To zapewne efekt sprawy słynnych podwyżek w sieci dyskontów. Opisaliśmy ją w kilku tekstach. Przedstawiciel związkowców w Biedronce, Piotr Adamczak,
mówił nam, że jedyną grupą pracowników, którzy otrzymali realne podwyżki, są zastępcy kierowników. Powiedział nam, że 350 zł z planowanej podwyżki to w istocie nagroda za 100 proc. miesięcznej frekwencji w sytuacji, gdy duża część pracowników to matki, które wychowują dzieci. W takiej sytuacji 100-procentowa frekwencja jest nie do osiągnięcia.