„Zdajemy sobie sprawę, że wszelkie aktywności na łonie natury stanowią bardzo wielką, niepodważalną wartość dla osób w każdym wieku. Siły natury są jednak potężne i zawsze musimy się z nimi liczyć” – czytamy na stronach stowarzyszenia Łowcy Burz, które zrzesza pasjonatów meteorologii i tropienia niecodziennych zjawisk atmosferycznych w Polsce. Organizacja postuluje stworzenie prostego systemu, który pozwoliłby uniknąć nie tylko konsekwencji nawałnic, ale też i innych katastrof naturalnych. Chodzi o precyzyjny, oparty na stacjach bazowych BTS, system ostrzegania za pomocą SMS adresowany do osób przebywających na danym terenie.
„Musimy dołożyć wszelkich wysiłków, aby nasze aktywności nigdy nie kończyły się tak tragicznie, tak jak miało to miejsce nocą z piątku na sobotę w Borach Tucholskich” – twierdzą Łowcy Burz. – Obecny system działa wyłącznie na zasadzie szeroko adresowanych ostrzeżeń: wydawanych na cały dzień i dla całego województwa. My chcielibyśmy wprowadzić jeszcze jedną formę – komunikatów wydawanych, kiedy zagrożenie powstaje, w chwili formowania się burzy. Po to, żeby powiadamiać wyłącznie regiony, które na pewno znajdą się na trasie jej przejścia, na 2-3 godziny przed jej nadejściem – mówi w rozmowie z INN:Poland Tomasz Machowski, członek zarządu Stowarzyszenia.
Ostrzeżenia wydawane z większym – kilkunasto- czy kilkudziesięciogodzinnym – wyprzedzeniem zazwyczaj bywają mało skuteczne. Pogoda jest wypadkową zbyt wielu zmiennych, by móc formułować szczegółowe prognozy, o czym zresztą przekona się każdy, kto próbuje się dowiedzieć, jaka będzie aura następnego dnia. Tendencje stosunkowo łatwo przewidzieć, ze szczegółami już różnie bywa.
Tak samo z burzami: to, co zapowiada się na groźną nawałnicę, może skończyć się rzęsistym, ale stosunkowo niegroźnym deszczem. To, co zapowiadane jest jako „silny wiatr” może przekształcić się z tornado, porywające słabsze drzewa czy liche budynki.
Stąd potrzeba stworzenia nowego systemu. Łowcy Burz postulują, żeby opierał się on przede wszystkim na bieżących obserwacjach – danych radarowych i satelitarnych, danych z detekcji wyładowań atmosferycznych, analizie bieżących danych ze stacji meteorologicznych. Nie w skali Polski, nie w skali województwa lecz w danym regionie. – Warto byłoby, gdyby taki system, poza przesyłaniem informacji do służb ratowniczych czy centrum zarządzania kryzysowego, był połączony z siecią telefonii komórkowej. Za jej pomocą, osoby znajdujące się w zasięgu stacji BTS – znajdującej się na trasie przejścia żywiołu – dostawałyby informacje o zagrożeniu – mówi Machowski.
Oczywiście, chodzi o proste powiadomienie SMS. Jak wiadomo, nasze telefony łączą się z najbliższą stacją bazową – zdaniem Łowców Burz stacje na określonym terenie, np. kilku najbardziej zagrożonych gmin, mogłyby automatycznie rozesłać ostrzeżenia do wszystkich telefonów znajdujących się w ich zasięgu. Skuteczność takiego rozwiązania zapewne nie byłaby stuprocentowa (niektórzy abonenci mogą mieć wyłączony telefon, inni mogą nie zauważyć powiadomienia lub świadomie je lekceważyć), ale i tak byłaby wyższa niż efektywność obecnie istniejącego systemu.
I o to chodzi. Jak podkreślają Łowcy Burz, „dobry system ostrzeżeń meteorologicznych ma na celu poinformowanie o zagrożeniu jak największej liczby ludzi przebywających w strefie zagrożenia. (…) Wszelkie aplikacje czy strony internetowe nigdy nie będą w stanie zapewnić dużej skuteczności w ochronie ludzi przed zagrożeniami, ponieważ wymagają zaangażowania ze strony użytkownika telefonu (zainstalowanie aplikacji, uruchomienie aplikacji bądź strony, ciągłe sprawdzanie komunikatów)”.
Można dyskutować o tym, jak szeroko zakrojona powinna być informacja o nadchodzącym zagrożeniu. Łowcy Burz chcieliby bardzo precyzyjnego, „punktowego” adresowania komunikatów. – Nie ma potrzeby informować Warszawy o burzy w Radomiu – twierdzi Machowski. – Możemy przewidzieć z dużą dozą pewności trajektorię nawałnic – i jeżeli widać, że ominie dany region, nie ma powodu niepokoić mieszkańców stolicy.
– Wiele zależy od układu burzowego: ten, z którym mieliśmy do czynienia w ostatnich dniach, był dosyć łatwy do przewidzenia. Na dwie czy trzy godziny wcześniej mieliśmy informacje, że istnieje tam wysokie ryzyko wystąpienia burzy z silnymi porywami wiatru – podkreśla członek zarządu Łowców Burz. – Większy problem jest choćby z tzw. burzami wewnątrzmasowymi. Taka nawałnica rozwija się wewnątrz danej masy, nie przesuwa szybko i wkrótce znika. Dlatego trudniej je przewidzieć, a jednocześnie, ich zasięg jest znacznie mniejszy – kwituje.
– Nasze stowarzyszenie od wielu lat apeluje o zmiany w meteorologii, systemach ostrzegania, w dostępności danych. Braliśmy też udział w pracach Sejmu – mówi Machowski. – Chcielibyśmy współtworzyć taki system, ale jako stowarzyszenie non profit nie posiadamy takich środków. Podobnie jak nie jesteśmy w stanie określić kosztów powstania takiego systemu – dorzuca.
Inna sprawa, że taki system w niektórych miejscach już istnieje – zwłaszcza tam, gdzie regularnie dochodziło do tragedii w poprzednich latach. – Z naszych obserwacji wynika, że w rejonach naszego kraju, gdzie kataklizmy zdarzają się dość często, samorządy chętniej udostępniają systemy ostrzegania SMS niż na terenach uważanych za bezpieczniejsze – mówił po ubiegłorocznych burzach Marcin Papiński, dyrektor ds. rozwoju w firmie Infobip. – W warunkach klęski żywiołowej liczą się minuty, a wiadomość tekstowa nie ma sobie równych, jeśli chodzi o czas dostarczenia i odczytania przez użytkownika – dowodził.
Papiński również jest zwolennikiem rozwiązania, które marzy się Łowcom Burz. – Moim zdaniem optymalnym rozwiązaniem jest uzupełnienie istniejących kanałów komunikacji alarmowej o system komunikacji SMS na poziomie gmin, których władze powinny mieć do dyspozycji efektywne narzędzia służące do informowania mieszkańców w sytuacji kryzysowej – stwierdził. Nic dodać, nic ująć.