„Rynek pracy nie przetrwa bez millenialsów”, „Jak pozbyć się złej sławy millenialsa w CV?”. Millenialsi to, millenialsi tamto. Media oszalały na punkcie millenialsów, a ich rozkapryszenie, poszukiwania posad marzeń czy oczekiwania płacowe są roztrząsane niemal tak samo, jak sejmowe batalie. Tymczasem na polskim rynku pracy większość stanowią wciąż przedstawiciele poprzednich generacji. I dla wielu firm to oni są upragnionym celem rekrutacji.
„Firma istnieje na rynku lokalnym Jeleniej Góry od 15 lat, jest zakładem produkującym łańcuchy do maszyn rolniczych oraz wiele innych łańcuchów specjalnych. Zatrudnienie w firmie waha się w granicy 30 osób, z czego 80% to osoby po 45. roku życia” – czytamy na stronach jednego z projektów realizowanych na Dolnym Śląsku w oparciu o Program Operacyjny Kapitał Ludzki. – „Z uwagi na fakt, iż zakład działa w bardzo specyficznej i wąskiej branży, jego funkcjonowanie w dużej mierze uzależnione jest od doświadczonych pracowników”.
Atuty takiego stanu rzeczy? „Bardzo często zachodzi potrzeba, aby osoby pracujące w firmie posiadały łatwość we wdrażaniu nowego asortymentu produkcji, co związane jest ściśle ze stażem pracy, jaki posiadają” – piszą twórcy projektu. „Nasi kontrahenci darzą zaufaniem zespół pracowników, z którym współpracują od lat, uważają za mocną stronę firmy fakt, że ludzie stanowią zgraną grupę. Załoga identyfikuje się z misją i wizją przedsiębiorstwa, co ułatwia w dużej mierze jego zarządzaniem. Doświadczenie większości załogi przekłada się na łatwość we wdrażaniu racjonalizacji, co byłoby niewykonalne przy zatrudnieniu młodych”.
Do tego dochodzi szereg innych korzyści: firma oszczędza na szkoleniach, jest w stanie porwać się na bardziej innowacyjne projekty – gdyż doświadczenie ogranicza ryzyko. Może pozwolić sobie na utrzymywanie nieco mniejszego zespołu: bo grupa doświadczonych pracowników wykonuje swój „nadział” pracy szybciej i lepiej niż ich młodsi potencjalni koledzy. No i są jeszcze te elementy, których nie da się zmierzyć, przywiązanie do firmy i poczucie odpowiedzialności za wykonywaną robotę. Młodzi ludzie to „jumperzy”, zmiana pracy wydaje się być dla nich stanem normalnym.
Dynamiczny świeżak[/b]
Była beczka miodu, to teraz łyżka dziegciu. „Mimo, iż osoby 45+ mają większą wiedzę zawodową, to ze względu na mniejszą skłonność do edukacji jej nie rozwijają, nie dostosowują do potrzeb gospodarki, co w konsekwencji powoduje, iż mają problemy z utrzymaniem swojego dotychczasowego zatrudnienia czy ponownego wejścia na rynek pracy” – czytamy w przeprowadzonym kilka lat temu przez Iwonę Kukulak-Dolatę badaniu „Pracownicy w wieku 45+ w opinii pracodawców”.
Do tego dochodzi jeszcze przekonanie o „mniejszej dynamiczności” starszych pracowników i obawie przed wyzwaniami. Ale ten zestaw wad starszych pracowników blednie przy ich zaletach. Z wspomnianego badania wynika, że jakość pracy pracowników w średnim (i zaawansowanym) wieku jest oceniana wyżej niż ich młodszych rywali. Przeświadczenie, że starsi więcej chorują, jest błędne: statystycznie spędzają na zwolnieniach tyle samo czasu, co świeżaki po studiach. Ten sam brak dynamiki przekłada się na większą lojalność wobec firmy, więc pracodawca jest zmuszony wybierać: młody wilk, który odejdzie w każdej chwili, czy starszy niedźwiedź, może i mniej zwinny, ale stanowiący oparcie.
– Wszystko zależy od tego, czym się firma zajmuje i jaką ma strategię, jeżeli chodzi o zatrudnianie. Są firmy, którym zależy na tym, żeby przechwytywać ludzi młodych, najlepiej zaraz po studiach. Bo łatwiej ich ukształtować na potrzeby danej korporacji i, wbrew pozorom, są w stanie na więcej się zgodzić, by mieć np. znaną firmę w CV. Są też firmy, w których wiedza i doświadczenie nie odgrywają tak wielkiej roli, jak zapał i ambicje – mówi INN:Poland Maria Zakrzewski, prezes Great Place To Work. Według niej, mamy do czynienia z wieloma stereotypami: np. że w branży IT jest mnóstwo młodych ludzi. – Z naszych badań wynika, że wcale nie jest ich tam wielu. To branża, w której właśnie doświadczenie gra wielką rolę – podkreśla.
Od millenialsów uciec się nie da
– W tej chwili millenialsi dominują na rynku pracy, więc nie ma szansy, żeby się nimi nie zajmować i nie patrzeć, jak wygląda ich aktywność. Oczywiście bez szufladkowania. Oni po prostu wnoszą zupełnie inny sposób komunikacji, inaczej więc trzeba podchodzić do zarządzania nimi, stawiania celów i motywowania. Bez tego nie pójdziemy dalej – mówi z kolei w rozmowie z INN:Poland Anna Muszyńska-Jurkow, szefowa HR w firmie Payback. Najnowsze badania prowadzone przez rekruterów na całym świecie wskazują, że millenialsi niedługo będą najliczniejszą grupą pracowników, ale wcale nie najważniejszą. Podporą wielu firm są i będą pracownicy starsi.
Millenialsi są przyszłością, imigranci mogą być tymczasowym panaceum. Jednych i drugich nie starczy jednak, by zaspokoić potrzeby rynku, jeżeli gospodarka ma się dalej rozwijać. – Osoby w wieku powyżej 45. czy 50. roku życia będą odgrywały w firmach coraz większą rolę. Ale nie jest to jeszcze ten moment, my w Polsce jeszcze do tego nie doszliśmy. U nas jest ciągle mocna walka o młodych ludzi i nie mam poczucia, że mamy deficyt, który musimy wypełniać starszymi pokoleniami. Ale ten moment na pewno nadejdzie – mówi Muszyńska-Jurkow.
– Dyskusja o tym, jak potraktować te starsze pokolenia, jest ciągle przed nami. Tym bardziej, że – jak wynika z moich obserwacji – osób starszych w prywatnych firmach praktycznie nie ma. Gdziekolwiek nie pójdziemy, to 45 lat wygląda na późny wiek, dominują młodzi ludzie. I często zastanawiam się, gdzie się podziewają osoby w starszym wieku – mówi rekruterka. – Są firmy, w których ich nie widać, ale i firmy, w których widać tylko takie, wszystko zależy od tego, jak firma się pozycjonuje, jakie ma potrzeby, do jakiej grupy odbiorców próbuje trafić – mówi z kolei Zakrzewski.
Podejście mentora
Millenialsi to ludzie urodzeni w latach 1984 – 2004. Ludzie przełomu wieków. Ich poprzednikami są baby boomers, osoby urodzone w powojennych latach wyżu demograficznego (1946 – 1964) oraz pokolenie X (1965 - 1984). Tyle teoria. Pokolenie Y to dzieci baby boomersów albo pokolenia X. Sęk w tym, że definicja millenialsów jest tak szeroka, że mimo wielu publikacji nie dało się stworzyć ich pełnego obrazu. Są rzutcy, ale wycofani. Pewni siebie, ale nieśmiali. Wiedzą czego chcą, ale często mieszkają z rodzicami, bo tak im wygodnie.
Sprawiają też spore kłopoty branży HR. Owszem, bywają wśród nich zacni pracownicy, ale wielu potrafi wycinać niezłe numery podczas rozmowy o pracę. Wielu z nich spóźnia się, część nie przychodzi w ogóle, bo znaleźli coś innego, ich wymagania finansowe są wygórowane, a umiejętności niewielkie. Według socjologów najlepiej wykształcone jest pokolenie X, zaś baby boomersi mają największe doświadczenie, głównie z racji wieku.
– Są trendy, które się powtarzają, natomiast to jest bardzo zróżnicowana grupa. To, co dla tych ludzi jest wspólne, to sposób przyjmowania informacji i funkcjonowania w świecie oraz dostęp do technologii. Nowoczesne narzędzia komunikacji bardzo się upowszechniły w ostatnich czasach i nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić świata na przykład bez social mediów. Tego typu aspekty musimy wplatać w działania HR – mówi nam Anna Muszyńska-Jurkow.
Ale jeśli chodzi o naukę uniwersalnych zasad i twardej wiedzy, dzisiejsi pracownicy „w wieku średnim” są niezastąpieni. Co są w stanie przekazać millenialsom? – Spokojniejsze podejście do podejmowania decyzji, dystans do informacji, nie ekscytowanie się nimi. Trochę mniejszą emocjonalność. Te osoby cechuje wiedza połączona z doświadczeniem, one rozumieją, że pewne rzeczy się zdarzają i nie zawsze trzeba drzeć szaty, tylko spokojnie przeanalizować lub zrobić krok wstecz. Wprowadzają spokój w miejsca, które cechuje duża emocjonalność i skoki zachowań – twierdzi Anna Muszyńska-Jurkow.