programistów. Rekruter wykorzystuje wtedy forum albo czat do tego, aby zagadać i zbadać chęć do ewentualnej współpracy – mówi Waluga.
Katarzyna Raczkowska z Master HR wskazuje natomiast, że szukanie kandydatów do pracy w ich naturalnym środowisku jest najbardziej pożądane na stanowiskach sprzedażowych, związanych z tworzeniem wizerunku firmy. – W moim doświadczeniu zawodowym miały już miejsce sytuacje, w których rekruter wcielał się w rolę tajemniczego klienta i przychodził do banku. Obserwował, czy doradca radził sobie z obsługą, w jaki sposób prowadzi procedurę i jak się komunikuje z klientem – opowiada.
Dużo dłuższą tradycję takie łowienie pracowników ma na zachodzie Europy i w USA. Wśród HR-owców znany jest przykład amerykańskiego First Merit Banku. W poszukiwaniu doradców klienta jego rekruterzy zapuszczają się w teren, odwiedzając sklepy i stacje benzynowe. W ten sposób sprawdzają, czy ktoś z obsługi nie przejawia nadzwyczajnych talentów interpersonalnych.
W Polsce o podobnej historii opowiadał prezes gliwickiej spółki Marco. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Marek Śliboda przyznał, że zdarzało mu się wciągać do firmy przypadkowo poznanych ludzi. Jednego z pracowników poznał, odwiedzając bułgarski hotel. Zaskoczyła go wówczas wyjątkowa uprzejmość jednego z tamtejszych boyów hotelowych. – Widział, że jesteśmy zagubieni, i zaoferował nam pomoc, nie wyciągając ręki po napiwek. Zrobił na mnie duże wrażenie, więc zaproponowałem mu, żeby z nami pracował i zajął się obsługą bułgarskiego rynku – opowiadał.
O tym, że pracę można zdobyć w każdej sytuacji, przekonana jest Katarzyna Raczkowska. – Znam firmę, organizującą imprezy biegowe, która zatrudniła zwycięzcę jednej z edycji – argumentuje. Pół żartem, pół serio, możemy więc powiedzieć, że praca czeka na nas dzisiaj wszędzie. Dosłownie.