700 milionów złotych – w przeliczeniu na taką kwotę inwestorzy z londyńskiej giełdy wycenili firmę założoną przez Jasia Bagniewskiego, przedsiębiorcę z Wysp, który wyemigrował z Polski w dzieciństwie i od kilku lat podbija europejski rynek... materacami. Tylko we Francji jego firma sprzedała w pierwszym dniu sprzedaży 9 tysięcy sztuk tego produktu, na Wyspach – 6 tysięcy. Bagniewski zapowiada, że to dopiero początek i Eve Sleep będzie warta jeszcze więcej.
Bagniewski wyjeżdżał z Polski jako trzylatek. – Moi rodzice nie szukali tu lepszego życia. Wyjeżdżali w poszukiwaniu azylu politycznego, bo tata był antykomunistycznym działaczem – opowiadał przedsiębiorca dziennikarzom brytyjskiego magazynu „Elite Business Magazine”. Dzięki programom wsparcia, jakie wówczas oferowali takim osobom wyspiarze, dostawał się do kolejnych szkół, w tym prestiżowej Westminster School, a potem uniwersytetu w Manchester. – Zawsze wydawało się, że jestem tym, który najczęściej jest zawieszony. Zawsze lubiłem robić wszystko po swojemu i nie przepadałem za mówieniem mi, co mam robić – dodawał.
Tak samo było po studiach: olbrzymia większość kolegów Bagniewskiego wybierała karierę w największych korporacjach i City, tymczasem przyszły twórca Eve Sleep próbował własnych sił w biznesie. Dwa lata po skończeniu nauki, w sumie dosyć przypadkowo, wylądował na kanapie naprzeciw braci Samwer – przedsiębiorców znanych dziś najlepiej z założonego w Berlinie inkubatora Rocket Internet. – Zakładaliśmy dla nich wiele firm, w tym Zalando na Wyspach i w Polsce (Zalando było flagowym projektem braci Samwer) – mówi dziś Bagniewski INN:Poland. – W ten sposób zaczęliśmy poznawać Groupona
Proste triki
Wiedza o tym, jak funkcjonować na Grouponie miała stać się fundamentem dzisiejszego biznesowego imperium Polaka. – Gdy rozeszły się nasze drogi z Rocket Internet, zaczęliśmy się zastanawiać, jakie produkty moglibyśmy sprzedawać na Grouponie – mówi nam szef Eve Sleep. – Kryteria były dosyć proste: marża musiała być dosyć wysoka, bo Groupon działa na podstawie zniżek, a drugie założenie brzmiało – musimy produkować lokalnie, żeby nie trzeba było magazynować towaru przed sprzedażą na Grouponie – dorzuca.
Z asortymentu, który wówczas produkował Bagniewski, najlepiej kryteria te spełniały materace. I okazały się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Jak podkreśla nasz rozmówca, tylko w ciągu pierwszej doby sprzedaży na brytyjskim Grouponie (jeszcze jako firma Zen Bedrooms, podczas gdy eve Sleep istnieje od 2015 r.) firma miała 2 miliony dolarów obrotów, nabywców znalazło sześć tysięcy produktów. Nad Sekwaną było jeszcze lepiej: w ciągu pierwszych 24 godzin sprzedało się 9 tysięcy produktów. Doświadczenia z obserwacji zachowań użytkowników Grouponu pozwoliły po latach dopracować koncepcję eve Sleep. Ta firma z kolei z czasem oferta zaczęła się poszerzać o dodatki związane z wyposażeniem sypialni.
Tajemnicy tej ekspansji można się doszukiwać w cenie. Ale to byłoby zbytnie uproszczenie. Bagniewski trafnie zidentyfikował kilka słabości rynku tego typu produktów. Po pierwsze, materace są produktem stosunkowo upierdliwym w biznesowej obsłudze: są duże i nieporęczne, trudno je magazynować, zajmują w sklepach sporo miejsca. Po drugie, nie sposób w pełni ich przetestować w sklepie – nawet jeżeli klient może się na materacu wyciągnąć, to kwadrans wylegiwania się nijak się ma do spędzonej na takim materacu nocy. Po trzecie, nawet jeżeli klient uzna w końcu, że nie jest z zakupu zadowolony, to odsyłanie do sklepu tak nieporęcznego przedmiotu, jakim jest materac, wydaje się być drogą przez mękę.
Eve Sleep stara się omijać wszystkie te słabości: łańcuch dostawców i pośredników jest wyjątkowo krótki, sprzedaż prowadzona niemal wyłącznie przez internet (co upraszcza magazynowanie, logistykę i ekspozycję towaru), a wreszcie – klienci mają sto dni na zwrot towaru. – A jeżeli ktoś jest niezadowolony, wysyłamy kuriera, który odbierze materac i odda całą wydaną kwotę. Cały proces jest znacznie przyjemniejszy niż tradycyjny zakup materacy – mówi Bagniewski.
Rywal di Caprio
– Nasi konsumenci rozumieją, że dostają lepszy produkt za niższą cenę. A nasi inwestorzy wiedzą już, że jesteśmy godną zaufania, popularną firmą z doświadczeniem, a nie start-upem – kwituje twórca Eve Sleep. Najwyraźniej tak było: debiut firmy na AIM (Alternative Investment Market), jednym z indeksów London Stock Exchange, przyniósł twórcom firmy 35 milionów funtów dodatkowych środków finansowych. A jednoczenie Bagniewski, jego wspólnicy i pracownicy firmy nie stracili nad nią kontroli: w ich rękach pozostaje wciąż większościowy pakiet akcji.
W sumie trudno się dziwić. Przychody firmy wzrosły w ubiegłym roku o 300 procent – głównie dzięki marketingowej ofensywie oraz outsourcingowi. Menedżerowie zapowiadają, że Eve Sleep ma być największym w Europie producentem materaców. – Pieniądze, jakie udało nam się pozyskać na giełdzie, mają posłużyć do realizacji czterech celów – tłumaczy INN:Poland Jaś Bagniewski. – Przede wszystkim chcemy zintensyfikować kampanię reklamową, zwłaszcza na rynkach brytyjskim, niemieckim, francuskim, holenderskim, włoskim i polskim. Poza tym staramy się wchodzić na kolejne rynki, od niedawna jesteśmy np. w Skandynawii i Hiszpanii; rozwijamy też nowe produkty: do końca tego roku chcemy mieć dziesięć kolejnych. No i wreszcie chcemy finansować nową formułę sprzedaży, poprzez podnajem powierzchni sklepowej w określonych punktach – wylicza.
Eve Sleep nie ma lekko, na rynku musi konkurować choćby z firmami takimi jak Simba Sleep czy wspieraną przez Leonardo di Caprio firmą Casper. Dziś wszyscy próbują już zbijać ceny i dawać długie tygodnie na testy materaca. Bagniewski nie traci jednak rezonu. – Są powody, dla których jesteśmy największym z tych producentów, zdobyliśmy najwięcej pieniędzy i najbardziej prestiżowych inwestorów oraz najlepsze recenzje – ucinał w rozmowie z „Elite Business Magazine”. – Tak czy inaczej, nie pozostaje nam nic innego, jak skoncentrować się na własnych planach, a reszcie życzyć wszystkiego dobrego.
Innymi słowy, konkurencja nie spędza szefowi Eve Sleep snu z oczu. Jak twierdzi, kieruje się jedną zasadą: zawsze koncentrować się na następnym etapie. Być może w Polsce, gdyż – jak mówi INN:Poland – tu żyją jego rodzice, stąd pochodzi żona i wielu dobrych przyjaciół i znajomych. – Do tej pory było mnóstwo pracy przy przygotowaniach do debiutu na LSE, ale może teraz znajdę więcej czasu na to, by rozejrzeć się w polskim biznesie. Wiem, że środowisko start-upowe bardzo szybko się w Polsce rozkręca – zapowiada.