Ulica Mińska we Wrocławiu to miejsce, w które uderzają największe światowe koncerny. Swoją siedzibę ma tam bowiem polska firma ViralSeed. Czego mogą od niej chcieć? Pomocy w...wypromowaniu swoich filmów.
– Gdy w 2011 roku ubiegałem się o fundusze europejskie na zautomatyzowanie mojej platformy spotkałem się z totalnym niezrozumieniem. „Po co, skoro ludzi oglądają filmiki na YouTubie sami z siebie?” – usłyszałem – opowiada nam Marcin Dudkiewicz, CEO ViralSeed.
Przedsiębiorca przez lata pracował jednak w Anglii. Tam video seeding miał się wówczas bardzo dobrze. – W tym samym czasie w Polsce mało kto o tym wtedy wiedział – wspomina.
Kilka lat później czas przyznał mu rację. Dzisiaj wyliczankę marek, które znajdują się w portfolio przedsiębiorcy można by przeciągać w nieskończoność. W środku znajdziemy m.in. największe koncerny motoryzacyjne (Volkswagen, Porsche, Volvo), producentów żywności (Coca-Cola, Danone, Algida), stacje telewizyjne (TVN) czy twórców gier komputerowych (EA Sports).
Walka o uwagę
W jaki sposób działa ViralSeed? Klient – zazwyczaj duża globalna marka – chce dotrzeć ze swą ofertą do jak największego grona odbiorców. Zgłasza się w tym celu do domu mediowego. Ten swoje kroki kieruje natomiast właśnie do wrocławskiej firmy. – Dostajemy zwykły link do YT, parametry kampanii i budżet. Po naszej akceptacji video idzie do zainteresowanych wydawców – opowiada Dudkiewicz.
Kim są? – To głównie portale i blogi, ale w kręgu naszych zainteresowań są wszystkie te miejsca, gdzie można umieści odtwarzanie video – tłumaczy. I zapowiada, że ViralSeed zacznie szukać również wsparcia u youtuberów. – Google mocno poobcinał zarobki dla videokreatorów. To sprawia, że stajemy się dla nich bardziej atrakcyjnym partnerem. Z naszego punktu widzenia są użyteczni, mogą promować filmy poprzez linki pod swoimi produkcjami – przekonuje.
Od kliknięcia do obejrzenia, od obejrzenia do poszerowania – reklama natywna w postaci video niepostrzeżenie staje się viralem, odciążając budżet firmy, która nie musi już płacić za promowanie swojej reklamówki.
ViralSeed chwali się, że w 2016 62,5 proc. kampanii przeprowadzonych za pomocą platformy dostało się w trendy na YouTube lub na listę najpopularniejszych filmów. Na swojej stronie firma podkreśla przede wszystkim rezultaty współpracy z Seatem. Na warsztat wzięto wówczas reklamę natywną, w której „przypadkowy” mężczyzna wsiada do auta z zawodową zawodniczką rajdów. Efekt? Ponad 160 tys. darmowych odsłon jakie udało się uzyskać dzięki temu, że filmik zyskał status virala spowodował, że średni koszt dotarcia do klienta wyniósł zaledwie 9 groszy.
Z kierowcą rajdowym u steru
– W branży marketingowej jestem od lat, a video marketingiem zajmuję się od 2008. Mieszkając przed laty w Wielkiej Brytanii, pracowałem, jako podwykonawca dla wielu agencji marketingowych. Pomagałem im promować video klientów w sieci. Kiedy w 2011 wróciłem do Polski, zdecydowałem, że czas założyć własny biznes i zająć się tym, co lubię, w czym jestem dobry. I tak powstał pomysł zajęcia się video seedingiem już nie, jako podwykonawca, ale jako właściciel firmy z tej branży - opowiada Dudkiewicz.
Po krótkim czasie dołączył do niego Maciej Krzyszycha – kierowca rajdowy. Zdaniem Dudkiewicza – urodzony sprzedawca. – Od zawsze chyba miał smykałkę do pozyskiwania sponsorów na starty w rajdach, co przełożyło się w skuteczność w zdobywaniu klientów – śmieje się CEO wrocławskiej spółki.
Początkowo praca obu panów było typowo manualna. Po pewnym czasie Dudkiewiczowi i spółce udało się jednak stworzyć w pełni automatyczną platformę do video seedingu, w postaci sieci reklamowej, łączącej wydawców z reklamodawcami, poprzez cały proces promocji oraz rozpowszechniania video. – W 2015 wprowadziliśmy automatyzację wydawców, a w 2016 dołączyliśmy automatyzację reklamodawców. Dzięki temu dziś ViralSeed to w pełni samoobsługowy system – chwali się.
Kolejne kroki wrocławska spółka zamierza skierować na rynki południowe. Już teraz czyni zakusy na Węgry i Rumunię. – Tam to wszystko dopiero się rozwija i jest dużo więcej miejsca niż na zachodzie, gdzie konkurencja jest olbrzymia – opowiada Dudkiewicz. Mężczyzna przyznaje bowiem, że z zagranicznymi konkurentami walczy głównie za pomocą niskich cen. Stawki są zdecydowanie niższe niż u analogicznych firm na zachodzie Europy – od 20 do 55 groszy za odsłonę. Duże, niezagospodarowane rynki są więc dla Polaków wymarzonym miejscem na szybką ekspansję.