Odzieżowa firma Bialcon z Białej Podlaskiej od kilku lat zmaga się z jedną natrętna myślą: „a może by tak wynieść się z naszą produkcją za granicę?”. I co roku, po naradach, w końcu z tego rezygnuje. Choć w Azji byłoby przecież znacznie taniej.
Bialcon to największy, poza państwem, pracodawca w Białej Podlaskiej. Rzecznik prasowy spółki, Jakub Chwesiuk szacuje, że jeśli chodzi o same szwaczki, jego firma zatrudnia około 220 osób. A do tego dochodzą jeszcze kolejne 150 z zakładów np. z Lubartowa czy Mińska Mazowieckiego, z którymi polskie przedsiębiorstwo współpracuje. Dlatego w przeciwieństwie do innych rodzimych firm odzieżowych, Bialcon postanowił, że całość produkcji będzie odbywać się na terenie kraju.
– Musielibyśmy zwolnić setki ludzi. A nie mówimy tu o pracownikach, którzy pojawiają się w zakładzie na kilka miesięcy i odchodzą. 8-12 letni staż pracy nikogo u nas nie dziwi – opowiada Chwesiuk. I dodaje, że nie jest to łatwa decyzja. – Konkurencja rozwiązuje to inaczej. Ma dzięki temu inne marże i inną politykę cenową – zauważa.
Polacy zrezygnowali więc z jakże popularnej w ich branży wyprowadzki do fabryk w Chinach, a ostatnimi laty – Bangladeszu. Co ma swoją cenę. Kilka lat temu organizacja Clean Clothes Poland policzyła, że wyprodukowanie jednej koszulki na Dalekim Wschodzie kosztuje niecałe 9 zł. Z transportem – 12,5. Czyli wciąż znacznie taniej niż nad Wisłą, gdzie taka sama usługa to już 15-20 zł(wyliczenia „Gazety Wyborczej”). Trzeba jednak przyznać, że już za niedługo polska firma może przestać wyróżniać się na tym polu. Niedawno pisaliśmy, że ze względu na wzrost płac w Państwie Środka, kolejne przedsiębiorstwa decydują się na powrót nad Wisłę.
Swój gospodarczy patriotyzm firma postanowiła jednak zdyskontować. – Umieściliśmy dużą, zewnętrzną informację o tym, że ubrania są produkowane w Polsce– opowiada Chwesiuk. Czy klientów to przekonuje? Twardych dowodów Bialcon na to nie ma, zostaje tylko przeczucie i jednostkowe wrażenia sprzedawców. A także uznanie celebrytów – w ubraniach polskiej firmy widywane są gwiazdy telewizji jak Dorota Wellman, Anna Popek czy Kinga Rusin.
Szalone lata 90.
Początki Bialconu sięgają 1992 roku, czyli czasów, w których o wynoszeniu całych zakładów z Polski nikt jeszcze nie myślał. Polacy wystartowali początkowo jako firma consultingowa (i stąd nazwa: BIAL od Białej Podlaskiej, CON od słowa consulting). Zajmowali się organizacją targów i wymiany handlowej między Polską a Białorusią. W 1994 założycielka Barbara Chwesiuk zakończyła tę działalność i rozpoczęła produkcję odzieży.
– Zaczęło się od kupna 2 maszyn i zatrudnienia 4 szwaczek na dwie zmiany. Nasze przedsiębiorstwo rosło organicznie – opowiada przedstawiciel Bialconu.
A nie było to wówczas szczególnie trudne. Firmy skupiały się na rozkręcaniu swoich mocy produkcyjnych. Brak towaru na rynku powodował, że ubrania szły jak woda. Chwesiuk ten okres wspomina z rozrzewnieniem. Do 2000 roku, na rynku wystarczyło być i sprzedawać. Np. jak w przypadku Bialconu, poprzez sklepu multibrandowe. Złote czasy szybko się jednak skończyły
Nad Wisłą jak grzyby po deszczu wyrastały galerie handlowe, w których pojawiały się zagraniczne sieciówki. Idąc ich śladem, trzeba było więc otwierać własne salony. W 2002 roku firma postanowiła ruszyć z modelem franczyzowym.
Ten pomysł na rozwój również zaczął się wyczerpywać. – W 2012 zauważyliśmy, że franczyzobiorcy w prestiżowych lokalizacjach typu Arkadia czy galeria Mokotów nie są w stanie udźwignąć ciężaru najmu – mówi Chwesiuk.
Bialcon dokonał kolejnej reorientacji i ruszył z własnymi salonami – do 2017 roku działalność zainaugurowało 30 takich placówek. We franczyzie pozostaje obecnie kolejnych 50.
Marka tylko dla kobiet
Co ciekawe, polska firma ogranicza się wyłącznie do mody damskiej. Do niedawna oferowała głównie eleganckie ubrania, jak opisuje to Chwesiuk, „kolekcję wizytowo-klasyczną”. Teraz postawiła jednak na rozwój nowej marki – Rabarbaru. Nowy brand to już odzież z rodzaju „awangardowy casual”. – Dzięki temu pozyskujemy młodszych, bardziej nastawionych na eksperymenty klientów – zaznacza Chwesiuk.
Co dalej? Z pewnością w dalszej perspektywie konieczne będzie rozpoczęcie ekspansji zagranicznej. Polska spółka na razie o tym nie myśli, uznając, że na krajowym rynku wciąż jest wiele do zrobienia. W raporcie przygotowanym przez Bank Pekao czytamy jednak, że "dynamika polskiego rynku odzieżowo-obuwniczego może utrzymywać się na poziomie około 5 proc. nawet do końca dekady". Ten jednak zbliża się szybkim krokami. Konieczne będzie rozszerzenie zasięgu rozpoznawalności i wejście na nowe rynki – sugerują twórcy raportu.