"Kiedy widzisz biegnącego sapera, nie daj się wyprzedzić" mówi stare porzekadło. Co powiesz, kiedy usłyszysz, że pracownik ZUS jest przerażony, gdy myśli o swojej przyszłej emeryturze? Wielu z nich nie zostałoby w pracy ani dnia dłużej, niż to potrzebne. Nie biorą płatnych nadgodzin, bo wolą dorabiać gdzie indziej.
Pracownicy ZUS z przerażeniem myślą o końcówce roku, kiedy 300 tysięcy nowych osób nabędzie prawa emerytalne. Aż 80 proc. z nich z miejsca ruszy do Zakłądu, by dostać emeryturę. To efekt obniżenia wieku emerytalnego. Wszystko spadnie na głowy urzędników, których grupa i tak prawdopodobnie się zmniejszy.
Zostaną najstarsi, bo młodsi przychodzą do ZUS-u tylko po to, by nabrać doświadczenia i uciec do prywatnej firmy. W Zakładzie nie czeka ich świetlana przyszłość, ta instytucja się wyludnia i starzeje z dnia na dzień.
Sytuacja w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych jest katastrofalna. I nie chodzi już o to, że w kasie firmy nie ma pieniędzy dla emerytów i rencistów. Nie ma jej także dla armii pracowników. W ZUS-ie po raz kolejny rośnie bunt zatrudnionych. Pisaliśmy niedawno o armii praktykantów, których musiał zatrudnić Zakład, by uzupełnić braki kadrowe.
Na co skarżą się pracownicy ZUS-u? Przede wszystkim na niskie zarobki. Średnia pensja w Zakładzie oscyluje w granicach 4 000 zł, oczywiście brutto i z dodatkami. Wydaje się, że dramatu nie ma, ale pracownicy twierdzą, że wyniki podbija centrala, zatrudniająca dobrze zarabiających dyrektorów, lekarzy orzeczników, informatyków. W tzw. regionach urzędnicy z wieloletnim doświadczeniem zarabiają poniżej 2500 zł na rękę. Na dodatek wymaga się od nich pogłębiania wiedzy, znajomości przepisów etc. Kiedy? Najlepiej po pracy.
Pracownicy ZUS lepiej niż inni zdają sobie sprawę z tego, że ich emerytury będą głodowe, postanowili więc walczyć o podwyżki. Pierwsze żądania wysunęli już w maju i weszli z pracodawcą w spór zbiorowy, odbyło się już kilka tur rozmów, które nie przyniosły żadnych rezultatów. Związkowcy z ZUS żądają przynajmniej 700 zł podwyżki na osobę, centrala nie chce o tym słyszeć. Proponuje najwyżej 150 zł podwyżki, oczywiście brutto. Pracownicy dostaliby więc miesięcznie ok. 100 zł więcej.
Warto przypomnieć, że związki w Zakładzie nie słyną z waleczności, ostatni spór zbiorowy z pracodawcą prowadziły 4 lata i ugrały niewiele.